W mgieł opalach się wlecze i pełza powoli
Przez sczerniałe ścierniska, pełne zimnej rosy,
Przez wierzb sennych żałośnie rozplecione włosy
I kurhany, drzemiące w rozoranej roli.
Jak ptak zmęczon opada w mgławej aureoli
Świateł, kędyś gasnących - w rdzawe sianokosy.
Lecą dzwonów cmentarnych zabłąkane głosy
I wieszczą, jak piastunka, tęskną baśń złej doli.
Pójdę znaną ścieżyną, dziś szarą od mroków,
Pod ciężką od mgieł, wilgotną oponą obłoków.
Pójdę szukać rozwianych wróżb białych stokroci,
Czterolistnych koniczyn - pocałunków - żarów -
Pójdę szukać śród chłodem wiejących oparów,
Czy się kędyś zabłąkana skra słońca nie złoci...