Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Znajdź zawartość

Wyświetlanie wyników dla tagów 'sztuka' .

  • Wyszukaj za pomocą tagów

    Wpisz tagi, oddzielając je przecinkami.
  • Wyszukaj przy użyciu nazwy użytkownika

Typ zawartości


Forum

  • Wiersze debiutanckie
    • Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
    • Warsztat - gdy utwór nie całkiem gotowy
  • Wiersze debiutanckie - inne
    • Fraszki i miniatury poetyckie
    • Limeryki
    • Palindromy
    • Satyra
    • Poezja śpiewana
    • Zabawy
  • Proza
    • Proza - opowiadania i nie tylko
    • Warsztat dla prozy
  • Konkursy
    • Konkursy literackie
  • Fora dyskusyjne
    • Hydepark
    • Forum dyskusyjne - ogólne
    • Forum dyskusyjne o portalu
  • Różne

Szukaj wyników w...

Znajdź wyniki, które zawierają...


Data utworzenia

  • Od tej daty

    Do tej daty


Ostatnia aktualizacja

  • Od tej daty

    Do tej daty


Filtruj po ilości...

Dołączył

  • Od tej daty

    Do tej daty


Grupa podstawowa


  1. tup tup tup skrzyp skrzyp skrzyp tupta skrzypi pod butami codzienność schodami do nieba z poręczą wyobraźni
  2. W kształcie nieokreślonym Prawami geometrii Nie doszukuj się prostych Linii, osi symetrii. Nie doszukuj się płaszczyzn W dachach gromem skruszonych, Ani wzorów – w dywanach W bezkształtność obróconych. Nie szukaj też gry świateł Wśród błysków igieł szklanych, Wiatru pięścią gwałtownie Tęczowo rozsypanych. Nie szukaj praw wspólnoty W grubych mumiach kamienic, Cierpkim stężałych bólem (Jak oblicza – męczennic). Nie szukaj praw wszechświata W biblioteki ruinach, W zgliszczach antykwariatu Sagi – o wielkich czynach. Nie szukaj słów uczonych Na rozsypanych kartach, Tam, gdzie mała księgarnia Raną ściany – otwarta. Nie szukaj również piękna W byłej - bryle muzeum, Rozciętej na sto części (Oto – destrukcji dzieło). Nie szukaj rytmu dziejów Pod gruzami opery, Gdzie na kamiennej fali Mewy usiadły cztery. Nie szukaj miłosierdzia Tam, gdzie kruchość katedry Okrył delikatnością Bandaż śnieżyście srebrny. Nie szukaj praw natury Tam, gdzie na mary – ziemi Zwalone zwłoki dębu Pod toporem ciśnienia. Nie szukaj w zgasłych życiach Sensu lub alegorii, Wszak z ran – nie papirusu - Utkana jest historia. Zamiast szukać słów wielkich, Kiedy zabrzmi głos dzwonów, Uszyj minutę ciszy W burzy tamtej - minionym. I kwiat pąsowy połóż Tam, gdzie z ręki osłabłej Trzy płatki – bólu krople Na bruk twardy – upadły.
  3. graphics CC0 Wazy… greckie wazy… wykopany rezerwuar starożytny miot ornamentu krzyk ekstazy etruskowy trop ceramiczne wasze twarze jak Syzyfa głaz z wykopalisk w kręgu wrażeń zachwycają nas Weny pasji i zachwytu pięknych publikacji upajacie nas do woli wzorem deformacji kształt i kolor lub faktura linearne wzory ducha zachwyt gardła kuraż i inne walory Wszystkie brązy i marmury nic nie znaczą bez was wazy greckie – wy historii rozkrzewiacie drzewa ani palestr ani ulic mitów z greckiej story nie poznalibyśmy – przecież gdyby nie amfory Greckiej lady co się budzi w pachnącej alkowie potem schodzi do kąpieli w płatku z róży powiek w rączce trzyma dwa buciki w drugiej zmięty chiton tylko