Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

miłość w wierszach - konkurs


Rekomendowane odpowiedzi

„Już wiosna kalendarzowa
Niebawem przyjdzie prawdziwa
I tylko patrzeć i tylko patrzeć
Jak…………………”


startujemy z nowym konkursem na wiersz o miłości – na poważnie. Wyznajemy lub opisujemy naszą miłość do … ukochanej osoby, używając słów takich jak: kocham miłość …..itp. w ilościach niezbędnych. Nie tworzymy kiczu, i pilnujemy, aby nie przekroczyć granicy dobrego smaku. Oczywiście wiersze z uśmiechem wskazane.
Proponuję aby duchowym patronem konkursu został mistrz Jeremi P.
Należy się wszystkim jeszcze wyjaśnienie – konkurs startuje dopiero teraz gdyż czekałem na zgodę administratora portalu. Proponowałem, aby utworzyć oddzielny link konkursowy, ale pomysł nie przeszedł.


Reguły konkursu:

1. Udział w konkursie mogą brać tylko zarejestrowani użytkownicy poezja.org.
2. Wklejać można dowolną ilość wierszy jeden pod drugim pod niniejszym opisem w tym wątku i proszę nie pisać tutaj komentarzy.
3. Każdy może swój wiersz jeszcze raz wkleić wyżej jako oddzielny post w dziale, w którym uzna za stosowne i tam można komentować dowoli.
4. Jury w składzie:
Roman Bezet
Messalin Nagietka
Amandalea
krwawa-mary
Jacek Suchowicz
oceniać będzie wiersze nie mając względu na autora
5. Nagrodę za najlepszy utwór stanowi 100 zł oraz „malowane własnopalcowo lusterko w drewnianej ramce [z motywem kocim albo anielskim, albo takim i takim]” wykonane przez Czarną.
6. Konkurs rozpoczynamy natychmiast a kończymy 24 kwietnia 2006 roku o godzinie 24.
7, Po zakończeniu konkursu zwycięzca poproszony będzie o przesłanie swoich danych osobowych na adres [email protected] celem wysłania nagrody.
Życzę wszystkim powodzenia i pozdrawiam Jacek
Wspaniałej zabawy!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 307
  • Dodano
  • Ostatniej odpowiedzi

Top użytkownicy w tym temacie

Silva rerum o "miłości" [wierszyk konkursowy]


Sprofanowana przez powtarzanie
(tata powtarzał ją ciągle mamie)

Wciąż odmieniana przez wszystkie osoby
Aż się miłości wyczerpią zasoby

Leżąc w zimnym łóżku - onanisty niebie
Wiesz że kochasz już tylko – samego siebie

Czym kochał? - Krótkie z sobą przeżyliśmy chwile
Ale one mnie przeszły tak słodko, tak mile

Trzynastozgłoskowcem Cię kocham, nawet eposem
Tylko dzisiaj tanim go zastępuje pornosem

Obiecuję, że poprawię się – miłość ponad słowa!
Tylko daj mi szansę i nie mów, że „boli Cię głowa”

Słowo „poeta” odmienia się tak samo jak „kobieta”!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

------PRÓBOWAŁEM CIĘ UBRAĆ W SŁOWA--------(oczywiście konkursowy)


próbowałem Cię ubrać w słowa
przystroić w szaty kwiecistym stylem
odziać w wielobarwne metafory
lub porównać do muzy czy afrodyty

lecz boję się, że takim zabiegiem
stworzyłbym własną wizję piękna
niekoniecznie odzwierciedlającą
twą delikatną naturalność

sam już nie wiem czym jesteś dla mnie ?

