Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Wyłączyłem lokalizację.

Kto będzie mnie szukał, 

skoro próżno szukać

w historii połączeń 

jakichkolwiek kontaktów.

Kiedy dzwonek u drzwi

wzbudza nie radość.

Nie ciekawość.

A jedynie lęk.

Jeśli już przyszedłeś mnie odwiedzić 

to zapal znicz w progu.

Najlepiej biały, lekko pękaty i nieduży.

Z żałobnym aniołkiem na froncie.

Wiesz, zawsze wyobrażałem sobie,

że chociaż anioły będą za mną płakać.

Ale kto wie czy

pierzaste, białe chmury 

są mi przeznaczone.

Tak nie po drodze mi do nieba.

Choć spisując nieraz

rachunek sumienia,

dochodziłem do wniosku,

że odpokutowałem.

Z nawiązką nawet.

Całe życie było mi tylko biczem,

który gonił mnie jak wieprza na rzeź.

Po ostrej stromiźnie,

ku szczytowi Golgoty.

 

 

Obok znicza połóż kwiat.

Jedną, samotną, białą różę.

Nie bukiet.

Nie wiązankę strojną i bogatą

w detale florystycznych dziwadeł.

Samotną różę.

Jak ja.

Mieszkanie zapuszczone do cna.

Ciemne i zimne.

Jest cmentarzyskiem.

Pochowane są tu wszystkie 

moje cele i marzenia.

Wszystkie dawne miłości

i wspomnienia.

Dziecka, które umarło 

na chorobę nieuleczalną.

Na ostre zapalenie duszy.

Zjadły ją. Mrok i żałoba.

Samotność, której nie był 

w stanie przezwyciężyć.

Której wtedy nie rozumiał w pełni.

Nie rozumiał

wszystkich drwin i szyderstw

pod swym adresem.

Nie chciano by był. By istniał.

Wiedział, że to przez to, że był inny.

Pewnego dnia

żałobna mgła, zabrała go.

Umarł. Nawet nie wiedząc o tym, 

że przyszła już śmierć.

 

 

W dniu w którym odszedł,

narodziłem się ja.

I wszystko stało się jasne.

Wiem kto i dlaczego

wydał na niego wyrok.

Kto go zgładził.

Minęło przeszło dwadzieścia lat.

Jak na nekropolię przystało,

jego grób znajduje się w jej starej i praktycznie nie odwiedzanej części.

Dopóki miałem siły, dbałem o to by 

spoczywał godnie.

Stawiałem też aniołki i różę 

Teraz salon jest zarośniętą, zakurzonymi pajęczynami graciarnią.

Z butwiejącą od wilgoci podłogą,

rozoranymi głębokimi pęknięciami,

jak bliznami, wypłowiałymi ścianami.

Nocami domostwo płacze,

wyje i skomle.

Recytuje, cmentarne makabreski.

Czasami i ja uczknę z nich natchnienie.

Do nowego wiersza.

 

 

W bezksiężycowe noce, 

siedzę oparty o swój nagrobek.

Rozmawiam cicho sam ze sobą.

A może z duchem samotności?

A może z demonem pogardy?

A może z jego dziecięca duszyczką?

Spoczywam w grobowcu, 

w samym centrum sypialni.

Trumna już jakiś czas temu

skruszała od upływu czasu.

Kiedyś za życia była łóżkiem.

Nie opuszczam już swego grobowca.

Mam w nim zamontowane okienko.

Przez, które czasami wyglądam 

tylko po to by popatrzeć

jak świat się zmienia.

Bo wiem, że ludzie nie potrafią.

Duchy muszą być

przywiązane do miejsc.

Dlatego nie zaglądam już

za drzwi wejściowe.

A raczej bramę cmentarza.

Nie zobaczę więc znicza ani róży.

Ale będę rad, wierząc w to

że pamiętasz by choć w rocznicę

je tam umieścić.

Jeśli Ty ufasz i wierzysz w to, 

że trwam w bezdni swego grobowca.

Wracając zmów modlitwę za mnie.

Ku pamięci

i za spokój duszy czyśćcowej.

 

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...