Kapelusze. Kapelusze.
Numery małe. Numery duże,
żaden nie trafia w sedno.
"Dlaczego nie ma średnich numerków?"
stawiam pytanie. Pytam cierpko.
Bo ja mam głowę średnią.
A w ogonku ktoś śpiewa
z Mozarta uwerturę,
oczy ma jak ze srebra,
a czuprynę jak chmurę.
Dziwny facet zaiste.
Raz rumiany. Raz blady.
I uszy ma srebrzyste.
I zbliża się do lady.
Uśmiechnięty radośnie
swą uwerturę pieje.
A głowa raz mu rośnie,
raz (o, rany!) maleje.
Kapelusz siłą rzeczy
każdy leży jak ulał,
więc facet nie złorzeczy,
lecz bierze i wybula.
Z powodu tych fantastyk
szmer powstaje wśród osób,
bo zgłębić pragnie każdy
te sztuczki i ten sposób.
Czy to elektrycznością?
Czy jaki zastrzyk nowy?
A gość na to: "Po prostu!
Mam zmienny rozmiar głowy.
Raz jest taka jak bania,
że nie przejdzie przez lufcik,
raz mała niesłychanie,
bo robię się maciupci.
A po czasu upływie
mogę głowę powiększyć".
"Lecz kto pan jest właściwie?"
"Księżyc"