wizualnie perfekcyjnym ideałem kobiecości
cielesną boginią ogarniającą zmysły
czy tylko wyimaginowanym wyobrażeniem
wręcz nienamacalnym złudzeniem

często spotykam Cię w snach
tam w świecie fantazji jesteś
jak dziewiczy płomień piękna
tańczący na świecy w ciszy wieczoru

lecz gdy cię spotykam za dnia
gdy stajesz przede mną
w całej swej okazałości
otoczona aurą blasku
to nie mogę się powstrzymać
i natychmiast zapadam się w głębinę
zwierciadeł przenikliwego spojrzenia

słucham twego głosu tak delikatnego
jak śpiew ptaka
zastanawiając się czy to się dzieje naprawdę
czy rzeczywiście to co widzę jest materią
jest z ciała
ma serce i duszę

czy wręcz przeciwnie
jest fatamorganą
snem na jawie

niech mnie ktoś w końcu ukłuje szpilką
abym mógł się zbudzić z letargu
i mieć pewność

że to co widzę
jest po prostu

Tobą

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

ostatnio wolę mężatki


szczerze mówiąć ostatnio wolę mężatki
no bo one mają kogo zdradzać
mają doświadczone pośladki
rzadziej zachodzą i nie muszą za mąż wychadzać
nie przeszkadza im sapanie za uchem w zasadzie
nie trzeba się specjalnie naszarpać przed
w ostateczności to nawet tolerują chrapanie
no i kto inny daje kasę na opierunek i chleb
a taka weźmy dajmy na to panna
to wiadomo że szuka faceta co jest nadziany
jest taka napalona a niektóra to nawet zachłanna
a co dopiero jak żona się dowie to przechlapanne

no chyba że akurat dajmy na to nie ma nic innego
na podorędziu

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kwadratowe guziki, okrągłe guziki


Od dwóch sekund własnego życia myślę
o zapewnieniu ci bezpieczeństwa, ciało,
które posiadasz nie zniesie marazmu
powszechnego uwzględnienia czasu,
nie chcę by ktokolwiek nas skrzywdził.

Rozważam stępienie kuchennych noży,
wigilijny gość zaoferował szlify spinek
przy mankietach, tak aby nie uszkodzić
twoich alabastrowych paznokci podczas
kurczowego łapania się za obietnice.

Jak tylko zachorujemy, nie powiem ci,
że też zacieśniam bawełniane żakiety,
niech wydaje się, że słowa ważą tyle
samo, prędzej czy później powietrze
zgęstnieje mnożąc siłę grawitacji.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Z winogronem w tle



Lubię, gdy mnie kochasz do góry nogami,
Tak tyłem na przód i nieco na opak.
I niech się wtedy schowają wszystkie
Kamasutry i Sztuki Kochania.
My mamy swoje ślepe uliczki
i wyspy szcześliwe.

A tam na drzewach lizaki z winogron
Ciasnym się miąższem cisną na usta.
Zębami je chwytasz i pęcznieją mlekiem,
A ja rosnę od smaku pod Twoim policzkiem.

Lubię gdy wargi tak miękko Ci cierpną
I zimne językiem nabierasz oddechy.

Pozdrawiam
D.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wiersz zagubiony (konkursowy)



Prawdopodobnie zostaliśmy zbudowani
dawno temu

Najpierw były myśli w małych różowych rulonikach
papierowych szminkach, nauka powstawała z zachodów słońca
pożegnań księżyca
kolejnej ucieczki aby dać się odnaleźć
dziękuję

Potem słowa zamiatane z czarno-białych salonów
słyszane mimochodem z lukrowych sypialni, balkonowych spowiednic
następnie przekładane na tysiące języków, przyprawione gałką muszkatową
natchnione lepkim zapachem lata
oraz wyciskiem z atmosferycznych łez

i nie trzeba mieć dobrze nastrojonej krtani
aby wytworzyć raj jak najbardziej osiągalny

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wiersz o złotym środku (konkursowy)



W czasie gdy odbicia tęczówek tworzą pojedynczy kod przekazu
skrywam się pod twój podbródek, nieznane pobocza wrażliwej tkanki
nie mogąc znieść cienia spalam się w cieple piersi
zdążymy od równoleżnika do zasp bioder ujrzeć zachód

na początku jesteś śliska,
abym mógł cię dopasować do moich ideologii
aż do granic, niczym napięta struna
prosisz się o przyłożenie palców
do tej zwyżkującej fali
wszystko w porządku, szumię
to morze nie wyrzuca na brzeg

jeśli ty patronką ukojenia, boginią smutnych ludzi
utrzymuj mój puls w czwartym wymiarze
póki badam nowo napotkany ląd, komunikujemy się tak prymitywnie
że dnia nie wystarczy

