Zwycięzcą wracam z podróży dalekiej.
Znalazłem źródło wiecznego żywota.
Szukałem wieki i błądziłem wieki.
Miłość mię wiodła jak pochodnia złota.
Aż pod namiotem białym Beduina
podczas mej dzikiej, beznadziejnej jazdy
wybiła dla mnie ta wielka godzina
nocą w pustyni, gdym patrzył na gwiazdy.
Pojąłem w bladej poświacie miesiąca
słoneczną prawdę całego istnienia,
że nic początku nie ma ani końca,
nic nie przemija i nic się nie zmienia.
Że miłość nasza warta stokroć więcej
od skarbów Indyj, od Hellady czarów,
od prasłowiańskiej pogody dziecięcej
i od purpury i złota Cezarów...