Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Pamiętasz stół w babcinej kuchni,
kreślone ostrzem noża blaty,
skrzypiące krzesło tuż pod oknem,
taboret jakby z innej bajki.

Kuchenne okno z dźwięczną szybą,
nierówny obrys starych framug,
po których deszcz radośniej płynął,
niż dziś po oknach wbitych w marmur.

A tuż za oknem natarczywe
gałęzie bzu kwitnące wiosną.
Ich zapach, wierzysz, że wciąż żyje,
jakby to drzewo we mnie wrosło.

Burze toczyły się nad głową,
ciemniała kuchnia, drżały ściany.
Brzmią tak zwyczajnie, daję słowo.
Może się nazbyt dobrze znamy.

Pamiętasz, powiedz, tamten ogród,
szpaler narcyzów poza czasem.
Lubię odpocząć w cieniu domu.
Nieważne, że nie igra z wiatrem

Opublikowano

Aniu, wiersz jak z innej bajki , tylko czytać i czytać ,,wspominając...!
Lekkością pióra ,poruszyłaś emocje , a to ważne dla mnie -czytelnika!

Pozdrawiam autorkę pięknego przekazu!

Hania

Opublikowano

Jesteś stworzona do ubierania piękna w rymy.
Każdy ma w sobie takie przystanie, gdzie jachty stoją w pełnym omasztowaniu
i czekają na wiatr, który nigdy nie wieje bo nie ma czasu.

Pozdrawiam.

Opublikowano

Anno, bardzo ładny, nastrojowy wiersz, a ta, szczególnie... pozdrawiam.
"A tuż za oknem natarczywe
gałęzie bzu kwitnące wiosną.
Ich zapach, wierzysz, że wciąż żyje,
jakby to drzewo we mnie wrosło."

Opublikowano

Przepraszam, że odpowiadam tak późno, ale byłam odcięta ;(

Po kolei -
Jacku - dziękuję. Też wydaje mi się, że lepszy.

leno - Tobie dziękuję za wierność. Zawsze mogę na Ciebie liczyć.

Alicjo- tym bardziej mi miło, że rymowania mogłabym się uczyć od Ciebie :).

Haniu-aluno - dawno nie pisałam. Bardzo dawno. Sama się obowiałam, czy jeszcze potrafię cokolwiek w kimkolwiek poruszyć ;).

Paula - taka była myśl, żeby poruszyć obrazy, które pozornie przeminęły.

Bernadetto - zabieg z wyliczeniami prawidłowy. Tak miało być. Dlatego w późniejszych strofach jest więcej życia, żeby nie znużyć.

Babo - kazdy z nas gdzieś tam miał swoją ulicę Ptasią

Na ulicy Ptasiej pasły się gołębie.
Ktoś dzielił się z nimi bułeczką maślaną.
Nieposłuszny zegar nie chciał ich zatrzymać,
w końcu odleciały.
Już nie jest tak samo.

Sylwestrze - ten dom kiedyś istniał. Dziś fizycznie go nie ma, więc można tylko we wspomnieniach odpoczywać w jego cieniu. Cień nie igra z wiatrem, gdy go nie ma.

Sokratesie - bez x :) - cóż z uwagą przygładam się najlepszym. A oni z pobłażliwym uśmiechem klepią mnie po policzku. Tak to jest. Na razie mam przerwę i pokornie czekam kiedy minie i czy w ogóle.

Nato -dziękuję :)

