Odezwa

Dopókiż to płakać głośno
I utyskiwać będziecie?
Dopókiż pieśnią żałośną
Litości żebrać po świecie?
Kiedy nagle drgnie w boleści
Dąb toporem uderzony,
To jak burza zaszeleści
Od korzenia do korony;
Kiedy z wieńców się obnaża
I stuletnią głowę skłania,
Nie wzbudza politowania,
Ale trwogę wkoło wraża.
A gdy nareszcie upada,
Druzgocze wszystko, co sięga,
I grzmotem światu powiada,
Że ginie jedna potęga.
Nie, nie płakać wam przystoi,
Wam przemocą powalonym,
Powalonym, nie zgniecionym;
Płacz Wasz zbójców nie rozbroi,
Nie powróci wam wolności.
Biada temu, biada, biada,
Który oprócz do litości
Innych praw już nie posiada.
Lepiéj zginąć bez udziału,
Jak jałmużną mrzeć pomału,
Tą jałmużną, którą z trwogi
Rzucą czasem nam pod nogi. —
Nie łzy lejcie w serca synów,
Ale lejcie żółci zdrój,
Zaród przyszłych mściwych czynów
Za swe krzywdy, za kraj swój.
Lejcie nawet jad wścieklizny,
Niech nim kiedyś pryśnie serce,
Byle wprzódy na wydziercę
Wyzionęło swe trucizny. —
Trenów waszych tkliwym głosem
Nie zmiękczajcie hartu duszy,
Owéj zbroi w walce z losem,
Którą ludzka broń nie skruszy,
Żadne zdrady nie zabierą.
Jakby we łzach hart rozpłynął,
Wtenczasby, wtenczas dopiero
Raz na zawsze naród zginął.
Jak cień zamordowanego
U łoża mordercy stoi,
Włosy jeży, czoło znoi,
I nie budząc uśpionego
Jedną tylko mocą trwogi
Porywa, stawia na nogi,
A potém na klęczki ciska,
I przez usta snem sklejone
Pacierz z duszy mu wyciska. —
Tak to suche wasze oko
Groźno na wroga zwrócone
Niech w łono sięga głęboko,
I przeczuciem krwawéj spłaty
Podłą duszę drze na szmaty.
Nie płaczcie, nie płaczcie głośno,
Ani téż pieśnią żałośną
Kołatajcie do serc ludzi;
Płacz niegodny, żal daremny
Dziś rozczuli, jutro znudzi.
A jeżeli słowo skargi
Prze się gwałtem z waszéj wargi,
Niechże głucho, groźno szumi,
Jak ów straszny huk podziemny,
Co lud słyszy nie rozumie,
Lub rozumie tylko tyle,
Że nadejdą kiedyś chwile,
Kiedy ogień drąc powłoki
Buchnie słupem pod obłoki,
Potem padnie na tę ziemię
Gdzie zaległy jéj złodzieje,
I padalcze całe plemie
Kipiącą lawą zaleje.

Czytaj dalej: Koguty - Aleksander Fredro