Kot i lis

Kot i lis dwa świę­tosz­ki, by ri­zgrzać się krzyn­kę,
Raz się wy­bra­li na piel­grzym­kę.
Obaj ar­cy­sza­chra­je, tru­sie, nie­wi­niąt­ka,
Po­krze­pia­li się w dro­dze, jak przy­kład­ne sta­dło,
To ser­kiem ukra­dzio­nym, to ud­kiem kur­cząt­ka,
Sło­wem - co tam któ­re­mu pod ręką po­pa­dło.
Dro­ga nud­na, wia­do­mo. Le­cieć tyle świa­ty!
Więc za­czę­li de­ba­ty.
De­ba­ta krew roz­grze­wa - jak mą­dry ktoś rzekł.
Bez niej by usnął naj­uczeń­szy człek.
Gar­dło­wa­li więc grom­ko - i nie po próż­ni­cy -
Oby­dwaj po­dróż­ni­cy.
Gdy się już na­ga­da­li, co komu ocho­ta,
Rzekł lis do kota:
"Mó­wisz, żeś chy­try, lecz ja mógł­bym przy­siąc,
Żeś kiep. Patrz, u mnie w wor­ku for­tel na for­te­lu."
"Tak. Ja znam tyl­ko je­den. Ale, przy­ja­cie­lu,
Ten je­den for­tel wart ty­siąc."
I da­lej­że od nowa: kot w lisa, lis w kota,
Ten to, ten tam­to - nie ża­łu­ją słów,
Gdy wtem znie­nac­ka wy­pa­dła zza pło­ta
Sfo­ra my­śliw­skich psów.
Wrza­śnie kot: "Masz oka­zję, po­każ swo­ją sztu­kę!
For­te­la­mi na pie­ski, aż się uspo­ko­ją!
Ja, cho­ciaż je­stem nie­ukiem,
Tak­że po­ka­żę swo­ją."
To mó­wiąc - hyc na drze­wo, przy­cup­nął i pa­trzy.
Tym­cza­sem lis, gro­ma­dzie zmy­ka­jąc so­ba­czej,
Klu­czy tędy, owę­dy - od nory do nory,
Aż pie­skom ze zmę­cze­nia ob­wi­sły ję­zo­ry.
Tak nur­ku­jąc po chasz­czach, bez tchu, reszt­ką siły
Buch w jamę. Lecz, że pach­niał, psy go wy­wę­szy­ły,
Więc za­le­d­wie nos wy­tknął śmie­jąc się z po­go­ni -
Już było po nim.
Zbyt­nia chy­trość nie­rzad­ko daje się we zna­ki.
Choć znasz ty­sią­cz­ne for­te­le,
Tra­cisz czas po próż­ni­cy, a zy­skasz nie­wie­le.
Le­piej znać je­den do­bry niż sto lada ja­kich.

Czy­taj da­lej: Kot i małpa – Jean de la Fontaine