Opublikowano

dziękuję za tę podróż do mojej własnej babci. do tych smaków, zapachów, wrażeń, bodźców normalnych, zwykłych, bez dopalaczy i adrenaliny. zamiast narcyzów widzę astry:)
pozdr.:)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Jak cię zwą?   Czarnym proszkiem na białej koszuli. Potknięciem w holu, gdy cisza grobowa  grzebie zawarte przed ołtarzem faux pas. Poczekaj proszę, chcę by wszyscy wyszli.   Albo morderstwem, które ogłoszono  najbrutalniejszym na całym Mazowszu aktem miłości istoty najdroższej  sercu ofiary — komentuje gorąco...   Mam na imię strach — zjadacz białych chlebów, tłustych wiejskich kur i brudnych gołębi. Mam na imię lęk — badacz fenomenów   ległych u podstaw, jak pijanych zręby. Mam na imię Trzy — tylko proszę nie mów  mi po imieniu, tylko proszę nie krzycz.
    • Polska*             przekaże więcej pieniędzy na pomoc Palestyńczykom ze Strefy Gazy i jak przekazał rzecznik Ministerstwa Spraw Zagranicznych - Paweł Wroński - do specjalnej agencji Organizacji Narodów Zjednoczonych z polskiego budżetu - w dwutysięcznym dwudziestym piątym roku - trafi na ten cel milion dolarów więcej, a rok wcześniej na pomoc Palestyńczykom Polska przeznaczyła blisko osiemnaście milionów dolarów.   Źródło: Wirtualna    *zrobiłem drobną edycję - treść bez zmian i jak widać - warto wywierać presję na każdy rząd    Łukasz Wiesław Jan Jasiński 
    • Nazwałbym to moim pierwszym romansem z przemijalnością. Miałem wtedy może z 11 lat, mroźne jesienne poranki zazwyczaj zajmowała mi droga do szkoły przez szeregi posowieckich bloków, szarych, nieprzyjemnie nastawionych, ale proletariacko autentycznych. Pośród nich, już niedaleko szkoły zawsze stała ona - niska i ruda, przytłoczona między blokami, jakby szukała przy nich schronienia przed wszędobylskich wiatrem. Otaczała ją aura tajemniczości, która działała cuda w moim nastoletnim mózgu, aczkolwiek nie miałem nigdy w sobie na tyle odwagi aby uczynić przed nią pewny ruch, dopiero przy niej zaczynałem czuć w kręgosłupie pierwsze przymrozki października, przyśpieszać swój krok oraz naciągać czapkę. Oczywiście nie oznaczało to, że mi się nie podobała, od zawsze miałem tendencję do ukrywania mojego zainteresowania, ze wstydu czy strachu, efektywnie kopiąc pod sobą dołki w relacjach z innymi. Moje podchody zacząłem jeszcze przed pierwszym śniegiem, z początku ostrożnie zmieniłem swoją trasę do szkoły tak, aby przechodzić tuż przed nią, czekając aż jej oczy, kiedyś pewnie zeszklone, dzisiaj wyznaczające jedynie dwa ciemne punkty na frontowej fasadzie, spotkają się z moimi, obiecującymi dawno zapomnianą młodzieńczą energię. Wkrótce zacząłem chodzić do szkoły również w soboty - przynajmniej tak pomyśleliby moi sąsiedzi, bowiem do szkoły nigdy nie dochodziłem. Siadałem na ławce po drugiej stronie chodnika, starając się docenić to jak działało na nią dojrzałe, południowe słońce, odkrywając nowe zakamarki, podnosząc przede mną grama jej spódnicy. Wcześniej niedostrzegalne cienie raz nadawały jej ponury, niedostępny charakter, raz zapalały ją całą namiętnością, rudą zalotnością, tą samą która rozpalała moje blond włosy, tą samą która pozostawiała ciepłą sensację na mojej skórze. Już wtedy wiedziałem, że nie zadowolę się samym wzrokiem, że krótkie upalne momenty w kwiecie jesiennego dnia nie tylko za niedługo zanikną, ale że nawet w przyszłym roku, będą jedynie półcieniem spełnienia mej żądzy. Moje ciało po raz pierwszy domagało się ostatniego ze zmysłów, poczucia bliskości i zjednoczenia wcześniej jeszcze przeze mnie nie zaznanych, wiedziałem że będę musiał ułożyć plan, jak do tej jedności doprowadzić, jak wreszcie, raz na całe życie, pozwolić sobie na śmiały ruch.
    • Och, te róże z karpiowymi usteczkami

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...