wazy dały obraz szczery-greckim mitom Nagość w Grecji była kultem malowano akty napełniały się tu kruże jak chmurą antrakty forma była doskonalsza w duchu sztuki greckiej dojrzewali rzemieślnicy tworząc nowe spektrum Wazy plotą nam historię greckiego geniuszu sztuka mianem jest Hellady bytem animuszu czasem ważne czci tematy albo-ordynarne weny przypływ wdziewa szaty z Olimpu lub – marne Z linii prostych i falistych trójkątów i kółek wydobyli greccy mędrcy kunsztu preambułę później sztuka się zmieniła zmieniły się wazy postać ludzka w kształt – ożyła mocą peryfrazy Pozowały wciąż hetery do brzuszności dzbanów nie śledziła ich cenzura mieczem greckich panów zasłużyli się garncarze za to greckiej sztuce opisali świat antyku niczym zdolny uczeń Wyręczyli nader – zręcznie muzę literatur która czciła monumenty wstydząc się kreatur przekazali nowożytnym starożytne wazy ci się chełpią grecką sztuką antyk im się – marzy —
  4. WRESZCIE! ŻYCIE W GROBOWCU GSJWIWHSGDBBWJWHS ZAMEK KRÓLEWSKI POPADŁ W RUINĘ Hhhrr (wcześniej) Pizza nad głową pi pi pizda nad głową Kręć dupą swoją; kręć dupą swoją Nożem, pomidorem w płótno (Tekla) Stanisławski - orgazm (Matka) Chyba tego nie Źródło obrazka: https://www.ceneo.pl/87698596
  5. Wstałem. Nie patrzyłem na zegarek. Telefon zawsze leży w salonie, rzucony gdzieś w kąt tapczanu. Nie chce wiedzieć, która jest godzina. Mam tylko nadzieję, że grubo popołudniu. Patrzę w sufit i myślę. Rozmyślam nad sensem życia, którego nie umiem odnaleźć. Jej nie ma. Wyszła. Jestem sam w gnijącym mieszkaniu, a uczucie pustki jest ze mną nie przerwanie od zawsze. Jak demon. Pierdolone opętanie. Wstaje z łóżka. Wychodząc z sypialni zerkam na dekoder. Jest 13. Dziękuje. Dobry boże bądź losie, opaczności moja. Ciężko jest mi wierzyć. To takie ludzkie wątpić. Nie dostrzegać. Może na łożu śmierci zrozumiem, że katolicyzm jednak miał rację. Ale nie teraz. Teraźniejszość nie pozwala mi postrzegać inaczej świata. To wydmuszka gdzie tylko debile wygrywają. Idę się ubrać. Zakładam byle jakie bokserki i koszulkę z nadrukiem Sex Pistols. Kurwa, Sid Vicious. Pierdolone beztalencie. Tacy ludzie po dziś dzień mają hołd. Za co? Za umiejętność wpierdalania helupy w kable? Świat od zawsze stał za gównem. Wracam do salonu. Jestem głodny. Otwieram lodówkę, żeby poczuć rozkładający się zapach zepsutych pomidorów. Głód przenika albo percepcja podpowiada, żeby przestać myśleć. Najlepiej w ogóle nie myśleć. Tak żyję się prościej, lepiej. Idź do roboty. Rób przez 8 godzin to, czego nienawidzisz. Wracaj zmęczony, wypruty z poczucia jakiejkolwiek wartości. Odpal telewizję, która z mózgu robi ci szambiarkę. I żyj. Jak najdłużej tkwij w tym. Do usranej śmierci. Po drodze zrób dziecko. Najlepiej w wieku 20, 30 lat. W życiu nic w sumie nie doświadczyłeś, więc samoistne zero przekażesz w genach. Błąd rodzi błąd. Wszystkie swoje bolączki i niespełnione ambicje wylej w dzieciaka. Tak jak robili twoi starzy. Koło się zazębia. Piękny, nowy, wspaniały świat kurwa jego mać. Podchodzę do szafki. Mam tam schowane 3 paczki papierosów. Do wyboru, do koloru. Kolekcjoner. Chowam przed sobą szlugi, żeby nie palić. Jakbym