Wielka lampa staroświecka
Rzuca na stół krąg jasności...
Jakoś dziwnie z mazowiecka
Ćwierka świerszczyk od zapiecka,
Aż dreszcz idzie w kości!
Więc podparłszy głowę ręką,
Pijesz duchem głos i ciszę...
Rozebrzmiałe w dal piosenką,
Co wzleciała nad lirenką,
Echo się kołysze...
Choć zamknięte drzwi podwoje,
Choć noc włoska taka cicha,
Weszły przecież w progi twoje
Jakieś dziwne niepokoje...
Coś po izbie wzdycha...
— Zgłuchną pieśni?... To niech zgłuchną!
Zginą myśli?... Niech przepadną!
Piany pławią się lekuchno,
Nim je wiatru tchy rozdmuchną:
Co ma wagę — na dno!
Czy ja taki, czy owaki,
Co wy, co wy o tym wiecie?...
Najbystrzejsze moje ptaki
Nie wzleciały w słońca szlaki,
Głos ich — obcy w świecie!
Ha, to może tak i trzeba,
Bym nie w płaszczu z skier, z płomieni,
Ale stanął u drzwi nieba
W tej kapocie, z kęsem chleba
W Chrystusowej sieni.
Wyżej, bliżej lśnią żupany,
Wieje w oczy szata złota...
Patrzy Mazur zafukany:
— Czy ja co wiem, jasne pany?...
A toć ja sierota! —
Na co, na co mi przybranie
W blaski słońca, w ognie zorzy?
— Lirnik — niechaj z lirą stanie,
We lnie siwym i sukmanie
Na wielki sąd boży!