Puszczo! twojego serca głębia tajemnicza
pełna jest cudów, jako wiersze Mickiewicza...
Kolumnami drzew nieba sięgająca pował,
Puszczo, świątynio, którą sam Bóg wybudował!
Gdyś wiosną rozśpiewana w szaleństwie zieleni
hymnem głosów ptaszęcych, radością strumieni,
od przylaszczek błękitna jak niebo, a złota
od kaczeńców, co leśne porastają błota,
pełna białych pierwiosnków, liljowych sasanek,
zdasz się najczarowniejszą na ziemi z kochanek...
W letnie upały w żarze namiętnym omdlała,
lubieżnie woniejąca, w słońca blaskach cała
skąpana, orgarniętaś jest ciszą tak wielką,
iż zdajesz się spać słodko, luba kusicielko!
Gdy jesień las ustroi w purpurę i złoto,
uroczyska owiane są jakąś tęsknotą...
W babiego lata sieciach pajęczych lśni rosa,
jak łzy srebrzyste, które przelały niebiosa...
Wiatr, który letnią porą śpiewał, teraz wzdycha
patrząc na spadające liście, które zcicha,
jak umarłe motyle, spływają ku ziemi...
Lecz gdy bór zabrzmi gonu głosy czarownemi,
ginie żal, giną smutki... Radością łowiecką
rozbrzmiewa las jesienny, szczęśliwy jak dziecko!
Zimą zaś mroźna puszcza w śnieżnych szatach cała
dla niewidzących oczu jest jedynie biała.
Myśliwego olśniewa kolorów tysiącem,
błękitem podcieniona, wyzłocona słońcem...
Po śniegu tańczą iskry, jak chochliki psotne.
Lazurem świecą lodem skute tafle błotne.
Złoci się strumień leśny — płowy, zamarznięty.
Na ośnieżonych sosnach palą się djamenty.
Wkoło dostojna cisza... Czasami jedynie
sójka wrzaskliwa krzyknie w świerkowej gęstwinie
albo jastrząb zakwili... Puszcza tajemnicza
niepokalana zda się, czysta i dziewicza...
Kniejo! kocham gorąco twe wiosenne ranki,
gdy z pod śniegu liljowe wykwitną sasanki
i na błotnym moczarze głuszec, pieśniarz boru,
pocznie grać... Kocham czary twojego wieczoru,
kiedy słonka przeciągnie chrapiąc nad olszyną...
Kocham południa twoje, dziewicza gęstwino,
gdy dusza od nadmiaru radości omdlewa,
a każda myśl tak prosta jest, jak leśne drzewa,
a serce każdem swojem uderzeniem — śpiewa!
Kocham twe noce gwiezdne, gdy uśpionej w ciszy
tylko myśliwiec oddech przytłumiony słyszy,
póki cię swoim dumnym hejnałem o sławie
nie zbudzą ranni puszczy trębacze — żórawie...