miał dwubiegunowość. Biorę marlboro, odpalam fajkę. I myślę. Znowu zagłębiam się w otchłań, w która zagłębiać się nie powinienem. Nie warto. Chce wierzyć, że jest K - PAX, matrix albo chuj wie, co jeszcze. Albo, że zaraz się obudzę. Cały ten koszmar zwany życiem to tak naprawdę gra, a resetujesz ją przez śmierć. Reinkarnacja. Czyli co, hinduizm ma rację? To wszystko jest nie wytłumaczalne jak obrazy Lyncha. Wychodzę na balkon. Papieros tli mi się w ręce, a jego słodko – kwaśny dym drażni moje nozdrza. Pamiętam pierwszego ćmika. Miałem 12 lat. Fajki kosztowały 10 złotych. Krztusiłem się nim jakbym zajebał dobrego skuna. To wszystko było takie proste, trywialne. Nostalgia. To najgorsze, co nam wpojono. Oglądanie starych fotografii, płacz za zmarłymi, postrzeganie przeszłości w sposób ikoniczny. Kiedyś to było. Nie, nigdy nie było dobrze. Cały ten świat to Powiększenie Antonioniego. Jesteśmy pierwiastkami nic nieznaczącymi we wszechświecie. Boimy się zmian, a przecież tylko zmiana jest stała. Patrzę w dół. Z trzeciego piętra świat wygląda ładniej. Jest bardziej przejrzysty. Łatwiej stąd dosięgnąć gwiazd. Rozglądam się po ludziach spacerujących po chodnikach. Ich facjaty są przeraźliwe, chore, wyczerpane brakiem spokoju i snu. Patrzę na nich, ale oni mnie nie dostrzegają. Jestem niewidzialnym bytem, duchem, istotą pozaziemską. Kaszle. Dym trzymany w płucach daje o sobie znać. Wypluwam go. Robi mi się słabo. Mam zawroty głowy. A może to załamanie nerwowe? Może to brak akceptacji społeczeństwa, samotność i borderline? Od gimnazjum czuję niepewność. Niemożność mówienia. Nieumiejętność koordynacji. Wstaję. Zbliżam się do barierki. Wystawiam głowę za nią. Patrzy na mnie mężczyzna. Ma brzydką twarz. Wygląda jak Willem Dafoe w Dzikości serca. Utrzymuje z nim kontakt wzrokowy. Nie ciekawi mnie jego życie, bo pewnie jest tak samo chujowe jak moje, twoje, nasze. Może śmierć byłaby najlepszym rozwiązaniem. Gardzę samobójcami. Gardzę samym sobą. Gdzie moja Lula? Przecież jestem Sailorem w tej tragikomedii. Nie mam ambicji, planów. Nie mam nic. Codziennie powinienem dziękować, za życie, za słodki żywot. Chce zniknąć. Wpadam w szał, płaczę. Wyrzucam niedopałek na sąsiedni balkon. Chce stąd uciec, odnaleźć siebie. Spostrzegam otwieranie drzwi. - Jestem, kochanie. – słyszę. - Cieszę się. – odpowiadam. - Jak ci minął dzień? – pyta mnie moja kobieta. - Cudownie, właśnie miałem gotować obiad. k.
  6. Podrygują bez obycia Dziś premiera Szary orszak rozprzestrzenia się po atrium Lecz nie milknie murmurando didaskaliów Bruździ ciszę - w niej się cała treść zawiera Moc bezsensu w tym przeroście formy dzieła I w sekwencji zbędnych gestów manierzysty W butonierce już nam ciąży jak rekwizyt Czas, w tym miejscu jak zamierał tak zamiera
  7. Wers rozpocznę bez namysłu Dwóch aktorów, garść patosu Wątły kościec mądrych przysłów Brak morału (ledwie kontur) Trzeba stracić reputację Między baśnie wsadzić rozum Talent drzemie - sam nas znajdzie Tylko daj mu dojść do głosu
