Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Monolog z kaczej dupy


asher

Rekomendowane odpowiedzi

*

Czwarta nad ranem. Siedzę na balkonie, całkiem jak Ediczka – bohater głośnej ostatnio powieści Lemonowa. Tak, jak on jestem śmieciem wyrzyganym przez społeczeństwo, ale mnie zdarzyło się to we własnym kraju. No i mój balkon jest wyżej, na dziesiątym piętrze. Poza tym permanentna chujnia i orgia beznadziei. Siedzę, puszczając soczyste wiąchy przeciwko wszystkiemu i wszystkim. Księżyc prezentuje łysą pałę, a gwiazdy migoczą, by mu się przypodobać – jak na kiczowatym dziele malarza-reumatyka. Co się, kurwa, gapisz? – mówię do niego. Bez sensu. Ciągle gadam do różnych przedmiotów, zjawisk, abstrakcji. Byle nie do ludzi. Pojebańcy i tak nie słuchają, a nawet kiedy słuchają, słabo do nich dociera. Jeżeli chodzi o myśli i przekleństwa, jakie przychodzą mi do głowy - Adaś Miauczyński to przy mnie analfabeta grubiaństwa i neurozy.
Prawda jest taka, że jedyne co mi się w życiu udało, to widok z okna. Kiedyś lubiłem zasiadać na balkonie i pisać wiersze albo opowiadania. Z tej perspektywy świat wydawał mi się taki przestronny. Nic go nie zasłaniało, a do tego widać było tyle zieleni. Korony drzew, zbite w gromady, a pomiędzy nimi bloki. Zieleń w betonowej zalewie. Najlepiej oglądało się to przy Piano Concerto nr 20 Mozarta. Te ciągłe pasaże na fortepianie i dudniące przejścia z głębi sali. Coś smakowitego! I nagle fortepian, jakby współczesny, z muzyki filmowej. A w tle Nowa Huta. Na wprost górują nad okolicą kominy elektrociepłowni, pomiędzy którymi kilkanaście razy w roku ukazuje się zarys tatrzańskich szczytów, na prawo tuż obok Wawelu pyszni się lepiej widoczna Babia Góra, z kominami Elektrowni Skawina poniżej, na lewo rozpościera się kombinat im. Sendzimira. Tuż przed świtem huta wydaje się obraźliwie piękna. Łuna bije z wielkiego pieca, jak gdyby trawił go ogromny pożar. Kominy powoli zaznaczają swą obecność na posępnym niebie. Dym, który się z nich sączy, ma barwę różnych odcieni bieli i szarości. Powoli wspina się ku górze, a tam, przebarwia go wschodzące słońce. I chuj. Dziś mnie to wcale nie ekscytuje. Mam to głęboko, aż do ostatniego zwoju jelita grubego. Dziś jestem obrzydliwie skwaszonym, gnijącym kawałem mięsa i użalam się nad sobą, trzeźwiejąc wraz ze zbliżającym się świtem.
Kiedy wróciliśmy z imienin, Ania od razu padła do wyra, a ja zwyczajowo wierciłem się, zmieniałem kanały z upierdliwymi blokami reklam i biłem się z myślami. W końcu wziąłem z lodówki resztkę Chardonnay za 13,60, paczkę fajek i zasiadłem na balkonie. To były najbardziej denne imieniny, na jakich w życiu byłem. Sami wykształceni trzydziestolatkowie, niezamężni i nie żonaci, choć parami, bezdzietni, bezrobotni lub zarabiający grosze. Solenizantka uczy historii za 800 na rękę, jej chłopak daje lekcje angielskiego i lepi pierogi dla turystów. Inna pracuje za jakieś 1000 zł w sekretariacie posłanki SLD, czyli ma pracę góra na parę miesięcy, jej narzeczony po studiach inżynierskich, robi staż za kilka stów, żeby tylko uzyskać niezbędne uprawnienia budowlane. I my. Ja, bezrobotny stylista literacki, tracący czas na prace licencjackie czy magisterskie dla leniwych, Ania – historyk bez specjalizacji i stażu nauczycielskiego, na obecną chwilę hotelowa recepcjonistka. Piękni trzydziestoletni, udupieni przez świat. Było pyszne żarcie, fura dobrego wina, a jednak impreza wypadła żałośnie. Od chwili, kiedy Ania oznajmiła wszystkim, że jadę za robotą do Londynu, posmutnieli, a ja przyssałem się do wina, by jak najszybciej zapomnieć. Nie żebym się jakoś bał czy sprzeciwiał, po prostu chuj mnie strzelał, że muszę zaczynać tułaczkę od nowa. Woziłem już fajki do Niemiec, sprzedawałem w Kopenhadze plastikowe syrenki, malowałem płoty w Norwegii, zbierałem truskawki w Finlandii, lałem browca w londyńskim pubie. Ale to było podczas studiów. Czułem się racjonalnie, czyli na swoim miejscu. Teraz muszę jechać jako przegrany, w akcie desperacji. Znów po trzech czterech w pokoju – jak w akademiku, żarcie z puchy, piwo jedynie od święta. Wszystko to fajne było pięć lat temu. Teraz boli. Wżera się we flaki niby kawał rozgrzanego żelastwa.

