Nie budź mamy, drogie dziecię!
Bóg sen dla niej zsyła,
Wszakże ona tę noc przecie
Przy tobie spędziła.
Noc calutką, ranek cały,
Z takim niepokojem,
Oczy mamy wciąż czuwały,
Przy łóżeczku twojem.
Byłaś chorą — a mateńka,
Tłumiąc w piersi łkanie:
Wciąż śpiewała — »Spij maleńka,
Spij moje kochanie!«
I lekarstwo co godzinę,
Podawała tobie,
I tuliła swą dziecinę,
Na piersiach, przy sobie.
Teraz prawda, czujesz sama,
Że ci znacznie lepiej:
Pozwól dziecię, niech śpi mama,
Niech sen ją pokrzepi!
Gdyś ty śpiąca, wnet mateczka,
Do snu ciebie tuli,
I układa do łóżeczka,
Nucąc słodkie luli.
Więc ci wdzięczną być wypada,
Dziewczynko kochana;
Patrz jak mama twoja blada,
Jaka zatroskana.
Nawet Boże! patrz dziecino,
Com spostrzegł w pomroku:
Dwie łzy srebrne z wolna płyną
I świecą w jej oku.
Ona i w tej chwili błogiej,
Wciąż o tobie marzy!
Czy nie widzisz, ile trwogi,
Przebija w jej twarzy?
A ty biegać chcesz filutko,
Bo ci smutno samej...
Cyt! — na palcach chodź cichutko,
Nie budź, nie budź mamy!