Śpiew o Rycerzu Purpurowej Chmury

I. Gusło ognia

Moi mili, kochani,
gdzie ja odchodzę od was?
Dwa pióra - żagle z ognia,
moi mili, kochani.

Była noc. Znaki złote
niebo pocięły w koła.
Jaki duch na mnie wołał?
kto je kreślił na stropie?
Nóź gwiazd astrologicznych,
cyrkiel ptasi rozwarty,
a ja nagi pod ogniem,
żywy we śnie, w dzień martwy.

Moi mili, kochani,
gdzie ja od was odchodzę?
Prężą się łodyg moce,
spełnia się noc ognista,
płomień zamknięty w kryształ,
płomień zmieniony w ptaka,
moi mili, kochani.

II. Wirydarz deszczu w czas

Lot w wirydarze chłodne,
gdzie deszcz wspomina w kroplach
kształt, który w czasie odlał
jak zastygłe pochodnie.

Wittembergi, Awiniony zielone,
zamki rosłe wśród deszczu lustra.
O, pamięci jak srebrny dzwonek
na milczących pielgrzyma ustach.

O, krużganki, gotyckie studnie
śród sabotów dziewczęcych i pliszek.
Ziemia wspomnień, rzeka złota w południe,
w łzach zastygłe jak w szybie ciszy.

Kurant srebrny nad snem klasztornym,
biały gołąb u ciemnych sklepień
i w chimery zamknięte jak w formy
powszednie grzechy.

Ukochani, o, ukochani,
te uliczki nie wiodą w pamięć,
śnie zwalonych jak kamień epok,
śnie żelazny, módl się za nami.

I nie wrócić, smutny rycerzu,
z groźnych znaków, z uliczek krętych,
do swej złotej drzewom-kapliczki,
do swej małej, różowej świętej.

Śpiew:
"Dnem ciemności, gdzie niesie droga?
noc jak kamień z góry złowroga.

Nie ma ścieżki z pamięci głuchej,
kiedyś odszedł nie ciałem - duchem.

Śnie żelazny zwalonych epok -
ciche kroki uliczką ślepą.

Gdzie wracamy chłodnymi łzami?
Śnie żelazny, módl się za nami".

Pieśń III
Obudzony w wieży zegarów,
gdzie się czas przełamuje w trwanie,
rycerz ma usta różowe
schodząc w godzinę czaru.

Pośród rzeźb ożywionych jak drzewa
ptak z kamienia tak mu zaśpiewał:

"Patrz na nasze odbicie w górze:
tutaj biały - tamżeś w purpurze;

tu kamienny - ja w niebie liściem -
kształtem ptasim w formie oczyszczeń.

Ryte w srebrze tutaj na ziemi,
kwiaty żółte tam jak płomienie.

A zwierzęta nieme - bez śmiechu
przemienione tam w boskie echo.

Rzuć żelazo, unieś ogniste
skrzydła - staniesz duchem najczystszym".

*
Rycerz w stopnie powietrza runął,
aż się głos przezroczysty osunął;
stanął w ogniu białym od świstu,
na polanę ciszy puszystą.

Argonauckie brzegi przeznaczeń,
jakie formy czas wam przewidział?

Stoi rycerz, ze szczęścia płacze,
kwiaty blasku z dłoni jak strumień.
Będzież anioł - zanim zrozumie?

Jakie góry w całunach płomienne,
jakie czary napełnień ciemne.
Głosy cichej muzyki w cłnnurze
jak przezroczyste kwitną róże.

Duchów smutnych, duchów radosnych
pieśni rosną w górę jak sosny,
aż się przestrzeń drżąc jak ulewa
spełnia śpiewem białych modrzewi.

Ciała zwierząt białe i ciche
roztulają się jak kielichy,
głosem mówią, unoszą rogi,
wpół jak cień, a wpół jak ogień.

Z świerków rosną jabłka różowe -
krople pełne zebranych dźwięków,
i nim spadną, nim się rozpękną,
są jak ciszy dojrzałe głowy.

A tych ptaków jakież to skrzydła,
jakie głosy czy gwiazdy lecą?
Liściem one? Gdy w barwę suną,
złote strugi za nimi świecą.

Napełnione po brzeg widzeniem,
gdzie chrabąszcze są jak prorocy -
w takim świetle i w takim pyle -
małe dzieci ściskają oczy,
zatulają obraz w milczenie,
aż z nich tryśnie płomienne brzemię.

