Pozłotą słońca oślepiona,
pozłotą słońca śnieżno gładka
płaszczyzna wielka w szybkich spadkach
bujała nas na swych ramionach.
I bezszelestny puch, pył biały
pod słońce sypał się w przestrzeni.
Świst się stopylnie w krople zmienił
w płatkadl od słońca rozgorzałych.
A pieśnią nam huczały w głowie
zaparty dech i pęd bezsłowie,
i wiatru śmiech,
a w piersi parła głąb otchłani
przepastnej; znad gór białej grani
nawisłych strzech.
IV.38