Sejm ptaków

Indor zagaił latawców sejm walny,
Indor poważny, prezydent normalny;
Chociaż ma skrzydła, nigdy nie podlata,
Zwolna się spuszcza i zwolna podlata.
Na sekretarza Kukułka pstrokata,
A na kwestora Czajka godna chwały
Większością głosów wybrane zostały.
Paw pyszny będzie wiecznym referentem,
Stenografem Sroka, Bocian rewidentem.
I sejm otwarto, Łabędź się nadyma,
Lecz ładu nigdy nie było i niema,
Bo Sowa pierwsza z pominięciem Pawia
Wniosek naglący samowładnie stawia.
„Zważywszy, — rzekła — że równość zasadą,
„Że jednostajność równości zasadą,
„Że raz dzień, raz noc, równości zagładą,
„Sejm raczy zdziałać, aby światło zgasło.“
Po lewéj stronie całe ptastwo wrzasło.
Gawron nim jeszcze wysłuchał do końca,
Jeden z najpierwszych staje jak obrońca,
I Kogut zapiał, pieje z całéj mocy,
Że noc trwać może tylko do północy,
Pieje i pieje, a nuta szalona
Wielu zawrzeszczy, jeśli nie przekona;
Głuszec jak garnek, choć Grzywacz weń grucha,
Cietrzew pośrodku siebie tylko słucha —
Gil się zagapił — Dzięcioł w próchno puka,
Może tam jaka znajdzie się nauka.
Szpak uczy Dudka, że poseł nie figa,
Dudek jak w rogu, lecz czuprynkę dźwiga;
Kos gwiżdże drwinki, i dowcipne plotki,
Do upadłego śmieją się Czeczotki,
Wrona domowa bije na Jastrzębia,
Nurek ostrożny sprawę do dna zgłębia;
Distinctio fiat! — jest światło słońca, ale wszakże
Jest i światło piorunu, jest i próchna także!...
Lecz Gęś, dla której gęganie zabawą,
Kto pysk otworzy, temu sypie bravo;
Na koniec końców po cudach wymowy
Małą większością upadł wniosek Sowy,
Ale zaledwie odetchnięto nieco,
Już zaraz inne jakby z worka lecą.
Kawka za prawem mityngów przemawia
Derkacz sam siebie za wabika stawia
Kaczka o patent wynalazków wnosi,
Panna Dzierlatka o subwencyą prosi,
Kulik zaprzecza, ale za Dzierlatką
Wstawia się jurnie Wróbel z czarną łatką.
Czujny zaś Żuraw chce, by z bratniej składki
Dla winowatych zbudowano klatki,
Bo szał autorstwa tak się strasznie płodzi,
Że już z szaleństwa w wściekliznę przechodzi.
Drozd tegoż zdania, lecz chcąc spieszniej kroczyć,
Radzi sieciami cały sejm otoczyć.
„Ja proszę o głos!“ — Orzeł się odzywa,
I tak przemawia, aż mu krzyk przerywa, —
„Orlęciem z gniazda rozpuściłem skrzydła,
„Walczyłem ciągle, przedzierałem sidła,
„A jeślim błądził, tom w obłokach błądził,
„Gdzie piorun świecił, wicher tylko rządził;
„Dziś starcem zebrać chcę jeszcze te siły,
„Co waszą tarczą i zaszczytem były.
„Radzicie wspólnie, dobrze, niech w tym zborze
„Bronić się silny, jak i słaby może;
„Macie świat wrogów, wrogów w każdej dobie,
„Lecz największego macie w samych sobie.
„Pycha i zawiść niech w pierze nie dmucha,
„Mądry niech radzi, a głupi niech słucha;
„Niech nasz duch czasu chciwy i zazdrosny
„O dawne gniazda nie drze się co wiosny —
„O świstaj Gilu, to mnie nie ubliży,
„A jeśli łaska, proszę trochę bliżej
„Powtarzam jeszcze, tu zawiść tam pycha
„Z niedobrych szlaków w jeszcze gorsze spycha
„Pychę i zawiść uduście w zarodzie,
„A silni prawem i w serdecznéj zgodzie,
„Pod złotą zorzą roztoczymy skrzydła,
„Ale przed wszystkiem odsuńcie mamidła.
„Niechaj zamilknie ta szajka urwiszy,
„W śmieciach wylęgła, pół ptaka, pół myszy
„Chytre obrońce, fałszywe proroki,
„Chciwe piorunów, gdzie ciemne obłoki
„To nasze kleszcze, to wściekłe poczwary,
„Co w serce biją i dręczą bez miary.“
Hej! do porządku! krzyknęły Gawrony
A Orzeł zamilkł i zacisnął szpony;
Paw głos zabiera i wachlarz rozkłada:
„Do kompromisu taka moja rada,
„Dziś czworonożne zawezwać zwierzęta,
„Boć silne zawsze kopyt argumenta,
„Boć każdy pojmie, nawet lada żak,
„Że nam brak wąsów, długich uszów brak.“ —
Grzmotem oklasków koło zahuczało,
I jednogłośnie wniosek był uchwałą.
Teraz Kruk złodziej na trybunę siada
I zgromadzeniu swój budżet przedkłada,
Radzi treściwie, by długo nie dłubać,
Wskróś wszystkie brzuchy z białych piór oskubać.
Powstał krzyk, pisk, ścisk, drą czuby, ogony,
Ogromny obszar pierzem zaścielony;
A sejm latawców bojąc się uchwały
Na cztery wiatry rozleciał się cały.
Łabędź zanucił swoję pieśń żałosną,
Słowiczek tylko jakby z wieczną wiosną
Śpiewał i śpiewał... O śpiewaj nieboże,
Wyśpiewasz kiedyś coś lepszego może.

Czytaj dalej: Koguty - Aleksander Fredro