Głuchoniema

We wsi na­szej jest jed­na głu­cho­nie­ma dziew­ka.
Pra­gniesz głos jej po­sły­szeć, gdy pa­trzy w la­zu­ry,
Bo w jej oku się tai ga­da­tli­wa śpiew­ka.
Przy­szła do nas z wsi ob­cej, nie wia­do­mo któ­rej.

Nikt nie zna jej na­zwi­ska ni snu. co ją stwo­rzył -
Chy­ba śmierć ją za­wo­ła kie­dyś po imie­niu...
Ja - chcia­łem być jej śmier­cią, aby w jej mil­cze­niu
Zna­leźć stru­nę, na któ­rej Bóg dło­nie po­ło­żył.

My­śla­łem, że gdy w zło­tym wiecz­no­ści obłę­dzie
Gar­ścią zie­mi ude­rzę w nie­mą pierś dziew­czy­ny,
Pierś ta dum­ką ła­bę­dzią za­hu­czy w do­li­ny
I zbu­dzi na je­zio­rach uśpio­ne ła­bę­dzie!...

We wsi na­szej jest jed­na rze­ka bar­dzo bla­da,
Dziad ja­kiś nu­rzał sie­ci w fa­li­stej głę­bi­nie -
Py­tam go, co za rze­ka? - a on od­po­wia­da:
"Trud­no dać imię temu, co w da­le­kość pły­nie...

Mó­wią jed­ni, że Ty­kicz, dru­dzy. że Mo­hi­ła,
Inni mó­wią: Da­le­ka, a zaś inni: Bli­ska -
Ja sta­ry wiem, że nie ma ta woda na­zwi­ska...
Co rze­ce po imie­niu; gdy w snach dno zgu­bi­ła!...``

We wsi na­szej nie­ziem­skie by­wa­ją wie­czo­ry,
Gdy zo­rza świat prze­mie­nia w sen o snach nie­trwa­ły,
Wte­dy w du­szy się ro­dzą fio­le­to­we zmo­ry
I wspo­mnie­nia o rze­czach, któ­re nie ist­nia­ły.

W taki wie­czór wi­dzia­łem, jak ta głu­cho­nie­ma
Z du­szą do umar­łe­go po­dob­ną sło­wi­ka,
Ta śpie­wacz­ka bez­gło­śna, lira bez lir­ni­ka,
Szła ku rze­ce, wi­ta­jąc ją dłoń­mi obie­ma.

Tam sta­nę­ła, jak czło­wiek, co nie sły­sząc, słu­cha -
I zło­tą sieć war­ko­cza za­nu­rzy­ła w głę­bi.
Ry­bacz­ka! - chcia­ła może zło­wić sen go­łę­bi,
Któ­ry wła­snym jej gło­sem na dnie rze­ki gru­cha !

Albo może pra­gnę­ła ta łow­czy­ni śmia­ła
Chwy­cić wła­sne od­bi­cie w sieć zło­ci­sto-pło­wą,
My­śląc, że ono, ludz­ką ob­da­rzo­ne mową,
Opo­wie lu­dziom wszyst­ko, o czym wciąż mil­cza­ła !

Na­gle strzą­snę­ła splo­ty. Ognie zórz ją zło­cą,
Jak świa­tłość wie­ku­ista, przy­ćmio­na i sen­na...

Obca so­bie i świa­tu, mię­dzy dniem a nocą
Nad bez­i­mien­ną rze­ką stoi bez­i­mien­na...

Czy­taj da­lej: Nie obiecuję ci prawie nic – Bolesław Leśmian