Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

być poetą
mieć świat za nic, tak jak on mnie
pachnieć dymem papierosa
mieć wróbla
lub kota

zbyt prędko mędrcem się widzieć

kartkami
z wierszami
płacić
na dworcu
za bilet do elizejskich

a nad ranem mdłości
zginać kark przy
nieczystej muszli w szalecie

wszak i tak - \\\'Omnis Moriar\\\'

szur! trach! - kurtyna opadła!
kwiaty zemdlały we flakonie
i tylko myśli krążą

Opublikowano

to już kolejny wiersz, który czytam i się zastanawiam - czy wspólnie pisane - ale jak tam tak jak i tu - oddzielnie - Panie Michale - być poetą nie trzeba mieć ani kota ani psa ani węża lub otwartego scyzoryka w kieszeni - poprostu - trzeba mieć coś do przekazania - a u Pana - "artysta" - - źle mi się kojarzy ten wyraz - i wcale nie dorymu i nie do taktu .... wyświechtany slogizm ... Panie kolego - zacznij Pan od siebie a nie od określania trasy wycieczki wokół tego a tego artysty i przyglądania "sięęę" i trachania - czyli straszenia - chciałem mądrze a wyszło ot co ... - może inni odnajdą coś ciekawszego - byhajmniej dla mnie wiersz ten jest tylko próbą wiersza .. czekam jednak na wiersz prawdziwy - lecz co naczy prawdziwy - sam Pan osiągnij wiedzę na ten temat ale nie od artystów - bo stracisz Pan kasę i piwo .... i może kota i psa .....

pozdrówko W_A_R

Opublikowano

Dziekuję Panie Adamie za czas poswiecony na wystosowanie powyzszego komentarza.

"chciałem mądrze a wyszło ot co ... - może inni odnajdą coś ciekawszego"

w tym momencie myli się Pan.

"czekam jednak na wiersz prawdziwy - lecz co naczy prawdziwy"
'prawdziwosc' cudzywch wierszy nie koniecznie odpowiadać musi Pańskim kryteriom prawdziwosci...

zasadniczo ciesze sie, ze napisał Pan te pare zdań - dało mi do myslenia

"pozdrówko W_A_R"
pozdrówko

Opublikowano

"mieć wróbla
lub kota "

.... czyli mieć do czego\kogo wracać ? .. a może muze , powód by dalej pisac ? czy po prostu twarzysza wędrówki przez "świat" ?
.....jest w tym wiele prawdy , czas ucieka , a my wciaz trwamy , piszemy ... zmienia sie tylko pióro w dłoni.. i wszystko to na przestrzeni wieków pozwala nam dostrzec jacy jeśmy współcześni w epoce
....wiersz jak najbardziej na plus, choć więcej jest w poecie artysty niż tu ująłeś , żyjemy w równoległym świecie dostrzegając to co inni uważają za proste i jasne .. jednak to właśnie rzeczy proste i banalne są esencją życia

Angel

Opublikowano

Mnie się nie podoba. Tym razem nie za budowe, rmy, czy też dobrane słownictwo, a za uczucia w nim przedstawione. Dusza raczej we mnie się gotłowała niż miała by być pod wpływem wiersza. A wszystko tylko przez amł kawałek
"być poetą
mieć świat za nic..."
Jeżeli, wiersz we mnie miał wzudzić chęć walki gratulue udało się +, jeżeli nie... to sam wiesz...

Weronika

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Panie Michale - o ten pierwszy cytat nie będę się bił - napisałem - aby miał Pan i inni, którzy przeczytają co napisałem mieli możliwość konfrontacji (komentowania) a co zdrugim cytatem ??? - ok - może zbyt mocno poszedłem do przodu - więc ... napiszę Panu co ja i w tej chwili rozumiem pod tym pojęciem "wiersz prawdziwy" - bez urazy i ze skruchą z mojej strony - wiersz taki powinien mieć własny tor - ten tor - kanał w przestrzeni - żeby można było polatać i pooglądać trywialne rzeczy objete własnymi sformułowaniami stworzonymi przez twórcę(?) - eeee... może zbyt mocno namotałem ale do wiersza trzeba przynajmniej odrobiny reżyserii - umieć określać czas w zasobach podwyższenia i obniżenia emocji - wyciszenia i wygrzmienia w odpowiednim czasie - ulotne jest to co napisałem - proszę nie brać jako twierdzenie czy choćby aksjomat prawdy - bo sama prada jest ulotna a kiedy zaczniemy w nią brnąć ... to już nie będzie ona - ejjjj - zachowuję się jak Piotr Skarga (co za porównanie) - ale nie o naprawę Rzeczypospolitej mi szło - tylko o wyrozumienie i cierpliwość dotarcia do tego wyrazu w cudzysłowiu - łatwo się nazwać - trudniej nim być ... - to wszystko - czy spełniłem Pańską uwagę? czy odczytał Pan to co napisałem jako subiektywny polot emocji? coś z tego trzeba wybrać i do przemyślenia - możemy jeszcze porozmawiać - ale już nie będę tak wzniośle tłumaczył - za co serdeczne ukłony, że wysłuchał Pan
Opublikowano

