P. Marcie Gundlach
Spokój smutny, głęboki. Nic go nie zatrwoży.
Blade cienie szpitalne widzę dookoła…
Uśmiechają się cisi, uśmiechają chorzy
W niepamięci bolesnej łagodnego czoła.
Szepcą korne modlitwy… Słychać świegot ptaków
I oczom się rozjaśnia pogoda jesieni…
Liczą bicia zegara, tajemniczych znaków
Wyczekują w malignie chorzy rozmarzeni…
Tak dziwnie mi, tak dziwnie… Dzieciństwo wiosenne
Odsłania mi z uśmiechem przeszłość smutna, blada…
Dzień słoneczny jesienią… Marzenia półsenne…
…Przy pościeli chorego Smutny Chrystus siada.
Chrystus milczy, a chory za rękę Go chwyta
I snuje swe dziwaczne, chore opowieści…
Mistrz spogląda z dobrocią, z oczu troskę czyta…
…Za oknem liść jesienny o asfalt szeleści.
Choremu błyszczą oczy z twarzy wychudniętej,
Spowiedź z Życia Boleści czyni się najczystsza,
I nieziemskiej pogody spokój tkliwy, święty
Ogarnia litościwe, smutne serce Mistrza.
Chory bredzi w gorączce, szepce, opowiada
Tęsknoty dni minionych… Rozpacza, zawodzi…
A Chrystus mu na czole pocałunek składa,
Roni łzę… i ociera… i później odchodzi…
Tak mi dziwnie, tak dziwnie… Jesień się uśmiecha,
Za oknem liść zwiędnięty o asfalt szeleści…
Nawiedza mnie łagodna, bolesna pociecha
I szepce mi swe dziwne, długie opowieści.