Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

kurek gazu wystarczy do poczucia kontroli
modlitwa o cnotę pozostałych
zabezpieczy przed dzikością losu
jak nadzieja wygraną w totolotka

spirala rowków
tor smarowany
awansem
występami dzieci
wonią obiadu
dla pojazdu
w mechanicznym galopie
ciasnych okrążeń

trochę wolniej, wolniej…

Opublikowano

poczucie kontroli jest tylko poczuciem, niczym pewnym, a zagonienie się (nie przychodzi mi na myśl inne słowo) sprawia że w takim stanie jest tylko poczucie. i ono przechodzi na "pozostałych". a "gaz" jest sygnałem przeciążenia, obawą o tę czasem jedną, niepotrzebną iskrę.... jak dla mnie ciekawie skonstruowałaś ten wiersz jeśli chodzi o treść i formę. na BL miałem obiekcje co do tytułu ale ich już nie mam. faktycznie: patelnia.
pozdrawiam Lokomotywo :)

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Sens istnienia napisał ktoś pod tym wiersze - zgadzam się z tym twierdzeniem .
Wiersz mądrze pokazuje na czym polega jego istota .
Czyli coś co zamiast ostrożnie chodzić krąży jak oszalały wiatrak .
pozd.
Waldemarze, miło że zajrzałeś, z oszalałym wiatrakiem się zgadzam, z jednej strony gaz, z drugiej podmuchy i ani się człowiek obejrzy, już nad przepaścią... Dziękuję za odwiedziny i pozdrawiam:)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


wiersz jest jak przelany przez sito, kwintesencja obrazów
i z takich zdjęć jest zbudowany ten wiersz
czytając na głos wiersz jest szarpany a szkoda może inny układ wersów sprawiłby że wiersz byłby bardziej płynny
mimo wszystko ciekawie napisany z pazurem filozofii
r
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


wiersz jest jak przelany przez sito, kwintesencja obrazów
i z takich zdjęć jest zbudowany ten wiersz
czytając na głos wiersz jest szarpany a szkoda może inny układ wersów sprawiłby że wiersz byłby bardziej płynny
mimo wszystko ciekawie napisany z pazurem filozofii
r
Forma jest jaka jest, nie daje się tak łatwo okiełznać - niedobra. Będę próbowała jednak ją przekonywać. Dziękuję za komentarz:)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Sens istnienia napisał ktoś pod tym wiersze - zgadzam się z tym twierdzeniem .
Wiersz mądrze pokazuje na czym polega jego istota .
Czyli coś co zamiast ostrożnie chodzić krąży jak oszalały wiatrak .
pozd.
Waldemarze, miło że zajrzałeś, z oszalałym wiatrakiem się zgadzam, z jednej strony gaz, z drugiej podmuchy i ani się człowiek obejrzy, już nad przepaścią... Dziękuję za odwiedziny i pozdrawiam:)
Wspaniały wiersz, przeszywa czerwona czerwień i rdza oczu,
wiatru z tego to najlepszego nie będzie, powala prymitywne
mnie małpiartswo na wstępie
i zachmurzenie wiatru :)