"czy odczytał Pan to co napisałem jako subiektywny polot emocji?"

tak, nadązyłem za Panskim tokiem rozumowania - myslę, że rozumiem wskazówke, która chciał mi Pan przekazać. Najgorsze w tej naszej (jakże ciekawej:)) konwersacji jest to, iż Pan nie ma mozliwosci postawienia sie na moim miejscu... trudno Panu zgłębić proces za sprawą którego "artysta" powstał- ów proces znam tylko ja.. (uf! co za zadęcie..:)) Pewnym jest jedak, ze kolejny wiersz, który przyjdzie mi płodzić bedzie głębiej przemyslany...
a.. i koncząc - chciałbym poprosic Pana o wyświadczenie dla mnie małej uprzejmości - mam na mysli, choćby krótką, opinie na temat mojego wiersza "miłosć na-daremno" - z góry dziękuje

pozdrawiam

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Powitajmy naszego gościa gromkimi brawami! Jest inny. Może zbyt inny. Odróżniający się zbytnio od swoich sióstr i braci. Od wszystkiego, co wokół się śmieje i drwi, i kąsa...   Panie i panowie! Przed państwem: 3I/Atlas! Kometa wielka jak wyspa Manhattan. Jak rąbnie, będzie po nas. Zostanie co najwyżej trochę kurzu.   Kurtyna!   Ustają szurania krzeseł, pokasływania, chrząknięcia w kłębach papierosowego dymu, w odorze alkoholu, rozpuszczalników...   W zdumionych szeptach rozsuwają się zatłuszczone poły szarej marynarki… Ekshibicjonista! - krzyczą ochrypłe głosy.   Po chwili wahania…   Po chwilowym, jakby potknięciu… Nie! To tylko iluzja. To tylko taki efekt, który aż nadto zdaje się złudny.   Klaun to jakiś? Pokraka? Wymachuje laską w bufiastych spodniach i przydużych butach.   Nie. Zaraz! To nie tak! Zaciskam powieki. Otwieram...   I już wkracza na scenę tryumfalnie, cała w pozłocie, jakby w aureoli świętego widziadła. W mieniącej się zielenią, purpurą, czerwienią osadzonej mocno na skroniach koronie. Roztrząsa swój warkocz, rozpościera. W jakiejś optycznej aberracji, imaginacji, eskalacji…   Powiedz, czemu ma służyć ta manifestacja, ten świetlisty kamuflaż, niemalże boski? Nasłuchuję odpowiedzi, lecz tylko cisza i szum narasta w uszach. Szmer promieniowania.   Jarzy się kosmiczna pustka zamknięta w krysztale. W tej absolutnej otchłani mrozu. W tej straszliwej samotni przemijania.   Materializują się dziwne omamy poprzez wizualizację, która przybliża do celu. Co się ma takiego wydarzyć? Coś przepięknego albo innego. Albo jeszcze innego…   Mario, Maryjo, jakaż ty piękna! I tu jest haczyk. Albowiem jesteś zbyt pociągająca jak na tę świętość zstępującą z niebiesiech.   To niemożliwe!   Mój ojciec wołał cię w trakcie alkoholowej maligny. Wołał: „Mario, Mario!”, tak właśnie wołał, leżąc pijany, zapluty, zmoczony skwaśniałym moczem, zanim skonał w błysku nuklearnego oświecenia. Na szarym stepie, deszczowym, gdzieś na stepie nieskończonego czasu.   W domu drewnianym. Samotnym. Jedynym…   Nie ma już i domu, i cienia, który pozostał po ojcu. Wyparował jak tylko może wyparować ostatnie tchnienie.   A teraz zbliża się mozolnie w jaskrawym świetle, kołysząc biodrami. Maria. Ta Maria jego jedyna... I w tym świetle nad głową skojarzonym z kołem, ze skrzydłem, narzędziem, wiórem, bądź iskrą. Bądź odpryskiem jakiejś odległej gwiazdy. Bądź gwiazdy...   