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

KTO PIERWSZY OTWORZY (konkursowy)

Łabędź w twoim oknie rozpostarł
firankę
wybrzuszył przede mną
wygłaskał policzek pobladły

Jak ci się spało - zaszeleścił niepotrzebnie
wszystko przybrało na wadze
Przeciągasz w oknie nieruchome obrazy
kwitnących czerwono dachówek

motywy inspirują
śniadanie zjemy
jak u Moneta na trawie
zielonego dywanu

włączyłam swój śmiech
brzmiał jakąś fałszywą nutą

do drzwi dobijało się Kocham

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeszcze godziny kwitną


Jeszcze godziny kwitną
jeszcze można się zaprzeć.
I mówić zielonym głosem
i nic. Tylko patrzeć.

Burzą się maki na łące
a w ich ulewie tak szaleć
- zapatrzenie kwitnące
i nic. Tylko maleć.

Kwitną godziny nieznane
w powietrzu wirującym wazonie
- jak białe łasice nad ranem
i nic. Nie myśleć o niej.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

"Namiastka"------(wiersz konkursowy)

w bukiecie kwiatów
w poezji zapachu purpury
pośród tysiąca róż
szukam namiastki
słodyczy twych ust
namiastki
woni twej skóry


pozwól mi szukać


w ramionach stulona
w poezji woni twej skóry
pośród słodyczy ust
szukać namiastki
zapachu purpury
namiastki
tysiąca róż


...for Filip...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

"Taniec snu"-----------(wiersz konkursowy)

W półmroku rozświetlanym ogniem świec,
których blask zmysłowo tańczy po ścianach,
zmęczony czas zasnął, niechcąc już biec,
zapominając o nas do rana...

Muzyka cicho pieści powietrze,
podmuchem rytmu głaszcze me ciało,
czuję jej dotyk, każde muśnięcie,
pragnąc, by ono tańcem się stało...

Wyciągam dłonie do myśli i słów,
milczeniem proszę ciebie o taniec,
by stopy postawić obok twych stóp
i głowę opierać w twoje ramię...

Czuj oddej mój i mysli szeptane,
kołysząc sie muzyką porwany...
Teraz podaruj mi jeden taniec,
taniec w półmroku zaczarowany...

Zatańcz ze mną w ciemnościach tej nocy,
w ramionach ukołysz bolesne dni,
bo gdy czas zbudzi ranek świtem bosy,
zniknie nasz taniec, a z nim znikniesz ty...


...for F....

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

"Zmienna aura"------(wiersz konkursowy)

Pogoda zaskakuje swoją aurą,
bo gdy śnieg bielą kładzie miękki puch,
okrywając wszystko, na co tylko spadnie,
gdzieś burza czarne chmury kłębi już...

Siarczysty mróz ścina bezbolesnie łzy,
burza w oddali,jak kłębek nerwów
ciska pioruny w gniewne tumany,
czyszcząc powietrze dla słonecznych dni...

Czujesz to wszystko, bo drży twe ciało
i mróz w kryształki zmienia twoje łzy,
wiatr targa włosy, zwiastując zmiany,
ogniste pioruny, po nich błogie sny...

Promienie słońca w swym blasku złotym,
mienić się zaczną na twoich włosach
odcieniem bursztynów, a twoje oczy,
barwą szmaragdów będą jak posag...

I szukać bedą w znajomych miejscach,
dłoni mych zimnych od samotności,
krwi żywej płynacej z rannego serca,
mych ust i zieleni oczu nagości...

Pogoda zaskakuje swoją aurą,
na decyzjach opiera sie życie,
w dłoni masz szpadę, więc o mnie walcz nią,
o świeżość chwil,w mych oczach odbicie...


...for F....