Something to drink, sir? Good appetite! Something else, madame? We have delicious ice cream and pie. No, tips are not included, ty jebana pokrako. Oh, thank You very much!

Ania mnie dobija na każdym kroku. Dzień i noc gada tylko o wyjeździe. Otwieram rano oczy i słyszę, że trzeba kupić funty, bo złoty jest coraz mocniejszy. Trawię nędzny, choć smaczny obiad, a ona, że trzeba CV na inglisza przełożyć. Wyłażę z wanny, woda przestaje pierdzieć w odpływie i co – w pokoju bełkoczą przeraźliwie poprawni lektorzy języka angielskiego. Szczytem perwersji okazała się jednak Gazeta Wyborcza. Otwieram Europracę i co widzę – kumpel ze studiów na całą kolumnę opisuje, jak sobie poradził w Londku od kloszarda do normalsa. Nie wspomniał o wrzodach, grzybicy, hemoroidach, wybitych zębach i innych ciekawostkach z życia na emigracji. Wyjebałem gazetę od razu do kosza, nie czytając nawet ulubionych rubryk sportowych.
Ucz się, synku, żebyś nie musiał żyć jak ja. Uczyłem się, mamusiu, jak pierdolnięty, a żyję chyba gorzej. Żaden satyryk nie dorasta losowi nawet do pięt. Zastanawiam się gdzie tkwi błąd. Co zrobiłem nie tak. Dwa języki, fakultety, kupa bzdur monograficznych. Przede wszystkim studia wybrałem bez sensu, ale kto wtedy mógł wiedzieć, że lepiej kształcić się kierunkowo. Fakt, trzeba mieć mózg jamochłona, żeby studiować teatrologię. Wiem wszystko o teatrze antycznym, Szekspirze, Marlowe, Calderonie de la Barca, Brechcie, Stanisławskim, Pawlikowskim, Grotowskim, Kantorze. I na chuj mi ta wiedza? Gazeta teatralna jest jedna, gazet codziennych i tygodników po kilkanaście, miejsc dla asystentów na uczelni raptem kilka. A co rok ten kierunek kończy ze dwudziestu kolejnych popaprańców. Wieszają potem dyplom w kiblu i podziwiają w oparach zatwardzenia. Ale nic, na jebanej emigracji znajdzie się dla filozofa miejsce na zmywaku, religioznawca podyma jako kelner, socjolog posiedzi w recepcji jakiegoś pensjonatu, a absolwentka historii na kasie w Tesco. Będą w swoim raju, o ile nie mają alergii na Murzynów w sportowych kabrioletach, obturbanionych Hindusów w gajerach za tysiąc funtów, obwieszonych złotem Pakistańców i rumianych angoli pijących po pracy piwo na stojaka.

