O podejźrzliwości Jana Jakuba Rousseau. Wyjątek z poema 'O imaginacji' przez l`abbe Delille

Autor, który kolejno uczył powszechności,
Co jest głosem rozumu, co głosem miłości!
Jakiż talent, jakiej on mądrości obrazem!
Ale co za niesłuszność, co za słabość razem?
Bojaźń jakaś zaraz z mm od kolebki była.
Bojaźń go aż do grobu jego wprowadziła.
Wy, co smakować w jego pismach znacie sztukę:
Wy, którzy mu winiliście i łzy, i naukę:
Dla tych darów (jeżeli obrazu nic skazę)
Przystąpcie, serca tkliwe, ja go wam pokażę.
On nic natręt, lecz pełen swej podcjźrzliwości
Rzadko lubi się bawić w ludzi przytomności.
Pól przyjaciel lub gdzie go tajny uchion skryje,
W smutne) niepodległości w śiodku lasów żyje.
Czasem na gór wierzchołki lęskność go zawodzi.
By widział pierwszy promień słońca, które wschodzi.
Czasem do brzegu rzeki przyjdzie zamyślony,
Słucha szumu lub patizy na bieg jej wspieniony
Albo pyszny, ze sławie swo[e) się wyrywa,
Wieśniaka - nieznany niu - dziejów posluchiwa
Słucha i wnet ucieka. Bez żądz i starania
Z swoją dziką rozkoszą przed ludźmi się schrama.
Leczjeśli go ujizycie, przez naturę proszę,
Której piórem wymownym malował rozkosze,
Nie jątrzcie go, szanujcie los, jego mordercę,
Słowami łagodnymi głaszczcie dzikie serce.
Ach, to serce ogniste, co dziwacznym było,
Jeśli sobie jest męką- nam rozkosz sprawiło.
Dbajcie o jego szczęście, bawcie tęsknośćjego,
Cieszcie go z losu, z ludzi i z niego samego.
Próżna rada! Nic jego rany nie zagoi,
W podcjźrzliwym natura na niego się zbroi.
Człek obcy. któremu się słyszeć o nim zdarzy,
Co wielbi pisma jego, a nie widział twarzy,
Starzec gasnący, chłopiec jaki hojaz.liwy,
Co jeszcze nie zna tego, co to kto zdradliwy,
Gospodarz domu, krewny, przyjaciel, mu winny -
Lęka się, by kto nic chciał być mu dobroczynny!
Jest-żc człowiek, który się w godzinie skonania
Wesprzeć na ręce miłej przyjaciela wzbrania?
C!o by nie patrzył na Izy w zgonie rozrzewniony
Swego brata lub siostry, syna lub swej żony?
On, nieszczęsny, ostatniej gdy godziny tyka,
Ledwie miał rękę, co mu powieki zamyka!
Żaden z przyjaciół nie był z. nim przed jego końcem,
Z samym tylko na ziemi pożegnaj się słońcem!
Nieszczęsny! Więc śmierć tylko stały uchroń tobie?
Äcii, przynajmniej spokojny spoczywaj w tym grobie.
To jezioro, te kwiaty, ta murawa żywa,
Te topole... wszystko cię do pokoju wzywa.
Od tej podejz.rzliwości już odetchnij rzadkiej,
Oto biegną ku tobie i żony, i matki:
Patrz kochanków idących! Każdy w swej przykrości
Idzie lać na twym grobie Izy tkliwej miłości.
Obacz to grono dzieci, co w cieniu igrają,
One to za swą wolność tobie hołd oddają:
I patrząc na ten widok powiedz: "Ja to byłem,
Jam był nieszczęsny!... Ale ich szczęście zrobiłem".

Czytaj dalej: Pieśń wieczorna - Franciszek Karpiński