Zadrżały kwiaty tytoniu bo księżyc wschodzi.
Wstają. Chcą się bez granic wydłużyć, wyprężyć.
Piją puste powietrze, które wieczór gwiazdami słodzi
zanim w usta spłynie im księżyc.
Coraz bledsze, czynią wonny zamęt
i całe się w rosach trzęsą,
wpatrzone uparcie w firmament
jak lwy w strażnika niosącego mięso.