Nice siut, chef! What special today? Tomato soup and beefsteak. Salad? Mushrooms whit onion and cream, maybe? I can do it! Ty nabrzmiały fiucie!

Zatem pierwszy błąd to studia. Ale co spaprałem w pracy? Próbowałem przecież na tylu frontach. Byłem kołnierzykowym niewolnikiem korporacji, zbijałem bąki na ciepłej posadce państwowej (nepotyczna łapówka nie była duża, bo załatwiał daleki kuzyn bratanka ciotki), dłubałem we własnym biznesie, ale nie wyrabiałem z ZUS-em, podatkami i kosztami stałymi, dzięki czemu zyskali wszyscy oprócz mnie. Może ja się po prostu do niczego nie nadaję? To już nie błąd, tylko wada wrodzona. Mój stary też był do dupy. Degenerował się od dyrektora szkoły do portiera i zamiatacza placów. Nie miał aspiracji, chciał mieć na bełta i żeby wszyscy dali mu święty spokój. Teraz całymi dniami leży w przytułku dla bezdomnych i bezmyślnie ogląda ścianę swojego dożywotniego więzienia. Co innego ja. Mimo, że efekt jest właściwie ten sam, wciąż się staram. Wyjeżdżam robić laskę bożkom mamony. Szanse mam, bo na obczyźnie trudniej być żulem. Nikt cię nie zna, nikt ci nie pomoże, więc wstajesz i walczysz, a jak nie, to lepiej zdechnij.
Mózg mi puchnie. Pęcznieje i bulgocze. Może by tak jebnąć głową w dół z wysoka? Przynajmniej fakt mieszkania na dziesiątym piętrze zyskałby trochę na znaczeniu. Super wzrost PKB, miliardy dotacji, dodatnie saldo eksportu, imponujące tempo wzrostu gospodarczego, słabnąca inflacja. No i spadło bezrobocie, bo od chuja ludzi wyjechało za lepszym życiem. Zajebiste dane w ładnych rubrykach, ale ja cały czas obserwuję jak wszystko mi się kurczy, wszystkiego ubywa. Żarłem schaboszczaki, teraz wdupiam spaghetti albo kaszanę z cebulą, mój kot z Royal Canina przeszedł na przemysłowy Whiskas. W kinie nie byłem ze dwa lata, ciuchy mam chyba jeszcze z czasów studiów, buty mi człapią i jęczą żałośnie. Książkę kupiłem z rok temu – w taniej księgarence. I tak dalej. To kto właściwie wpierdala ten cały dobrobyt??? Chciałem przedwczoraj kupić bilet w internecie. Ni chuja. Bez karty kredytowej można sobie symulacje porobić i pojeździć w sieci po całym świecie. I znów jebane poczucie wykluczenia. Muszę dymać do biura podróży i zapłacić prowizję za pośrednictwo. A do dupy z tym wszystkim. Zamiast samemu skakać, ciskam butelkę i patrzę, jak rozbija się o chodnik na dole. Kiedy coś się nie udawało, babcia powiadała: no to jesteśmy w kaczej dupie. Oto staropolska mądrość.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No toś przyrządził niezły, choć cholernie gorzki kogel-mogel- wynurzenia quasimenela z rewelacyjnym opisem pejzażu. Wielkie brawa!
No ale muszę zakręcic trochę kijem w mrowisku, bo krytykanctwo jakóś łatwiej mi teraz przychodzi, niż stworzenie czegoś własnego:
jakie przychodzą mi do głowy, Adaś Miauczyński -w miejscu przecinka powinien być myślnik, lub "to"
wykształceni trzydziestolatkowie, niezamężni- trzydziestolatkowie to chyba nieżonaci, jeśli to były trzydziestolatki- to niezamężne (ale może hutasy tak mówiom...)
uczy w historii za 800 na rękę- to "w", to chyba przez pomyłkę
na prę miesięcy- parę