  8. Ekspansja rozkwitu leniwie się płoży Przygnała w rewiry odległe dla wzroku Zbłąkane sylwetki, chcą koc swój położyć A zanim położyć - skosztować owoców Dwie siostry (tak zwykł się zaczynać ten dramat) Dla świata zgubione znalazły krzew jagód Dojrzałe, aż pękać próbują im w palcach Więc wzięły po jednej, jedynie dla smaku Po dwóch dla słodyczy a dziesięć na zapas Te większe najszczodrzej chce podać swej siostrze Lecz ta już zasnęła, uleciał z niej zapał Sprawdziła w atlasie - śmiertelnie trujące
  9. Piszący kurczowo pochwyci Ogólnik by nadać mu kształtu Uładzi, zaprzeda się chwili Przekłamie - w najgorszym wypadku Fotograf podkrada momenty Ziewnięcia, igiełki obcasów Sylwetki rozmyte jak szepty Nadmierność pod szatą lub nagość Tam refleks, igranie skojarzeń Dym z fajki układa się w halo Pstrykają ziarniste pejzaże Wstrzymuje nas w biegu nim zwiędną Rośliny i ciała, płat ziemski Próbując przedłużyć doczesność W najlepszym wypadku uwieczni
  10. Chłopiec stara się z całych sił rozdmuchać żar rozpalający świecy woskowej blask mocno szybko gwałtownie aby zapłonęła teraz już, szeroko aby te oczy rozgorzałe w mrokach pokojów stu zagasły ale to nie jest takie proste nie zmrużą oni ślepiąt tak szybko prosto jak chce tego chłopiec ze starego obrazu wielu zbyt ich jest ciemno zbyt tu jest a chłopiec zbyt jest przestraszony pustego domu zmierzchu braku świateł skrzypu szmeru kołatania do okien i drzwi cichutkiego świeca nie chce się palić mrok nie odchodzi oczy nie zgasną w tym domu miserere nie słychać bowiem tutaj gdzie my jesteśmy a jest nas wielu
  11. Si Deus nobiscum quis contra nos tak myśli dobry książę Ekkehard mój mąż lecz ja płaszczem delikatnie otulam piękną twarz by nie sądził, że może patrzeć na mnie dłonią na której palcach długich i szczupłych świeci wilczy diament przytrzymuję płaszcz by wiedział że dotyk nie jest dobry jeśli jest jego albo gdy go nie chcę nie kocham go ani jego korony ani wysokiej krwi kamienna już za życia które nigdy się nie skończyło gotycka z kroplami nieba błękitnymi w oczach z łukiem ust karminowych wygiętych w architektonicznej doskonałości ukrywam się za szatą złotą i purpurową, tak drogą że poddani Ekkeharda mogliby za jej skrawek uratować te dzieci które właśnie umarły im z głodu spinam ją i kurczowo zamykam w pięknych dłoniach a perły krzyża pamiętają światło wschodu nie żyłam nigdy i nigdy nie umarłam pozwalam ci na mnie patrzeć i o mnie pisać gdybyś żył wtedy wszystko byłoby inaczej ...
  12. To wszystko zbyt boli. Cierpienie uszlachetnia, Ale nie pytał mnie nikt o zdanie, Czy chcę być chamem, czy panem. Commedia dell’arte przednia. Tylko szkoda, że nikt nie chce mojej roli. Smok, który zjada bohatera, Okazał się prawdziwy. Widownia szaleje, A bohater płacze i się śmieje, Mimo krzywdy, Bo też chciał zarobić na obiad teraz. Ot, i takie dzieją się dzieje.