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Je t'aime (Je t'adore)

Czy mogą wyrazić tak pięknie te słowa?
Co poczuje serce, co pomyśli głowa,
Co jest we wnętrzu, co dusze buduje,
O czym pamiętasz, co myśli kształtuje.

Czemuż to ona – jedna z miliona
Została w mych oczach tak wywyższona,
Że jestem szczęśliwy, żyje tak mile
I tęskno czekam na bliskości chwile.

Kiedy Ty jesteś, czas szybciej mija.
Kiedy Cię nie ma, myśl nie przemija.
O Tobie, o Nas, o Naszym spotkaniu.
Zabijam tę pustkę w radości – pisaniu.

Pamiętam wszystko co z Tobą związane
Twoje oczy, dotyk, Twoje ubranie.
Zatraciłem się w Tobie, miłość nie ustaje.
Jesteśmy razem, świat się rajem staje.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To ja GERDA

Czy Warszawa w bieli
często ci się śni?
Teatr pod Blankami,
w płatkach śniegu My.

Krótka chwila szczęścia,
moja dłoń w twych dłoniach
czy zapamiętałeś
chociaż szron na skroniach.

Czy Królowa Śniegu
była tak niemiła
i gorące serce
w sopel zamieniła.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mój Romeo

ty jak Romeo ja Julia
nie na balkonie
w parku na ławce pocałunki
słodszych nie poznałam

umierałam tysiące razy
odchodziłeś milcząc wygodnie
co noc zapalałam głupią nadzieję
na latarni morskiej wieszałam płomienie

widziałeś światło
a na drobne zamieniałeś
'skrzynie złota i pereł
ale perły leżą głęboko'

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

moja (na konkurs)

jest, była i będzie,
we mnie i w moim ,,wszędzie,,

miłość jak miłóść tak sobie poprostu,
bo nie ma dziś na to dobrego słowa,
kocham bo kocham tak prosto z mostu,
że boli mnie czasem od tego głowa,

ból nie przechodzi,
po stokroć się słodzi,

gorzka herbata łyżką mieszana,
i pijesz bo przecież dobrze smakuje,
ta miłość trzy razy z patosu obrana,
i choć obrana, to wciąż zaskakuje.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się



