*** (Wtedy ty, matko...)

1.
Wte­dy ty, mat­ko, przez zrzą­dze­nie boże
Uprze­dzasz wszyst­kich, dro­gę zna­jąc dru­gą:
I sta­jesz ci­cho, gdzie drob­ne jest łoże,
A świe­cy ja­sność okryw­szy pra­wi­cą
Cień ręki rzu­casz, wiel­ki, jak kom­na­ta,
Któ­re­go pal­ce, szy­te bły­ska­wi­cą,
Drżą, i bal­da­kin stąd nad dziec­kiem lata...
Nie­mow­lę śni coś, a gwiaz­dy się świ­écą.

2.
Kie­dy zaś uśnie ja­kie spo­łe­czeń­stwo
Or­ga­nem, któ­ry ca­łość uczuć dawa,
I nie­wi­dzial­ne na­sta­nie mę­czeń­stwo
Tego, co czu­wa lub co ra­niej wsta­wa,
I ozię­bi się wszel­kie po­kre­wień­stwo,
Choć w okna ja­sność już za­mży bla­da­wa,
Sen jesz­cze ra­dzi sta­le bez­pie­czeń­stwo
I szep­ta jesz­cze, że płon­ną oba­wa —
Choć czuj­ność sta­nie się rze­mio­słem stró­żów,
Pie­czo­ło­wi­tość nad­zor­ców urzę­dem,
Pew­ność trwa­ło­ścią nie­pew­nych przed­mu­rzów,
Cie­pło ogni­ska go­ścin­no­ści wzglę­dem...
I jed­nak, choć już słoń­ce, na trzy chło­py
Wstaw­szy, ode­szło w sa­fi­ro­we stro­py,
Sen, nie­sły­cha­nie po­dob­ny do jawu,
Trwa, sprze­ci­wia­jąc się bo­że­mu pra­wu —
Ty wte­dy zno­wu, dro­gę zna­jąc dru­gą,
Nie cze­kasz, aż się roz­mó­wi gość z słu­gą,
Lecz za dom cały czu­wasz nie­wi­dzial­nie —
Ty, spo­łe­czeń­stwa staw­szy się za­słu­gą,
Kry­jesz znów świa­tłość okrut­ną re­al­nie!

3.
Niech­że ci bę­dzie «Cześć», jak jest rze­czo­no:
Nie tyl­ko ko­chaj, lecz miej dla ro­dzi­ców
Układ­ność wdzię­ku i mowę piesz­czo­ną,
Lub przy­ro­dzo­ne uśmiech­nię­cie li­ców
(Któ­re do łani ma też sar­nię mło­de,
Z wy­mion jej pi­jąc, jako z dzba­nu wodę),
Ow­szem, jak sło­wa nie­odmien­ne sto­ją:
«Bę­dziesz czcił ojca i czcił mat­kę two­ją!»

Czy­taj da­lej: Moja piosnka [II] – Cyprian Kamil Norwid