  13. Jest to perła dzisiejszej literatury. Genialna. Książkę udostępniam za darmo, to nie reklama dla zarobku. Link do pdf: https://app.box.com/s/t137q7cvzimkzhda9zfjoi88zglgud4m Link do księgarni: https://ridero.eu/pl/books/fatalizm_niesfornego_czasu_swit_bezgranicza/ Pozwolę sobie przedstawić piękną książkę, o bogatym języku i zawierającą wiele mądrości, czysta duchowa strawa, zostałem upoważniony do proklamacji/kolportażu. Lecz z własnej chęci i inicjatywy chciałem się podzielić tą pozycją również, ponieważ ta książka jest wciągająca w rzeczywistość metafizyczną, zawiera bardzo wiele mądrości uwikłanych w poetycznych i filozoficznych alegoriach, metaforach, co znaczy, że każde słowo może zawierać drugie dno. To nie są bajania, autor rzuca same konkrety. Jest naprawdę niesamowita, ale to jest moje zdanie. Rozdział drugi jest wręcz nadzwyczajny, zawiera bardzo wiele odpowiedzi na różne pytania powiązane z biblijnym Słowem, greckim Logos, hinduskim Shabdem lub Anahad Nad. Czyli mowa o fundamentalnych sprawach poprzez nauki „Mistrza” Kategoria: Poemat, Filozofia, Sztuka, Literatura Piękna, Proza Współczesna, Poetyzowana Liryzowana Proza (Streszczenie od autora: Opis książki: Poemat prozą o charakterze symbolicznym, pełny metafor i mistycznego znaczenia. Daje do zrozumienia pewną hierarchię rozwoju lub regresji wewnętrznej w każdej istniejącej formie/istocie, nasuwa ideę, że nie tylko może powiększać się zdolność samodzielnego uświadamiania sobie rzeczywistości i wszelkich w niej sprawunków, ale maleć, bądź zatrzymać w stagnacji. Świat przedstawiony jest według wspomnienia jednego członka z bliżej nieokreślonej grupy wybrańców, którzy pragnęli dosięgnąć istotności wielkiego talentu nieskończonej twórczości, zaznać najwyższego artyzmu, sięgającego ponad zdolności ludzkiego umysłu. Chcieli wyzwolić się tym z tyranii rozpadu i śmierci, pojednać się ze źródłem wszystkich rzeczy, jednak tymczasowo pobłądzili w drodze. Rzeczywistość przedstawiona przenika się z metafizyczną dziedziną, z której powstała, immanentna i niewyrażalna, zwolna staje się zmorą, gdzie czas przestaje trzymać się sztywnych, nieubłaganych praw. Dla tych jest jak umierający, daje o sobie znać tym mocniej, im bliżej jest swej śmierci w człowieku. Sukursem na wszelkie subiekcje okazuje się być pewien napotkany człowiek i jego nauka o regionie nazwanym Bezgraniczem, mówca ten pomny wszelkich praprzyczyn, każdej woli wyprowadzonej z jednego źródła Woli, pouczający garstkę swoich adeptów, by przekroczyli ułomność zwaną „ludzkim” przedostali się przez labirynt „prowincji” (niższych regionów umysłowych) a dostąpili nowego Świtu wraz z nim, czegoś znacznie wyższego od poczucia gatunku, przemijających rzeczy i nikłej tożsamości. Jest to pozycja szczególnie dla tych, którzy czują zew, aby wydobyć się z efemerycznego matecznika umysłowego sądu, wymyślonych konceptów, konwencji, miejsca wielkiego fałszu ludzkiego, poza farsę dobra i zła, anarchii i demoralizacji – w specyficzny i stoicki sposób egzystowania gdziekolwiek się nie jest. Poemat ten ukazuje warunki i sposób, w jaki odbywa się wkroczenie na misterny królewski szlak, gdzie zrzuca się nabyte spolegliwości i skłonności do naiwnej wiary, swą niewolę zmysłowości, zatraca niejako lichą wiedzę nabytą, wymazuje doszczętnie przekonania filozoficzne i religijne, zaprzecza się intelektowi i logice a nawet osobowości własnej na rzecz poznania, wówczas ujawniają się czyste, odwieczne, wspólne dla wszystkich wartości i nauki dobyte drogą osobistego doświadczenia poprzez enigmatyczny, twórczy głos z wewnątrz, tu nazwany „Anraag” do jakiego dostrajają wielcy wojażerowie transcendentu, sięgających samego „Bezgranicza” czyli nieograniczonej mądrości. Utwór wprowadza myśli pewną manierą na tor zrozumienia koniecznej unifikacji z wewnętrznym, twórczym nurtem i wszechobecną Inicjalną Wolą – czyli rozkazu, z którego powstało to co jest, co doświadczamy. Kontakt do asystenta autora: [email protected])
