*** (W maju w Warszawie)

W maju w Warszawie, w parku nad strumieniem,
Siadłem, pragnąc nasycić się słowiczym pieniem.
Wypłynął księżyc blady i luba ptaszyna,
Wśród uroczystej ciszy koncert rozpoczyna.
Przebóg, jakieś mi znane tony w przestrzeń lecą...
Ach, to mistrza Mascagni słynne Intermezzo,
Grywane po ogródkach, wiecznie, co wieczora,
Siadło wreszcie w gardziołku leśnego tenora.
Wstałem, i nieprzepartym tknięty uniesieniem,
Schyliłem się, i w krzaki - palnąłem kamieniem.

Czytaj dalej: Idylla maleńka taka - Mikołaj Biernacki