Pozdr.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @sam_i_swoi Proszę bardzo :) Każdy komentarz jest cenny. Najwyżej podyskutujemy :)
    • @violetta ... cudownie wyglądała   Merlin Monroe z nieba  z zazdrością spoglądała  ... Pozdrawiam serdecznie  Miłego dnia 
    • @Migrena nie wiem czy autor sobie życzy? tym podchwytliwym pytaniem o słów kilka, wyjaśniam że doceniam myśl i zaangażowanie, lecz ocena może pomniejszyć ten wkład, prawem wyboru "życzę sobie to i tamto" byłoby Ok. dla wszystkich?  
    • Polityk wdziera się do przychodni NFZ jak tornado w złotej marynarce, jak kapsułka witamin z huraganem w środku. Drzwi skrzypią jak stare respiratory na kredycie. Kolejka pacjentów cofa się w popłochu – czują, że zaraz zniknie im nie tylko limit refundacji, ale i resztki nadziei. Rejestracja mdleje, bo wszystkie miejsca są już „tylko prywatnie”. Krzesła jęczą i próbują schować się pod podłogą. Termometr robi fikołek i udaje martwego. Plakaty o zdrowiu rwą się same – wiedzą, że zdrowie to luksus. Lewatywa rzuca się pod nogi pielęgniarki, błagając o ratunek przed uzyciem politycznym. Polityk siada. Fotel pęka jak budżet po wyborach, jak złamana obietnicą wyborcza. Kroplówki skaczą jak kibice na stadionie – każda kropla to podatek, każdy worek – dotacja dla kolegi z partii. Pacjenci   chowają się pod stołami. Stoliki robią salta. Gabinet drży jak cały system ochrony zdrowia. Lekarz blady jak recepta bez refundacji. Stetoskop na jego szyi dygocze jak bankomat przy pensji minimalnej. Biurko ginie pod brzuchem polityka – Zeppelin absurdu unoszony na naszych składkach. Oczy – dwa rentgeny pychy. Oddech – inhalator z piekła, co dmucha na półki z lekami. Syropy bulgoczą jak marszałek sejmu w amoku. – Co panu dolega? – pyta lekarz drżącym głosem. Polityk śmieje się jak rezonans magnetyczny na dopalaczach, śmiech rozdziera gabinet na części pierwsze. – Wszystko mnie boli, doktorze! Plecy od noszenia władzy, ręce od brania kopert, żołądek od darmowych bankietów, nogi od omijania kolejek do specjalistów… A sumienie? – tu wybucha rechotem – Nie pamiętam, gdzie je zgubiłem! Lekarz nie cofał się, nie drżał. Patrzył na polityka w absolutnej, nienaturalnej ciszy. Na jego policzku, tuż pod okiem, pojawiła się linia – pojedyncza, lśniąca kropla, która sunęła wolno w dół. Nie była słona. Była lepka jak zaschnięty tusz, gorzka jak brak refundacji. Ciśnieniomierz na biurku zaczął dziwnie syczeć, jakby łapał ostatni oddech tuż przed krzykiem. Wtedy eksplodował. Skala kończyła się na słowie „EGO”. Rentgen pokazuje wnętrze: katastrofalnie rozdęte ego za publiczne miliardy. Widać przerzuty władzy na wszystkie organy, metastazy stanowisk w każdej tkance, a w sercu – pustą salę sejmową. W środku wakacje na Krecie, darmowe kotlety, kilometrówki, premie, premie, premie. Dookoła – zadłużone szpitale, pacjenci czekający latami na operacje. Długopis lekarza wybucha w dłoni. Tusz wsiąka w sufit i układa napis: „Naród zapłaci”. Szafka na leki płonie ze wstydu. Pielęgniarka mdleje, rejestratorka śpiewa hymn w omdleniu. Kroplówki robią falę. Pacjenci salutują jak w Sejmie. Polityk wspina się na wagę i czyni z niej tron. Ze stetoskopu – berło. Z kart pacjenta – nową ewangelię o sobie. Każdy kilogram jego ciała to nasze podatki. Każdy oddech – kredyt wzięty w naszym imieniu. Każde mrugnięcie – nowa ustawa na jego korzyść. Wstaje i woła: – Tu nie ma przychodni! To moje żarowisko! A wy wszyscy jesteście moimi sponsorami! Pacjenci uciekają przez okna. Stoliki robią fikołki. Strzykawki latają jak ptaki apokalipsy. Lekarz chowa się w szafce, która rozpada się z hańby. Na podłodze rozsypane tabletki i recepty układają się w napis: „Tu był Polityk. I już nikt… nigdy nie wyzdrowieje.” Ostatnia tabletka toczy się po podłodze, zatrzymuje w kałuży krwi i wykwita na niej napis: „REFUNDACJA = 0 zł”.      
    • @aniat. namiętność spadła wraz z żółtym liściem z pierwszym kasztanem uleciał sen wspomnienia z jeżem czmychnęły szybko wiem :))
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...