Samotność

Palce — chude patyki tkwią w załamanych dłoniach.
Płuca — szmaty podarte — pachną znoszoną onucą
(tyle już razy pisano) krew szumi falą w skroniach
boli serce zmęczone z piersi nie może uciec.

Jak karłowatym drzewom ramionom brak przestrzeni:
Ustom bladym zaciętym trybuny brak wysokiej,
jeden wyniosły słuchacz — wymagające milczenie.
Jeden miarowy odgłos — własne zmęczone kroki.

Dni jednakowych szyby powoli zjadane kurzem.
Wieczory przy świetle lampki bladej piętnastoświecowej
Codziennie cień kwadratowy własnej głowy na murze
i słowa od ściany odbite — złe niepotrzebne słowa.

Noce jak piołun gorzkie dziurawą łodzią płynące
po rudej fali cierpienia — burzą zastygłą w ciszy.
Dłonie kurczowo ściśnięte nad sercem — chorem słońcem.
Złe niepotrzebne słowa, których nikt nie usłyszy.

Życie, jak marynarkę powiesić w nieznanej szatni
i odejść pętlą schodów — mijać piętro po piętrze
samotność skończyć samotnie — po prostu umrzeć prywatnie —
Kończy się wszystko smutnym irracjonalnym wierszem.

Czytaj dalej: Przekleństwo - Juliusz Słowacki

Źródło: Sygnały, r. 1936, nr 21.

Zobacz inne utwory Andrzeja Wolicy