Nowela IV (Poranek Wariatowej)

Poszła za nim w obłęd. A on ją tak objął,
Jak klosz mlecznego światła obejmuje motyla
Nocy. Ludzie więc z zewnątrz widzieli
Jej cień zaledwie — plamę mglistą i ruchliwą,
Która krąży łagodnie po mlecznej powierzchni
Jak sen na pościeli.

Tylko tam — wewnątrz — była wyrazista:
Jeszcze bardziej twarda we włosach,
Jeszcze bardziej muślinowa w powiekach —
Ona
Najświętsza Maria Panna Obłędu,
Cesarzowa Winy i Roślin.

Przez ulicę idzie się na wskos:

Sklepik otoczony rycerstwem w pióropuszach piwa,
Więc ona o piwo prosi.

Przez ulicę idzie się na wspak:

Piekarz i Rzeźnik owinięci girlandami kolejek,
Więc ona o dopuszczenie prosi.

Przez ulicę idzie się wzwyż:

U szczytu jest kiosk, gazety, sport, zbrodnia i filharmonie,
Więc ona o wszystko prosi.

A potem to ujmuje
W dwie geograficzne siatki —
I dźwiga:
Ocean piwa,
Glob chleba,
Glob mięsa,
Wielkie góry gazet,
Płonącą żagiew strachu.

Jakże ją objuczył ten obłęd — ten czekający
W mężczyźnie z trzeciego piętra krępy strażnik grobu.
Jakże ją wsysa
Walerianą pachnąca sień.
Jakże zapraszająco wypełzają z mroku blade ramiona
Pokryte włosem i kropelkami potu.

Zrzuciła płaszcz,
Rozsypała gazety,
Spoczęła w obłędzie jak w stogu zmoczonego deszczem siana —
I jest szczęśliwa.

A sąsiad z dołu przetapia łyżki w dzwon;
A sąsiad z boku próbuje brzytwy na zagiętym palcu;
A sąsiad z góry wbija w podeszwy stóp
Ćwieki.

Czytaj dalej: Lekcja anatomii (Rembrandta) - Stanisław Grochowiak