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

te chuje z góry koszą kasę,ci powiązani,ustawieni,podwieszeni;
ale my mamy wrażliwość i poczucie swobody myśli;
nie chcemy rewolucji, ale to straszna rzecz niszczyć inteligencję;
wolę wpierdalać kaszankę ale rozmawiać z ptakami, drzewami, lasem;
bardzo mnie to opowiadanie przygnębiło ;-taką szczególną wyrazistością;
napisane doskonale; jacek

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Powiem Ci tak, misiaist, po znajomości. Poza paroma przecinkami i jakąś uwaloną składnia - nie ma się czego przyczepić (te 'jebusy' na mnie nie działają - wiesz ;). Ideologia to już inna sprawa. Jak wiesz, mogę nie tylko zgadywać, ile w tym fikcji, a ile prawdy. I gdzie leży "logika' tej 'kaczki'. Kiedyś Ci powiedziałem (nie na trzeźwo, co prawda, ale powiedziałem) - nie będę powtarzał. Tylko: nie zapominaj o Maroku (dobrze mówię: Maroko, Algieria czy Tunis? dla mnie wsio ryba, ale nie dla Ciebie ;). Whiskas - kolego to dobra klasa średnia! Mój je wątrobę na surowo. Kaszana, kurczę, chłopie, rozejrzyj sie! Masz (macie) dopiero trzydziestkę! Życzę Ci, żebyś się "tam" odnalazł. Bo od siebie nie ma ucieczki. Stety ;)
pzdr. b

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

O kurde... trafiło fest. Leżę na łopatkach. Rozumiem, że to jest czysta fikcja literacka (nie chcę wrzucać kolejnego kija w mrowisko ;))? Jest aż tak źle? Jeny... utożsamiam się z narratorem, cholewcia niedobrze :-(.
Doskonały opis rzeczywistości, jak dla mnie REWELACJA! Walisz z grubej rury - no i gut fasola. Życie też się z nami nie cacka. Pa ;-)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mój mąż mówi, że Wyjąłeś mu to z ust, chociaż właściwie ciągle napierdala siarczyście, jak moonsun /czyt. czy to w nocy, czy to w dzień/
A ja, /też/ właśnie maluję pejzaż polski, już od 2003r. i nie mogę skończyć. Zbyt wiele mnie to kosztuje.
Z czasem oswoiłam się i nawet nazwałam to coś NORMALIZMEM, czyli ustrojem bezustannego wchłaniania poli-tycznie, tj. odgórnie zatkniętym i glebowgryzionym korzennym systemem, przenoszonym na językach sposoby klonowania, niemoralnym /delikatnie mówiąc/ zachowaniem społecznym, całkiem normalnie funkcjonyjącym w naszym kraju.
WIELKIE BRAWA, KONDOLENCJE I ŻYCZENIA /czego możemy sobie życzyć, małe żuczki? chuj wie/
PRĘŻNEJ POSTAWY WOBEC ZOBOJĘTNIENIA, TWARDOŚCI WOBEC TARĆ I BRAKU GŁADKICH SYTUACJI, PORANNEJ GOTOWOŚCI MIMO KACA I OLŚNIEWAJĄCYCH WZWODÓW -OJ WY WO DÓW- NA TĘ OKOLICZNOŚĆ, czyli na tę dupę

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wolę jednak czarną dziurę - bo moja.... (wina), że dałam fragment. Widzę Twoją pracę, jako bezimpulsową. Wstęp do trylogii? Ja nie muszę zbierać materiałów do pracy.. mam je w sobie, choć nie wszystkie pokazuję na łamach internetu. Działam jak pies Pawłowa - rozgrzesz mnie, albo nie.
Bez prowokacji i odbioru..czysta proza myśli. Pozdrawiam cieplutko.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 rok później...
  • 3 miesiące temu...

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...