  14. Były drzewa a z nich kartek sztos zrobili i teraz w Warszawie ulotki wiszą, rozdają a inni palą. Ale tak już było od dawna. Wieki temu rozdawane elektoratom zebranym w Stolicy z daleka. Czas miną, tak samo jak Republika. Teraz na słupach wiszą kartki pod patronatem czarnego jak smoła dwugłowego orła. Wyczytać z nich można było kim tak "naprawdę" jesteśmy. Ale też na Cara przyszła pora. Od tej chwili coś się zmieniło, prawdziwa rewolucja w druku. Już nie sam tekst i jakieś logo widnieją na ulotkach i plakatach. Teraz one opowiadają historię. Żołnierze na mapie szturmują na wschód. A tam rozdają kartki z napisem "czas na ponowną naukę Polskiego!". I tak minęły dwadzieścia lat i korytarz północny został ścięty. Na zachodzie, w tym w Warszawie Swastyka i dumni Niemcy głosili swe prawdy. A na wschodzie wyzwoliciele podarli na pół część kraju i zjednoczyli je do innych krain. Swastyka osłabła, lecz czerwone niczym wątroba morze wleciało w głąb Europy. A wraz z falą żołnierze powrócili do maszerowania. Ale tym razem na zachód. W zalanej stolicy trąby z papieru głosiły to samo co głosiły na wschodzie kilka lat temu. Witamy w dwudziestym pierwszym wieku! W żadnym innym nie było takiej walki na papier jak teraz. Wierzysz? To dobrze trafiłeś! U nas znajdziesz na broszurach Krzyż (nie zważaj że czasem odwrócony), gwiazdę Dawida, półksiężyc czy nawet krucyfiks. Wtopmy się w historię którą chcą nam opowiedzieć te dzieci drzew. Piękna wieś, młoda rodzina sarmacka żyje szczęśliwie. Lecz pewnego mąż musi wyjechać na pospolite ruszenie. Husarz gotowy atakuję gwiazdy czerwone. A z nich błysk wylatuje wraz z kontaktem. Pyłu ta bitwa narobiła wiele. Az niego chmury się uformowały. Burza nastąpiła. I teraz młoda rodzina musi iść pod parasolką a w okół czerwone pioruny hałasują. Lecz kiedyś chmury przejdą i wyłoni się tęcza. Długo nie pozostanie jednak zanim ktoś nie nadejdzie i nie przekreśli jej. Ludzie gniewni tego czynu nie darują. Dlatego opowiadana jest inna historia. Ta tym razem już kilkuletnia. Tak naprawdę nikt nie opowiada jej w pełni. Jedyne szczegóły na które wskazują to fioletowa stuła i biret. Jeśli zdarzyło się że ją całą znasz to tylko nikomu jej nie opowiedz. To mają na obronę swą ci którzy jej całej nie pamiętają. Z tych emocji przyszłe matki zatroskane, nie wiedzą co poczną jeśli coś nie wyjdzie. Więc nawet i je spotkasz w tym tłumie. Biały orzeł tak często i tak prędko patrzy raz w lewo a raz w prawo. Że Naród nie zauważy kiedy pozłacana korona spadnie z jego głowy i nie będzie czego z niej zbierać. A właśnie Naród. Ludzie, to tak naprawdę nimi są opowiedziane historię, atrament jest tylko aby zmylać innych. Każdy z nas chce być czegoś wart, a tym czasem sami z siebie robimy atrament. Nie ma człowieka w tym kraju który nie poczułby bezsensownie gorzkiego jego smaku. Prawda taka bywa że sam mędrzec, wojownik ni zdrajca coś zmieni. Dlatego my, Naród wybrany na słupa informacyjnego Europy. Zdejmijmy z siebie ulotki i kochajmy się! K.P 06.06.2021
