Złość się, że młodość swobodnie pędzimy,
fraszką zwij miłość, i sierdź się i łaj!
przeto, że-ś zmartwiał w lodzie twojej zimy,
to ci już wolno lżyć złocisty maj!
Niegdyś, z dziewczęty kiedy-ś toczył boje,
bohatyr zapust, w wirze walca grzmiał,
i w obu rękach niebo ważył twoje,
i z ust dziewiczych woń nektarów ssał —
ha, Seladonie! zmijając się z osią
gdyby był wtenczas wyskoczył z niej świat,
ty, w kłębek pieszczot spleciony z twą Leosią,
ani-byś wiedział, że runął nasz grat.
Te dni różane niechaj ci odżyją,
z nich bierz naukę, że filozof sam
tak rozumuje, jak mu pulsa biją;
ludzi na bogów nie przetworzysz nam.
Niech czasem raźniej ciepła krwi kropelka
pryśnie w rozsądku zmądrzałego lód!
Czystszem istotom cześć niech będzie wszelka,
ale nie sprosta im śmiertelny ród.
To-ż ten proch, co go za spólnika wziołem,
co iskrze boskiej każe w więzi żyć,
to-ż on mi wzbrania, by-m został aniołem;
jemu posłuszny — chcę człowiekiem być.