Czy, towarzyszu mój, pamiętasz jeszcze,
jak głód wygląda w powolnych konaniach?
Masz głowę w wiecznie rozpalonych kleszczach,
postać pod wiatru powiewem się słania.
Umiemy żebrać i dla łyżki strawy
znosić obelgi, przekleństwa, kopnięcia,
a potem z miską wracamy z wyprawy
i szybko żremy: wiem, jestem zwierzęciem!
Mieliśmy wspólnie zjeść tę miskę jedną.
Przy każdej łyżce drżą łapczywie ręce.
Wzniosłe nakazy w świadomości bledną.
Umrzyj, to dla mnie jadła będzie więcej!
Wieczorem na pryczy przymykam powieki
i wywołuję smak domowych potraw...
Żona i dzieci... świat obcy, daleki...
Tylko to żarcie... rozkoszny sen łotra.
Jeżeli jeszcze głód blady pamiętasz,
to gdy dzień przyjdzie nowym życiem płodnym,
to niech powstanie w nas myśl nieugięta,
aby nie było nigdy ludzi głodnych.