A dziewczynki ze smutnych domów,
gdzie kolumny chłodu je zgniotły,
i szatanom wydarte - kwiatem
wiją wianki z dojrzałych gromów.
Nim ich buzie pięści roztarły,
od tych ptaków i gwiazd - umarły.

Wznoszą wieże z srebra i śpiewu,
co padając - sfruną ulewą
ptaków białych lub kropel ciszy,
które serce tylko usłyszy.

Drzewa Pną się jak złote strzały,
jak fontanny zielonych iskier,
nie zatrzymane stropem chmury
są jak deszcze bijące w górę.

*
Wracał rycerz smugą złocistą,
torem planet, syczącą iskrą,
a kiedy dotknął chmur powieki,
zmienił się w kroplę zielonej rzeki.

Rzeka. IV Pieśń
Płynie rzeka. W śliskich strunach
małe dzwonki kropel suną.
Śpiewa rzeka w sobie niosąc
czarne węzły ludzkich losów.

Śpiewa rzeka:
"Czas przemija,
głos jak pętla ściska szyję,
prąd jak lustro wchłania kolor,
przechowuje lęk upiorom".

Śpiewa rzeka:
"Różą jestem,
co rozwija się z szelestem,
tysiąc kropli, tysiąc płatków,
szklana róża, ludzka tratwa.
Niosę obraz w dłoniach chłodnych
czarnych wieków, ludzi głodnych,
złotych żuków, ciemnych trumien,
jak żywego ognia strumień".

Płynął rycerz w smugach szklistych
kroplą w rzece jak w drzewie listek.

I przejrzały się w nim miasta mijane,
śpiew żołnierzy i oczy kochanek,
jęk wilczycy zabitych szczeniąt
i obłoki chodzące nad ziemią.
I na włosach topielic młodych
mijał puste bez nich ogrody
i jesienie, i noce polarne,
i odbicia jak popiół - czarne.

*
Ukochani, o, ukochani,
taki płacz, w którym wszystko - nie kłamie,
taki płacz jak tej rzeki, co mija,
czasem ludzi płynących - zabija,
czasem w wietrze jak wybuch kamieni
pod domostwa uśpione podchodzi,
gdzie się człowiek maleńki ma rodzić,
ni to rzeka, ni upiór wspomnienia.
Ukochani, o! ukochani.

W dzień, co w blasku jak popiół syczy,
szedł w obłoki płaczący rycerz
dymkiem jakby, a jakby parą
z rzeki wracał, gdzie przeżył starość.

Pieśń V. O chmurze purpurowej
Na obłokach gwiazdy leżą
pośród słońca złotych zwierząt,
pośród prężnych kotów smutku,
pośród lasu jak smugi dymu,
pośród białych krzaków zimy,
pośród ptaków zapatrzenia
oczyszczona ogniem ziemia.

I był rycerz w tych błękitnych wodospadach blasku,
to powracał, to umierał, sunął mleczną górą,
to wyginał się nad łąki pastoralną laską,
to opuszczał się, podobny ognia złotym sznurom.

A wiatr niósł nad czarne gmachy pożogą pożarte,
gdzie leżały porzucone miasta pragnień martwe,
gdzie tak wiara spopielała, jak popieli trumny
i jak ręce odrzucone - kościołów kolumny.

I nad domem stanął rycerz jako obłok krwawy,
nad rozdartym snem płonie strasznej, ludzkiej sprawy,
i zobaczył ukochane ręce, które w czas,
jak je rzucił, tak zostały, przybite na płask.

I te oczy pragnień pełne, i te usta głodne pieśni.
Zmienił rycerz skrzydła z ognia - serce łzami ucieleśnił.

Śpiew liry:
"Krwawy deszcz na błoniu padał.
Hej, dąb na błoniu stoi.
Krwawy deszcz o snach powiadał.
Hej, hej, dąb na błoniu.
Tysiąc dzbanów nim spełnili.
Hej, dąb na błoniu stoi.
Tysiąc dzbanów krwi wypili.
Hej, hej, dąb na błoniu.
I jak bąki krwią pijani.
Hej, dąb na błoniu stoi.
Nie wstać im na zmartwychwstanie.
Hej, hej, dąb na błoniu.
Jeno kilka kropel spadło.
Hej, dąb się zieleni.
Na serce, a to odgadło.
Hej, zrąbali dąb na błoniu.
Hej, zrąbali dąb".

Czytaj dalej: Bajka - Krzysztof Kamil Baczyński