W wielkim dniu stworzenia świata
Bóg powołał wszystkie twory:
Więc do Pana najpierw wzlata,
Powietrznymi płynąc tory,
Gromada leśnych śpiewaków,
Różnopiórych barwnych ptaków.
A za nimi, ziemskim szlakiem,
Ciągną zwierząt roje całe:
I żółw nawet ze ślimakiem,
Spieszą oddać Panu chwałę;
Tu lew kroczy dumny, dziki,
Tam poddanych jego szyki.
A przed nimi na chmur tronie,
W przezroczystych szat osłonie,
Dzierżąc berło z gwiazd miliona,
Wśród aniołów cudnych grona,
Co nad Bożym tronem wzlata,
Zasiadł Stwórca wszego świata.
Więc przed Panem pierwszy stawa
Lew, monarcha pośród zwierza;
Dalej orzeł hołd oddawa,
Panujący król u pierza.
I lilia wonna, biała,
Księżna w państwie wonnych kwiatów!
I falista trawka mała,
Pani polnych aromatów.
A za nimi cicho, skromnie
Płazy — w pokornej postawie...
Więc Pan rzecze: — »Chodźcie do mnie,
Niech i wam pobłogosławię!«
I znów owych ptasząt roje,
Do Stwórcy i Pana wzlata:
Cudne piórka, cudne stroje,
Jak wzorzysta ziemi szata.
A w oddali, ptaszek cichy
U podnóża skrył się tronu.
Snać w obliczu Bożem lichy,
Gdy nie składa Mu pokłonu...
I tak długo na uboczy
Stał, wśród licznych ptaków koła:
Aż go wreszcie Pan Bóg zoczy
I przed tron swój go zawoła!
— »Kto ty jesteś, dziecię moje? —
Jaki ród i miano twoje?«
— »To szczygieł!« — ptaków gromada
Panu Bogu odpowiada.
»Gdyś Ty w piórka nas ubierał,
I okraszał je bez miary,
On — dla piskląt ziarnka zbierał
I spóźnił się po Twe dary.
On nie dostał barwnej szaty,
Ani daru pieśni cudnej;
Niemy, kryje się za kwiaty,
Wiecznie smutny i odludny!
Więc Pan rzecze: — »Ptaszku mały,
Nie smuć, nie smuć się daremnie;
Odtąd barwny będziesz cały,
I dar śpiewu weź ode mnie...
A że wszystkie tęczy stroje,
Wzięli drudzy ku ozdobie;
Więc z każdego, ptaszę moje,
Po pióreczku daję tobie!«