Żadne chyba nie zna z dziatek
Kotka, jak był nasz Wąsatek.
Co za kot! Jaka w nim cnota!
Nie, równego niema kota!
Wszyscy wiedzą to oddawna,
Że gościnność u nas sławna,
Lecz Wąsatek — bez przesady
Jak nikt gościom bywał rady.
Raz przybyły w odwiedziny,
O granicę, dwie kociny,
Warto widzieć, mocium panie,
Jakie sprawił im śniadanie!
Pieczeń mysia, kotlet szczurzy,
Skórki z sera, komar duży,
Udka żabie szpikowane,
A na wety dał śmietanę.
Mało tego jegomości!
W piękny wózek sadza gości,
I tykając ledwie ziemi,
Na przejażdżkę pędzi z niemi.
Innym razem znów, Medora
Miała katar, była chora,
A gdy legła na pościeli,
Ludzie o niej zapomnieli.
Choć sam mięsko chętnie łyka,
Kładzie obiad — do koszyka.
Ani myśląc nawet o tem,
Że się pies nie lubi z kotem.
To znów widząc, że przy dworze
I sierota wyżyć może,
Nasz Wąsatek, nader skory,
Naśladował piękne wzory.
Właśnie były dwie sierotki,
Popieluszki, starej kotki,
Więc Wąsatek im co ranka
Dawał mleka z swego dzbanka.
Nie żałował i pieszczoty.
Głaskał, tulił, bo — sieroty!
Czyżby sercem które z dziatek
Miał przewyższać nasz Wąsatek?