Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

iTłum to kupi
papieru nie trzeba
no, chyba że do du
pytasz iPo co?

Bo, no widzisz, hory zont
jak oś się splazmił
ość mamy, jakże,
w gardle iMuze ach

Sieci pełne iMoże
karzdy podrarz
nić globalnej empatii
bo nie widzialny jest a

skośne się zrobiły
nawet pszenne chle
by taniej iTaniej tu
nie wolno na prawdę

sikają psy na chod
nikt nie udaje że widz
i nikt nie przyz
naj ukochańsza moja
Dziczyzna

Opublikowano

Podoba mi się taki niebanalny styl pisania! Sporo ludzi tworzy teraz zupełnie nie bacząc na ortografię, nawet stylistykę. Czemu nie?! Takim językiem posługujemy się na codzień, żyjemy w czasach kultury masowej... w Twoim wierszu jest coś więcej - zabawne i przyciągające są te urwane słowa - pisane z ciągiem sensowym, a "i" przed wyrazami to już zupełnie mnie rozłożył. :-)
Dla adwersarzy takiej twórczości mam radę - poczytajcie sobie Białoszewskiego. Choćby "Kabaret Kicia Kocia", czy "Pamiętniki z powstania..." Ten to potrafił drażnić słowem, ortografią, ucinaniem wyrazów, czy zwykłym, podwórkowym językiem. :-) I tu retoryczne pytanie - czemu więc jest tak poczytny i stawiany w pierwszym szeregu polskich poetów współczesnych?

Opublikowano

Wiem, że ucięte wyrazy oraz iWyrazy to środek stylistyczny, ale niestety - nie uważam za środek tych pospolitych błędów ortograficznych.
Owszem, wielu tworzy nie zwracając uwagi na ortografię, to jednak świadczy o ignorancji zasad rządzących językiem (ewentualnie dysortografii, co akurat można wybaczyć).
Czytałem Białoszewskiego. Używał pospolitego języka odpowiedniego dla pamiętnika zwykłego człowieka, stąd kolokwializmy i inne. Ale proza a poezja to odrębne rodzaje literackie, pomijając już gatunki, dlatego uznaję, że jeśli błędna ortografia nie jest faktycznie specjalnie użytym środkiem stylistycznym (a tutaj tego nie widać), to jest TYLKO błędną ortografią, którą powinno się poprawić.

Takie jest moje zdanie.

Pozdrawiam.

Po słowie: Drażniące wyrażenia i ucięte końcówki mnie również rzecz jasna zainteresowały i na pewno nie mam do nich żadnych zastrzeżeń.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Dziekuję za wyczerpującą opinię. Pozwolę sobie jednak mieć odrębne zdanie. Po pierwsze nie mam dysortografii. Po drugie, zauważ, że błędy są dwa, są rażące na tyle, że aż nieprawdopodobne - stąd uważam (i wiem), że użyte celowo. Czy to Cię przekonuje?
W każdym razie dziękuję i pozdrawiam, innych życzliych również :)
  • 2 miesiące temu...