  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • - Ma? - Da. - Kasza jeża. - Że ja z saka dam.    
    • - Jada; jeża kanapka, jak pana. - Każe - jadaj.                
    • Tekst powtórkowy     Zastygam z nożem w dłoni na krawędzi chaosu. Przepaść przede mną ogromna. Nie mam gdzie uciec. Szkoda, że nie dobiegłem do ściany. Mógłby chociaż walić głową w mur. Pozostało tylko jedno. Odwrócić się, by ujrzeć co jest za mną. Przyjąć na klatę dosłownie wszystko, cokolwiek zobaczę. Też tak uczynię. Czuję nagle pustkę w głowie i cholerny chłód. Za cienkie ścianki, a nie założyłem beretu.   Widzę siebie na podłodze, ubabranego krwią ukochanej. Skąd wiem, że akurat z niej wyciekła? Pragnę ją znowu przytulić, ale krew przytulić trudno. Kawałek udka też. Zlatuje z mlasknięciem. Aż mi głupio. To chyba profanacja zwłok. Mówię: przepraszam.   Na próżno, gdyż leży biedna w kałuży koloru pomidorka, dosłownie rozbebeszona i nic do niej nie dociera. O co tu chodzi? Rozumowanie spowite mgłą. Dokładam wszelkich starań, by włożyć wilgotne wnętrzności z powrotem do brzucha, jako zadośćuczynienie. To nie takie proste. Spływają mi z rąk. Zastygam jednak w zastanowieniu. Przecież nie mam gdzie. Ona już żadnego brzucha nie posiada. Ciało jak ten rozłożysty kwiat, rozmazane na parkiecie. Trochę ją zgarniam w jedno miejsce, by nie wpaść w poślizg przy wstawaniu. Wstaję.   Lecz i tak mam wrażenie, że chodzę w gęstym kompocie z kościanymi pestkami. Ślizgam się na gałce ocznej i upadam wprost na ukochany bajzel. O mało co, a straciłbym wzrok, gdyby zostało nadziane na wystający szpikulec złamanego żeberka. Na szczęście musnęło tylko policzek. W nieruchomym wzroku jednej źrenicy, widzę wiele retorycznych pytań, lecz najważniejsze brzmi: dlaczego? Skąd mam do diabła wiedzieć. Przyszedłem, usiadłem, zobaczyłem. Ale to wszystko jeszcze nie jest najgorsze. Nie wiem, czy moje zmysły i ja, to jedno i to samo.   On tu jest cały czas, jakby poza moją świadomością. Czuję jego obecność. Czasami najtrudniej uwierzyć w to, co po gębie tłucze, podpala wzrok i patrzy, aż popiół zostanie. Myślę intensywnie. A przynajmniej myślę, że myślę. Jak tu się dostał i czy to w ogóle możliwe. Muszę uwierzyć, że tak. Zniszczył nie tylko jej świat, ale także mój. Cholerny dupek morderca.   Wystaje nieokreślonym obrazem z ciała, jakby pragnął oklasków z racji swojej wielkości. Przyszpilił ukochaną nie wiadomo czym, niczym motyla w gablocie. Na dodatek rozgarnął byle jak na wszystkie strony. Za grosz artyzmu. Dlaczego go nie zauważyłem, gdy upadłem na zwłoki? Nawet musiałem się o niego oprzeć przy wstawaniu. Świadczą o tym krwawe ślady moich palców na jego gładkiej, parszywej powierzchni. Jakiej powierzchni? Co ja plotę. Znowu ześwirowany warkocz?   Przede mną pojawia się znikąd. Wielki jak góra, leży mózg. Wiem że to mój, chociaż nie wiem skąd ta pewność. Jak mogę cokolwiek myśleć, skoro ta szara ciastowatość istnieje poza mną. Teraz będzie mi łatwiej odszukać prawdziwe ja. Zaczynam się wspinać po ogromnych gąbczastych zmarszczkach. Wykrawam wielkie kawałki i szukam swoich myśli. Bezskutecznie. Odkładam dokładnie w to samo miejsce, żeby nie namieszać i nie zgłupieć do reszty. Dostrzegam jakieś dziwne wybrzuszenie. Tnę je nożem w nadziei, że znajdę swoje: ego. Niestety, nic tam nie ma. To tylko większa fałdka, odstająca od reszty.   Nagle mam wrażenie, że leżę na: zimnej, płaskiej skale. Z góry ścieka woda, oświetlona słabym blaskiem dalekiej szczeliny, do której muszę dotrzeć. Na domiar złego, nade mną wisi to samo. Bardzo nisko. Prawie dotyka spoconych, zdenerwowanych pleców. A najgorsza jest przytłaczająca klaustrofobia.   