Tchnąca przyjemną wonią, z majowym porankiem
Przyszła wiosna, kwiecistym ozdobiona wiankiem;
Przyszła wesoła, a gdy lube jej spojrzenie
Wzbudza rozkosz i całe cieszy przyrodzenie,
Gdy ziemia, przyodziana ozdobnemi szaty,
Pyszni się nowem liściem i świeżymi kwiaty:
Szczęśliwy, kto, nie znając ni smutku, ni męki,
Wcsołem okiem patrzy na te lube wdzięki!
Lecz ten co stracił wszystko, co nie ina Ojczyzny,
Co, czasem niezatarte, w sercu nosi blizny,
Dla tego, co nadziei stracił promyk słaby,
Czarną krepą okryte te wdzięczne powaby!
O Ojczyzno! Dla Ciebie już słońce pogodne
Nie wznijdzie, bo już obcy i ziomki odrodne,
Słodkich nadziei pierwsze zgasiwszy promienie,
Zepchnęli Cię bezbożnie w straszne grobów cienie.
Przebóg! Pośród niesilnych i łez i rozpaczy
Srogi wojownik chciwe zabory już znaczy:
I gdy śmierć nam gotują umowy zwodnicze,
Kto wodze rządu trzyma? Ach, ręce zbrodnicze,
Co za kruszec zbyt podły przyjęły kajdany
I nad Ojczyzną obce postawiły pany!
Ojczyzno! Gdyby jeszcze można Cię ratować,
Któżby, kiedy Ty giniesz, chciał życie zachować?
Czemuż nieba nie raczą bohatera wskazać,
Coby śmiał kraj uwolnić i wstyd jego zmazać?....
Cięży na wolnych barkach obce panowanie:
Lecz, kiedy z twych popiołów mściciel nie powstanie,
Gdy zgon Twój opłakujesz, przykryta żałobą,
Któreż cnotliwe serce nie westchnie nad Tobą?
Któż wam hołdu nie odda, wy, dusze wspaniałe,
Co, w kluby rządu wziąwszy bezprawia zuchwałe,
Zmieniając hańbę kraju w pomyślniejsze bycie,
Poświęcali Ojczyźnie majątki i życie?
Nie zginą prawa wasze z powszechnym upadkiem,
Będą cnoty i świateł waszych wiecznym świadkiem;
I będzie miał czem Polak potwarców rumienić:
Dowiódł, że chciał być rządnym i umiał się cenić.
Może niejeden dzisiaj z tych ludzi cnotliwych
Stał się ofiarą gwałtu i przewodzeń mściwych?
Może rycerz, którego nieskażone dłonie
Miecz wzniosły raz ostatni w Ojczyzny obronie,
Dziś, w srogiej żyjąc nędzy, okryty bliznami,
Jęczy nad swem kalectwem i Polski stratami?
Jęczy, ale w uciskach ulga mu zostaje,
Ulga, której występny nigdy nie doznaje:
Na nieskażone serce wspomniawszy i cnoty,
Pozna, że lżejsza nędza, niżeli zgryzoty,
I, gdy śmierć przyjdzie, zamknie powieki spokojnie.
Ale ci, co Ojczyznę najechali zbrojnie,
Co, zgubiwszy swe ziomki wyniosłością hardą,
Kryją się w gmachach obcych przed świata pogardą, —
Mimo świetne bogactwa i majątek drogi,
Gorzkie będzie ich życie i śmierć pełna trwogi!
Lecz co widzę? Już ziemia, krwią przodków zdobyta,
Obcemi orły, obcym żołnierzem pokryta!
Jak ciężko Polskę obcem imieniem nazywać!
Jak ciężko słodkie związki natury rozrywać!
Brat bratu stał się cudzym; co mówię, o zbrodnie!
Gdy zawiść wśród mocarzów rzuci swe pochodnie,
Kiedy ludem zabranym wojnę zaczną toczyć,
Ziomek we krwi współziomka oręż będzie broczyć.
Ach! niech mię wprzód mogiła i cyprys żałobny
Pokryją, niżbym patrzał na widok podobny!
O lutni moja! Był czas, gdzie twojemi tony
Nuciłaś dawny blask, mej Ojczyźnie wrócony:
Dziś, dotknięta ostatni raz od drżącej ręki,
Już nie jej głosisz sławę, ale smutne jęki,
I kryć się przed okrutnym musisz przeciwnikiem,
I dźwięk twój wkrótce obcym stanie się językiem!
Chyba starzec w ustroniu, ciesząc swą siwiznę,
Wnukom wspominać będzie dawną ich Ojczyznę...
Ale może wojownik ziemię krwią zrumienić,
Wywracać grody, postać narodów odmienić:
Stanie się strasznym zdradą i siłą oręża.
Świat zburzy, lecz nic zegnie cnotliwego męża!