Z bronią w ręku zdybali go w ostępie puszczy...
Porwali... ku stacyjce drewnianej zawlekli...
Kłuli go bagnetami i kolbami siekli,
Aż się krwawymi płaty skóra z pleców łuszczy...
Mówca jakiś przemawia do wzburzonej tłuszczy
I — słowem tylko chłoszcząc — najwięcej się piekli:
„On wróg ludu! krwiopijca!“... Słuchacze zaciekli
Powtarzają... Oklasków deszcz nawalny pluszczy.
„Rozstrzelać!“ — Ustawiono skazańca pod ścianą.
„Pal!“ huknęła komenda... i gruchnęły strzały...
On padł... rzucono krwawe zwłoki przy stacyjce.
(Zegarek i banknoty żołnierzom rozdano).
Z głębi tajgi z oparem nocnym nadleciały
I żłopały krew świeżą komary-krwiopijce...