Wiem, że sufit cały czas nieznacznie się obniża. Czy zdążę wyjść, czy też zostanę nadzieniem skalnej kanapki. Żebym tylko do jakiegoś wgłębienia nie wleciał, bo wszystko wokół szare. Trudno zauważyć dziurę, przy słabym świetle. Gdybym został uwięziony na dobre, niczym sardynka w puszce, to będę czekał w ciemności na śmierć, nie wiadomo jak długo, nie mogąc nic na to poradzić.   I znowu zmiana otoczenia. W oddali, prawie przy wierzchołku, widzę otwór w ogromnym mózgu. Podchodzę bliżej i zaglądam do wewnątrz. Na dnie spoczywa coś w rodzaju zwierciadła. Odbija błękit nieba. Jest dokładnie widoczne, a przecież otwór zasłaniam sobą. Czyżbym był przezroczysty. Spoglądam na dłoń. Nie widzę przez nią mózgu. O co w tym wszystkim chodzi. A może tylko w zestawieniu z lustrem, przenika przeze mnie światło?   Zatem czaszka nie jest zupełnie pusta, skoro myślę, to co robię. Coś tam jeszcze jest.   Część ukochanej jest schowana w podłodze. Dopiero teraz dostrzegam wokół wystające klapki parkietu pomieszane ze skórą i tłuszczem. Na jego umownym boku sterczy kawałek jelita. Musiało się przykleić, gdy rozrywał ciało. A wszystko czerwonawo-różowo-szare. Tatar do spożycia jak nic. Żółtko tylko wbić.   Zdecydowanie coś ze mną nie tak. Nie mogę się połapać w tym wszystkim. Dziwaczne rozmyślania rozsadzają umysł. Przecież to moja najdroższa. Jak mogę tak spokojnie o tym myśleć. Układać obrazy gastronomiczne. Może dlatego, że od wczoraj nic nie jadłem. Ciekawe czemu? Odruchowo łapię głowę, żebym miał pewność, że jeszcze ją mam i myślę tym co trzeba, a nie czym innym. Obawiam się jednak, że to bardzo złudny spokój.   Możliwe, że część bodźców, tych najbardziej ostatecznych, nie dotarła jeszcze do mojego mózgu. Broni żywiciela na wszelkie sposoby, rzucając przed nim zasłonę innych doznań, bym traktował to co widzę, jak swoisty spektakl z efektami specjalnymi i zapomniał o tym, co najbardziej boli. Lecz w końcu i tak trzeba będzie wyjść z teatru, przystanąć, popatrzeć i w jakąś rolę uwierzyć.   Nagle widzę ogromne ręce. Obejmują pofałdowany, szary kopiec i zaczynają go dźwigać w kierunku nieboskłonu. Turlam się i spadam na coś w rodzaju trawy. Mam chyba sto procent pewności, że moja głowa nie jest pusta, bo gdy ją poruszam, to coś się obija o wewnętrzne strony i słyszę przytłumione odgłosy. Dotykam ją dwoma rękami i po raz kolejny jestem nieco zdziwiony. Kopułę czaszki mogę odkręcić. Też tak czynię. Odkręcam z kościanym zgrzytem, który skrzypiąc, rozwala echem ściany pustki wokół... ale nie nade mną i jakby niezupełnej. Wyczuwam jeszcze większy ciężar w środku. No cóż – myślę sobie – wyjmę i zobaczę, co to jest.   Coś mi dzisiaj: zdziwieniami obrodziło, lecz za dużo tego. Przestaje to robić na mnie wrażenie. Trzymam w dłoni: żelazną duszę. Jednocześnie dostrzegam w oddali stół, chociaż pojęcia nie mam, skąd się nagle wziął. Coś na nim stoi. Podchodzę bliżej. To starodawne żelazko. Widzę też koszulę. Wiem, że to moja. Strasznie pognieciona. Jak psu z gardła wyciągnięta. Prawie odruchowo wkładam żelazo do wnętrza żelazka. Staje się gorące, chociaż dusza była zimna. Zaczynam prasować.   Trudno mi idzie. Nie prasowałem już wiele długich lat, lecz za każdym przesunięciem gorącej powierzchni po cienkim materiale, jest mi dziwnie lżej. Widzę jak zgniecenia zanikają. Jakby coś ze mnie ulatywało i wlatywało jednocześnie. Niechcący dotykam gorącej części. Nie narzekam. Prasuję dalej, chociaż cholernie boli. Po jakimś czasie, wygląda świetnie. Gładka jak pupcia niemowlęcia. Odczuwam wielką ulgę. A nawet jestem szczęśliwy. Zakładam ją na siebie. Co z tego, że już jedną mam. A kto mi zabroni. Na ręce nie ma żadnych bąbli, ale ból nie ustępuje.   