Przez miedzę, która podobna do szlaków
Różnych kolorów, między złotym kłosem
Tyś szła, owieczka, białością i losem
Podobna owcy śród kłosów i maków.
Wtem Pluton ogniem wylatując z krzaków,
Porwał cię w ręce i uniósł do piekła,
Córko Cerery — a tyś nic nie rzekła;
Weselił cię gwałt i wrzask nocnych ptaków.
Jakaż cię teraz cudotworcza siła
Porwie i znowu cudownie przemieni
W córkę świecącą kłosów i promieni,
Kiedyś ty piekłu jak miesiąc świeciła
I tam, gdzie ludzie jadem są żywieni,
Tyś nie umarła — lecz jadła i żyła.
A ona bywało
Głowę mi piękną położy na ramie
I mówi: »Słyszę piosnkę doskonałą«.
Ja patrzę w oczy — i wiem, że nie kłamie,
W promiennych oczach bowiem światło grało
Słoneczne, jakieś piękne było znamie.
Patrząc w twe oczy i w księgę twych losów
Pojąłem, czemu Pluton niegdyś chwycił
I żądze swoje ogniste nasycił
Córką Cerery — onej Bożki kłosów.
Wieńczoną makiem, ludy Ci Połosów
Królową swoją piekielną uczuły,
Płacz cię nie zabił — jady nie otruły,
Ogień się nie jął twoich zimnych włosów.
Pluton cię kochał, boś mu w dom książęcy
Zarażającej miłości nie wniosła,
A nad ogień go nie kochałaś więcej,
Więc ci zaufał i użył za posła.
A matce oddał cię na sześć miesięcy,
Abyś piekielne w domu jajo zniosła.