Dlaczego to takie wszystko pogmatwane? Korektura zdarzeń widziana przez ojca. Tuż przed zamknięciem na zawsze zamglonych oczu.   A może to właśnie forma ataku obcego umysłu, jakieś oddziaływania nieznane?   Ach, gość nasz promieniuje tajemniczym blaskiem i coraz bardziej lśniącym. Płynie. Nadlatuje. Jest już blisko…   (Szanowni Państwo, prosimy o oklaski!)   A on, a ono, a ona… -- roztrąca atomy wszechświata swoim niebiańskim pługiem. I odkłada na boki, jakby lemieszem.   Przestrzeń będzie żyzna.   Wyrosną w niej całe roje, gęstwiny… Zakorzenią się kłębowiska splątań dziwnych i nieokiełznanych rodników zgrzybiałej pleśni, szemrzących od nieskończonego wzrostu.   Pojawi się czerń. I czerń za nią kolejna. I znowu…   O, już widać ogrom przestrzeni pozostawionej w tyle. A w niej pajęczyna. Utkana. Połyskliwa i drżąca… Sperlona gwiazdami jak kroplami rosy.   Ale to nie koniec. To dopiero początek przedstawienia!   Lecz tutaj gwiazda jest o dziwo czarna. Obraca się i wpatruje swoim hipnotycznym, jednym okiem. Na kogo? Na co? Na mnie. Bo na mnie tylko jedynie. I ta gwiazda, ta grawitacyjna czeluść nieskończenia jak czarna dziura...   Chodź tu do mnie, moja ty tajemnico! Chodź… Prosto w moje w ramiona.   Dotknij mnie i olśnij w swojej potędze wniebowzięcia! Albowiem doznałem wniebowstąpienia. Raz jeszcze wznoszę się wysoko. I raz jeszcze przenikam ściany.   Ściana lśni w promieniach słońca. Na razie nie widzę szczegółów i muskam palcami wyżłobienia karafki. Patrzę przez płyn przezroczysty. Patrzę pod światło. I słyszę tak jakby wołanie z daleka. Na jawie to wszystko? We śnie? Wszystko się kołysze…   Lecz cóż to za statek, co rdza go zżera? Cóż to za wrakowisko? Cóż za wielkie zwątpienie?! To jest przejmująco kruche i wątłe. Przesypuje się przez palce proch brunatny.   A tam widzę. A tam wysoko. Przybywa z oddali zbyt wielkiej, by moc to pojąć rozumem.   I jednocześnie mam to w dłoniach i ściskam. Jądro wyłuszczone. Jądro moje jedyne, spalone i sine… tego ciała jedynego, wniebowziętego. Jądro niklowo-węglowe, żelazne...   Jest to tutaj i jednocześnie tego nie ma. Jądro masywne jarzy się w popiele...   Zbyt dużo tego wszystkiego. Za dużo naraz jeden. Nie wiem. Nic nie wiem. Odchyleń w pionie odczuwam zbyt wiele.   Za dużo. Więcej już nie mogę. Butelka ląduje w kącie pokoju z trzaskiem i brzękiem. Z rozprysłymi kroplami wokół cienistych twarzy, wokół wystających zewsząd dłoni, rozczapierzonych palców.   Kołysze się wszystko. Kołysze. Jak na okręcie w czasie sztormu. Szklanki, talerze sypią się ze stołu. Spadają na podłogę z hałasem ostrym jak igła.   Lecz może to moje tylko drżą źrenice? Może to od tego? Ale światło jest majestatyczne i piękne. I równe. I proste. I pędzące na wprost. Na zderzenie ze mną…   A jeśli mnie dotknie – zniknę.   (Włodzimierz Zastawniak, 2025-09-21)      
    • Ty tutaj jesteś aż człowiekiem masz wolny wybór oraz wolę nie pozwól na to by być echem myśl samodzielnie - to Twój oręż :))
    • @Bożena De-Tre Wzajemnie, dobrego tygodnia!
    • @Nata_KrukJak dla mnie wrzesień,to jeszcze tak :), ale już później, to już na nie :)) A wiersz świetny:) Pozdrawiam:)
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...