Didko

Autorka:

Była so­bie Jul­cia mała,
Co się cią­głe prze­glą­da­ła.
Ot, tak się jej uro­iło,
Że jest so­bie bar­dzo miłą.

Od lu­ster­ka do lu­ster­ka
Bie­ga, pa­trzy, oczkiem zer­ka,
A je­że­li gdzie przy­sia­dła,
To na pew­no wprost zwier­cia­dła.

Nie­raz sta­ra To­ma­szo­wa
Gro­zi Jul­ce: „A pfe, brzyd­ko!
Pan­na nie wie, że się cho­wa
Za każ­dziut­kiem lu­strem Did­ko,
Co to ma sło­mia­ne nogi,
A na gło­wie ko­zie rogi?
Jesz­cze, nie daj Boże, kie­dy
Do­py­ta się pan­na bie­dy!” —

Ale Jul­cia ani pyta:
— Co tam baje To­ma­szo­wa!
Nie­ma Did­ka, wiem i kwi­ta.
Za lu­strem się pa­jąk cho­wa,
Jak nie zmio­tą pa­ję­czy­ny...
Did­ko?... Tak­że! Czy­ste drwi­ny!

To­ma­szo­wa gło­wą kiwa:
— No, niech pan­na nie wy­zy­wa,
Bo jak kie­dy co zo­ba­czy,
To za­śpie­wa mi ina­czej!

Aż raz tata ba­nię spra­wił
I w ogro­dzie ją po­sta­wił.
Szkla­na ba­nia fi­gle stroi:
Jed­no skra­ca, dru­gie dwoi,
Tam­to wy­dmie, to wy­pa­czy,
Sło­wem, wszyst­ko w niej ina­czej.
Jaki taki tam przy­sta­nie,
Jaki taki spoj­rzy w ba­nię,
Ra­mio­na­mi z śmie­chem wzru­szy;
Bo też co to tam za uszy,
Co za nosy, co za zęby,
A nad wszyst­ko — ja­kie gęby!

Ale na­sza Jul­cia mała
Wca­le o tem nie wie­dzia­ła.
Wnet jej bły­ska myśl szczę­śli­wa:
Lu­stro szkla­ne, ba­nia szkla­na,
Więc zo­ba­czy się jak żywa,
Jak la­lecz­ka ma­lo­wa­na!
Bie­gnie, pa­trzy... Kto to taki?
Nos ogrom­ny, do ta­ba­ki;
Uszy ster­czą jak u sowy,
Oczy le­d­wo wi­dać z gło­wy,
A od ucha aż do ucha
Gęba brzyd­ka, jak ro­pu­cha..

Pa­trzy, pa­trzy... aż nad gło­wą
Ster­czy coś... ni to, ni owo...
Może ga­łąź ja­kaś wła­śnie...
Ru­sza się, jak ko­zie rogi...
„Did­ko! Did­ko!” — Jul­cia wrza­śnie
I pusz­cza się pę­dem w nogi.

Próż­no sta­ra To­ma­szo­wa
Tuli Jul­cię i tłu­ma­czy...
Jul­cia za­raz oczki cho­wa,
Kie­dy lu­stro gdzie zo­ba­czy.
Lu­stro do­bre jest w po­trze­bie:
Czas w niem tra­cić jest rzecz brzyd­ka.
Kto się zbyt wpa­tru­je w sie­bie,
Prę­dzej, póź­niej uj­rzy — Did­ka!

Czy­taj da­lej: Ojczyzna moja – Maria Konopnicka