  15. bliżej nieba bliżej słońca i księżyca bliżej gwiazd mnie ciągnie jakaś siła której nazwać ani nie chcę ani nie potrafię i choć jej nie znam cieszę się że jest bo to znaczy że nie do końca opustoszałam
  16. " Urojona wielkość geniuszu " patrzę zwykła kartka biała i- … wtenczas… widzę małą czarną kropkę - w … niemożliwe … to … jest na środku – środka samym - Żal wielki, serce mi ścisnął. - …naraz … tuż… obok drugą czarną kropkę małą… -(zrobię…) zrobiłam- podobnież, w tamtym – środku środka - labiryntu mych absurdów- rys. węgiel aut. Ł. Jędrzejowski
  17. Szukając sposobu na wszelkie kłopoty Trzymając życie w swych sztywnych ramach Dostrzec nie mogą piękna głupoty Widząc wyłącznie swój własny dramat Co mają począć ci wszyscy mądrale Bez możliwości, która ich omija Stawiając wiedzę na piedestale Głupota dla wszystkich, a wciąż niczyja Instagram: @tojuzwiersz
  18. graphics CC0 gradacja mruży ciało księżnej bibelotów jej imitacja w odcieniu rzemiosła efemeryda z retuszu i destylacji z wrażeń optycznych tu nie pomogą niebieskie kwiatki anemonu ustawione na stole jak katafalk wszystko jest plasterkiem miodu zegar z kurantem wybija dwudziestą mimesis opada kroplą kruchej natury w złocienie i tapety w kilimy huculskie jacyś mężczyźni podróżują w jamistym oddechu a styl i otoczenie zieje w otchłań mahoniu makieta to epicka oderwana od marzeń w garderobie dizajnu lub werset gnomiczny uszyty z maksym i aforyzmów od Skamandra lub z techno Cocktail Clubów kolejnych przygodnych kolesiów dopartych do ściany pod działaniem pulsarycznych stroboskopów spojrzenie od Zofii Stryjeńskiej powabne zalotne na gałce oka z wyoblonym kubizmem pod wysoki połysk spoglądam więc nieco senniej na wazon Furstenberga w kolorze écru a księżna tli się w zamian z inkrustacji z mosiądzu lub miedzi sumienie ma falliczne i płynne w kokilach pożądliwości choć w kącie pod różą z aluminium zakrzepła krew na podpasce pamięta obrazy Tamary Łempickiej francuski romans w angielskim dialekcie w kulturze dworskiej dopieszcza tajnej miłości mit zapala klimat abażur wypuszcza światło przez tekstylną pończochę w popiele zasypane gruszki luki pamięci w plastyce silikonów ambasady języka Dada opowiadają mi nonsensy w tym kabarecie Voltaire jej nihilizm jest sztuką kolażu aranżuje mnie syntaktycznie jest formą znaków implikujących w treść mojego hoodie z kapturem czyli – hip hop'owego absurdu który klasą nie pasuje tu do niczego już wiem jej porcelanowa natura to dramatyczny monolog jabłko pokusy podane na graniastej dłoni w zasadzie samej sobie zbyt długi wiersz narracyjny jak kartki kalendarza w czekoladowej trufli w tej bajce carpe diem co za sen.... pod oknem zielone bugatti świruje do mnie lubieżnym pawim okiem hi- men! --