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Migrena nie wiem czy autor sobie życzy? tym podchwytliwym pytaniem o słów kilka, wyjaśniam że doceniam myśl i zaangażowanie, lecz ocena może pomniejszyć ten wkład, prawem wyboru "życzę sobie to i tamto" byłoby Ok. dla wszystkich?  
    • Polityk wdziera się do przychodni NFZ jak tornado w złotej marynarce, jak kapsułka witamin z huraganem w środku. Drzwi skrzypią jak stare respiratory na kredycie. Kolejka pacjentów cofa się w popłochu – czują, że zaraz zniknie im nie tylko limit refundacji, ale i resztki nadziei. Rejestracja mdleje, bo wszystkie miejsca są już „tylko prywatnie”. Krzesła jęczą i próbują schować się pod podłogą. Termometr robi fikołek i udaje martwego. Plakaty o zdrowiu rwą się same – wiedzą, że zdrowie to luksus. Lewatywa rzuca się pod nogi pielęgniarki, błagając o ratunek przed uzyciem politycznym. Polityk siada. Fotel pęka jak budżet po wyborach, jak złamana obietnicą wyborcza. Kroplówki skaczą jak kibice na stadionie – każda kropla to podatek, każdy worek – dotacja dla kolegi z partii. Pacjenci   chowają się pod stołami. Stoliki robią salta. Gabinet drży jak cały system ochrony zdrowia. Lekarz blady jak recepta bez refundacji. Stetoskop na jego szyi dygocze jak bankomat przy pensji minimalnej. Biurko ginie pod brzuchem polityka – Zeppelin absurdu unoszony na naszych składkach. Oczy – dwa rentgeny pychy. Oddech – inhalator z piekła, co dmucha na półki z lekami. Syropy bulgoczą jak marszałek sejmu w amoku. – Co panu dolega? – pyta lekarz drżącym głosem. Polityk śmieje się jak rezonans magnetyczny na dopalaczach, śmiech rozdziera gabinet na części pierwsze. – Wszystko mnie boli, doktorze! Plecy od noszenia władzy, ręce od brania kopert, żołądek od darmowych bankietów, nogi od omijania kolejek do specjalistów… A sumienie? – tu wybucha rechotem – Nie pamiętam, gdzie je zgubiłem! Lekarz nie cofał się, nie drżał. Patrzył na polityka w absolutnej, nienaturalnej ciszy. Na jego policzku, tuż pod okiem, pojawiła się linia – pojedyncza, lśniąca kropla, która sunęła wolno w dół. Nie była słona. Była lepka jak zaschnięty tusz, gorzka jak brak refundacji. Ciśnieniomierz na biurku zaczął dziwnie syczeć, jakby łapał ostatni oddech tuż przed krzykiem. Wtedy eksplodował. Skala kończyła się na słowie „EGO”. Rentgen pokazuje wnętrze: katastrofalnie rozdęte ego za publiczne miliardy. Widać przerzuty władzy na wszystkie organy, metastazy stanowisk w każdej tkance, a w sercu – pustą salę sejmową. W środku wakacje na Krecie, darmowe kotlety, kilometrówki, premie, premie, premie. Dookoła – zadłużone szpitale, pacjenci czekający latami na operacje. Długopis lekarza wybucha w dłoni. Tusz wsiąka w sufit i układa napis: „Naród zapłaci”. Szafka na leki płonie ze wstydu. Pielęgniarka mdleje, rejestratorka śpiewa hymn w omdleniu. Kroplówki robią falę. Pacjenci salutują jak w Sejmie. Polityk wspina się na wagę i czyni z niej tron. Ze stetoskopu – berło. Z kart pacjenta – nową ewangelię o sobie. Każdy kilogram jego ciała to nasze podatki. Każdy oddech – kredyt wzięty w naszym imieniu. Każde mrugnięcie – nowa ustawa na jego korzyść. Wstaje i woła: – Tu nie ma przychodni! To moje żarowisko! A wy wszyscy jesteście moimi sponsorami! Pacjenci uciekają przez okna. Stoliki robią fikołki. Strzykawki latają jak ptaki apokalipsy. Lekarz chowa się w szafce, która rozpada się z hańby. Na podłodze rozsypane tabletki i recepty układają się w napis: „Tu był Polityk. I już nikt… nigdy nie wyzdrowieje.” Ostatnia tabletka toczy się po podłodze, zatrzymuje w kałuży krwi i wykwita na niej napis: „REFUNDACJA = 0 zł”.      
    • @aniat. namiętność spadła wraz z żółtym liściem z pierwszym kasztanem uleciał sen wspomnienia z jeżem czmychnęły szybko wiem :))
    • nie chroń myśli od świtu jasnego choć sen złudą czas zatrzymuje przeszłość ciąży i tłamsi twe ego kroplą rosy deszcz namalujesz?
    • @iwonaroma piękna metafora    dojrzewamy jak te kasztany bez kolców gładkości do piękna choć wdepczą to ulatamy by dalej swe życie wypełniać  
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...