Tam, we mglisto-szarej dali
znikłe szczęście leży mi,
jedna się tam gwiazda pali,
w niej z lubością oko tkwi.
Ale tak, jak gwiazdy blask,
jest to tylko nocny brzask.
Gdyby-ć senność nieprzespana —
śmierć zawarła oczy twe;
w żalu moim przechowana,
żyłabyś jednemu mnie.
Lecz ty tchniesz wśród żywych dusz,
mnie jednemu zmarłaś już.
Może-ż, co miłością tchnęło,
może-ż, Emmo, znikłem być?
a co znikło i minęło,
może-ż to miłością być?
niebios płomień, co w niej wre,
czy-ż on jak twór ziemski mrze?