  19. szukam tego którego miłuje dusza moja bo nadal mam usta obwiedzione tatuażem czułych palców włosy pachną nawiniętymi na pasma słowami a piersi prężą się pod miłosnym dotykiem szukałam a nie znalazłam wołałam a nie odpowiedziałeś dość krwawa szminka na ustach świetnie uda uśmiech włosy w ciasnym węźle zamkną zapach i choć oczy ciężkie henną wciąż widzą tylko czerń kiedy umierasz (za jakie grzechy?!) trzeba domknąć dzień położyć dzieci spać jutro jutro obmyję ciało z błota którym cię obrzucono i jak zwykle podam ostatnią wieczerzę potem odejdę (ktoś musi posprzątać cały ten bałagan ochrzczą mnie jawnogrzesznicą bo przy tobie nie ma miejsca na miłość inną niż bezcielesna ale wiem usłyszysz kiedy będę śpiewać o naszym Engaddi bo miłość mocna jest jak śmierć i dlatego tak do końca ciebie nie świętego kocham
  20. Nie ma nadziei dla poetów Zamknięte we własnych ciałach Piękne dusze...ach piękne dusze Docenione dopiero po śmierci Za życia śmiech, czasem wzruszenie Dla poetów nie ma nadziei Wielcy odeszli, ostały się dzieła Nadal trwają w pamięci, w teorii Co po utworach, tomikach, słowach? Fragmenty rozkruszone na kawałki Nie ma nadziei dla poetów To cnota zbędna, blokująca Sztuka rodzi się bez nadziei Sztuka rodzi się w beznadziei Kto posiada nadzieję nie jest poetą Bo dla poetów nie ma nadziei Zapraszam do dyskusji i na instagram @tojuzwiersz
  21. Wśród spojrzeń pełnych zachwytu Wśród mocnych uścisków dłoni Wśród nagród, przesady, dobrobytu Wśród kropel potu na mej skroni Wśród braw, uśmiechów fałszywych I podziwu, którego niejeden szuka Tam właśnie umarła gdzieś skromność Tam właśnie umarła gdzieś sztuka Zapraszam do dyskusji i na instagram @tojuzwiersz
  22. Hej, Nie było mnie tu jakiś czas, a widzę, że tutaj wszystko po staremu - pięknie, kwitnie :))) Czerpiecie inspiracje z bieżących wydarzeń, czy raczej czynicie im na przekór ? Mnie natchnienie poetyckie niemalże całkowicie opuściło. I jakoś nawet nie mam o to do siebie żalu, nie jest mi przykro. Mam po prostu wrażenie, że pisanie i sztuka ogółem, są w tej chwili niepotrzebne. I właśnie w chwili, kiedy postawiłam kropkę w poprzednim zdaniu, w serce mnie dźgnęło - Czy aby na pewno? Czy może rola sztuki przy wojnach, kataklizmach, epidemiach i podobnych tragicznych, absorbujących kwestie techniczne, ekonomiczne i naukowe wydarzeniach jednak jest ważna? Albo tak zwyczajnie, po ludzku - szkoda zaniechać? Jak to jest u Was? Co o tym myślicie? Wyobrażacie sobie "całkowicie naturalny" - świat bez sztuki ? D.O
  23. jak niekorzystnie wyglądasz gdy zakochana w muzyce przebiegasz palcami po instrumencie twoja głowa kiwa się na boki unicestwiając misternie ułożoną kiedyś fryzurę nogi rozstawione po bokach ułatwiające stabilizację gdyż stopy bez oparcia szaleńczo wydeptują puls twarz rozgrzana z pierwszymi kroplami potu na linii włosów i nad górną wargą ubranie trochę zmięte niedoprasowane bo od rana ćwiczyłaś ale nie przejmuj się gdy zamknę oczy jesteś piękna jak muzyka
  24. impresjoniści byli buntownikami tak twierdzono wynosili sztalugi do ogrodu i malowali najprościej łapali chwilę chwilołapaczami a ich słońce zawsze świeciło bardziej impresjoniści byli buntownikami tak twierdzono a potem przyszedł ekspresjonizm
×
×
  • Dodaj nową pozycję...