Błądziłem sam jedynie,
W bólów i łez krainie...
Mój duch był, jak wód nieruchomych łono,
Dopóki piękna i słodka Eulalia
Nie została rumieniącą się mą narzeczoną.
Dopóki złotowłosa, młoda Eulalia
Nie została uśmiechniętą moją narzeczoną.
Ach! nie tak migocą
Złote gwiazdy nocą,
Jak te blaski, które jasny wzrok jej da mi —
I nie tak drzew liście
Płoną uroczyście,
Kiedy je perłowo-srebrny blask miesięczny plami...
Nie równają się ze skromnej Eulalii
Nieporównanymi kędziorami...
Z jasnookiej, powiewnej Eulalii
Niedbałymi i kornymi kędziorami.
Bólu ni zwątpienia burz
Teraz — ach — nie zaznam już...
Z jej się ducha westchnienie dobywa głęboko
I przez wszystkie moje dni
Jasno, stale błyszczy mi
Astarte na błękicie, za chmurek powłoką...
Podczas gdy zawsze na jej drogiej Eulalii
Spoczywa macierzyńskie jej oko...
Podczas gdy zawsze na jej młodej Eulalii
Spoczywa fiołkowe jej oko.