Ej, pod Wawrem, ej, na szosie lubelskiej
rozhulał się, rozbisurmanił się wiatr wrześniowy!
Zaczarowane ćmy przypadły do latarni naftowej,
świszczą sosny, tańczą sosny farandole diabelskie.
W niebie rozpacz. Ale jaka! Zielone chmury się piętrzą;
strach, strach jest w każdej rzeczy;
a ten kurz, moja mila, to nic, że nam usta kaleczy -
on ma w sobie gorycz najświętszą.
Śpiewa wiatr. Co za ból! Lecz świstem jakich to sosen
wyświstać nam ból stokroć większy, że urwie się kiedyś piosenka!
Choć wiem, że tu po śmierci wrócimy. I przez tę lubelską szosę
znów cię poniosę na rękach.