I wyszła z łodzi - łódź osierocona,
Jak pierś, gdy dusza nagle ją odleci,
Cicha, bezduszna spoczęła wśród kwieci,
Cicha, bezduszna i tęskna... a ona
Od żaglowania różowe ramiona
Wplotła w warkocza pozłociste sieci
I szła, i nagle jak ptak, co nie leci,
Tuż się koło mnie wstrzymała - zjawiona!
I tak tu stała - blada i okuta
W złote kajdany własnego warkocza!
Serce mi drżało i była minuta
Dziwna, tajemna, straszna i urocza,
Gdym ujrzał pełen słodkiego zdumienia,
Że ona w oczach moich się przemienia!