Pośród sadów wiśniowych, chałup, ryżych zbóż,
W które nocą z dziewkami księżyc się zakrada -
Nie znam Rzymu, obca słoneczna Hellada
I nadreńskie ruiny strojne w wianki róż.
Koncha nieba mi szumi lu drzewo i ptak.
Obce są szarym skrzydłom fali morskiej dreszcze,
Na skrzypcach łąk. smyczkiem rosy, grają świerszcze,
Staw się z niebem rymuje, z jarzębiną mak.
Nie tęskni cudzoziemiec żaden od tych stron.
Gdzie zamiast gwiazd jaskrawych jabłonie się kołyszą.
Gdzie, szczypiąc bujne trawy, młode źrebaki dyszą.
Biegają i przystają wpatrzone w słońca dzwon.
W Jesienina ojczyźnie harmonia rzewna gra,
A w moim kraju wieczór w księżyca dmie fujarkę.
Czerwony wschodu bies zbudzoną goni jarkę.
Na sady. jak na oczy kochane, spada mgła.
Tu jesień dnie przesuwa, jak pereł barwnych sznur.
I w zlocie je zanurza, perełka po perełce...
Wiatrak jak wróbel siadł i trwożnie bije sercem.
W gardło mi ziarna sypie pęknięty słońca wór.
O. chociaż kuszą mnie błękitne porty mórz.
Jak barbarzyńca, wiem. wyciągnę znowu dłonie
Do ziemi, której łzy w swych oczach noszą konie.
Gdzie, jak nad Renem, pachną wianuszki bladych róż.