W oddali widzę ciemną chmurę, a pod nią rozwieszony sznur. Na nim wiele powieszonych, brudnych, samotnych koszul. W porywach wiatru, wyginają się na wszystkie strony z przepalonymi dziurami. Jakby chciały się oderwać, jakby tęskniły, lecz wybór został im odebrany. Przygnębiający to widok. Mam wrażenie, że czas się do nich skończył. A zatem przemijanie też. Będą wisieć bez końca. Przy mnie jest spokojnie i w miarę jasno, ale jakoś mnie to nie cieszy. Nie patrzę już więcej w tamtą stronę. To ponad moje siły. Wiem, że nie mogę im pomóc. Nie mam takich możliwości. Jestem tylko.   Z tym złudnym spokojem jednak coś nie tak. Przede mną, jakby znikąd, pojawia się szklana trumna. Unosi się lekko nad ziemią. Nie wiem dokładnie, co zawiera. Przed chwilą byłem przekonany, że jest blisko mnie. Idę w jej kierunku. Domyślam się kogo tam zobaczę. Jestem coraz bliżej. Spód trumny, porusza delikatnie zieloną trawę, na kształt obrazów, dotyczących mojego życia. Takiego jakie było naprawdę, a nie takiego, jakie ja widziałem. A niby skąd to wiem?   W środku dostrzegam coś w rodzaju mgły. Snuje się wewnątrz nieustannie. No cóż. Zdziwienie mnie nie opuszcza. Mgła wolno opada na dno. Taki obiekt w trumnie jest dla mnie kompletnym zaskoczeniem. Niczym w białym puchu, widzę: kwiat paproci. Jest dużo większy, ładniejszy. Oderwany od macierzystej rośliny, której tam nie ma. A jednak zakwitł. Ma coś takiego w sobie, co przyciąga mój wzrok.   Nigdy go nie widziałem, nawet na zdjęciu, ale wiem na co patrzę. Nie mogę tego pojąć. Tej niezrozumiałej dla mnie sytuacji. Wiem tylko, że zakwita raz w roku. Czyżby tak samo raz... a później już cały czas?   Krwawi, lecz za chwilę krew zamienia się w białego motyla. Przenika przez przezroczyste wieko i nagle znika.   Mam wrażenie, jakbym miał coś przekazywane, obiektami i sytuacjami, które są mi znane lub poznaje je dopiero teraz. W przeciwnym wypadku bym nie wiedział, na co patrzę i zupełnie bym tego nie ogarnął.   Nagle w absolutnej ciszy wieko się otwiera. Kwiat płynie w moim kierunku. Dlaczego nie mógł przeniknąć, tak samo jak motyl? Jest coraz bliżej twarzy. Widzę wszystkie szczegóły. Wchłania się przez nią do otwartej głowy, lecz z niej nie ucieka. Wiem o tym. Czuję przyjemne ciepło.   Znowu stoję samotny w tym dziwnym świecie.   Zakrywam czaszkę kopułą, którą zdjąłem, bo zaczyna padać. W tej chwili nawet głupi deszcz mnie raduję, bo jest taki: rzeczywisty, namacalny... lecz jednak nie chcę, żeby naleciał do środka.   Mimo wszystko czuję, że wnętrze głowy coś wypełnia, a połączenie wokół robi się trwałe. Jest trochę bardziej ociężała, lecz jednocześnie lżejsza.    Zgubiłem nóż, lecz nie odczuwam straty. Chyba dlatego, że jestem tak samo głupi, jak byłem na początku.
    • gdzieś w oddali dzwonki dzwonią jakby ktoś na coś zapraszał poetycko wszędzie wkoło uśmiechnięta wiara nasza   pośród kwiatów hen na łące widać ścieżkę pozłacaną lśnienie słońca jest początkiem jak dywanem skryło całą   tam horyzont lasu szarość drzewa tęsknią mgłą spowite czegoś jednak wciąż za mało znów zakwita prozą życie   *** już nocka zalśniła gwiazdami księżyc choć świeci to śpi więc zaśnij cichutko dla ciebie czas jest a w nim upragniony twój sen
    • @Jacek_Suchowicz ↔Dzięki:)↔Bardzo mi przypadł do gustu Twój wierszyk:) Pod względem rymów, też:)↔Pozdrawiam:))) @andreas ↔Dzięki za całkiem zmyślny wierszyk księżycowy. A zatem współpraca, przeważnie popłaca:)↔Pozdrawiam:)
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...