Smutek i martwość upadły na duszę —
I oto błękit ów jasny i czysty,
I morza lazur złoty i świetlisty,
I róż girlandy i palm pióropusze,
I słońce, blasków kaskadą rozrzutne:
Wszystko tak martwe stało się, tak smutne.
Więc jasność owa, pogoda i radość,
Wszystko w człowieczej duszy ma początek,
I trzeba strzec się swych własnych pamiątek,
Aby nie oblec świata w kir i bladość,
I trzeba kryć się przed swą myślą własną,
Gdy od niej słońca ciemnieją i gasną...
II.
O morze! Oto do twej głuchej fali,
Goryczą własnych myśli nieszczęśliwa,
Ziemią znękana, bez ostoi w niebie:
Rzuca się dusza, by uciec od siebie,
I, jak łódź wichrem pędzona, odpływa
Dalej i dalej, w bezbrzeż, coraz dalej...
Dalej i dalej... Już, zda się, zatraca
Pamięć swej klęski, swoich win i kary,
I gdy poza nią skraje lądu znikły,
Siedziby swojej zapomina zwykłej —
Płynie — aż ujrzy, że płynąc w bezmiary,
Tam, skąd uciekła, niezmiennie powraca...