Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

kontekst, kontekst, o co biega? może powinieneś rozszerzyć przypis, bo jeżeli jest na tyle istotny, żeby o nim wspomnieć, to może warto coś sobie nim jeszcze wyjaśnić. Sama obrazowość w porządku, ale czegoś mi mało (może niekoniecznie przypisów)
zdrówko
Jimmy

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


ale, że co, mam charakteryzować obrazy? To moja pierwsza próba oddania wrażeń z kontaktu z malarstwem, bo zapadły we mnie, niepokoją,
facet mówił, że chce być bliżej człowieka (człowieczeństwa), zrozumieć go,
a ja staram się zrozumieć twórcę, i częściowo poszatkować go swoimi obrazami. Nie jest to jakaś ambitna i snobistyczna próba, po prostu pomyślałem, że warto skrobnąc parę słów o tym.
ale rozumiem twoje zastrzeżenia
Wielkie Dzięki
Pozdrawiam
Opublikowano

trzeba przeczytać kilka razy, bo po pierwszym czytaniu nie spodobało się :P ale obiecałam sobie, że wrócę, więc wracam ;)

mocne momentami, lubię, myślałam, że zbyt nachalne, ale nie! dobre, a nawet bardzo dobre. Bardzo lubię Twoje pisanie, jest takie niby proste, zwiewne, lekkie, przejrzyste, klarowne, ale z drugiej strony ma głębię, drugie dno, zastanawia, zatrzymuje, pochłania, każe wracać, wciąga...

:-)

lubię, lubię, lubię !
pozdrawiam świątecznie:):*

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


A czasem tylko dno :D
Taki był mój szatański plan, żeby ludzie sobie obiecywali i wracali, a na dodatek chwalili, czyli działam podprogowo (hmmm, trza by to wykorzystać, żeby opływać w pieniądze i kobiety)

Dobra pojajcarzyłem sobie z Bubaka (wyłącznie z niego)
a teraz Naprawdę szczerze się szczerzę
i dziękuję
i naprawdę cieszy mnie, że coś ci w moim wierszu przypadło
I pozdrówki ślę
z uśmiechem
Adam

P.S.
W porywczej bezsenności zajrzałem wczoraj na linka
i jeszcze tam wrócę pewnie
:)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.




Adam. Nie znałam Twojego pisania,
wybrałam z profilu przypadkowy wiersz,
bardzo mnie ujęła ostatnia jego część, aż przytoczę:

"wciąż nie wiem czy jestem czemuś wierny
łatwiej pielęgnować ciemność
będzie jakiś koniec?

po coś rozpinam te przepaście"

Teraz ten.
Zgrabne przeskoki skojarzeń, sprawne i skuteczne - czyta się.
Jest to wiersz, który się w jakiś sposób wpisuje w mainstreamową nutę,
to nie wada, po prostu zauważam;
"już
zagrzebałem się w tobie a teraz chciałbym

dotknąć." - tu jest (dla mnie) przepiękny liryzm, po tym tekście, pełnym mocnych i brutalnych fraz, nagle pojawia się piękna pointa. Zagrzebać się w kimś, zapaść w/na kogoś i - paradoksalnie wtedy właśnie - dojrzeć do tego, co podstawowe: chcieć dotknąć; które to słowo oczywiście rozumiem szerzej niż organoleptyczną metodę badawczą:)

Dobry tekst, wrócę sobie tu jeszcze na pewno.
tak, łazi za mną ten liryzm (chociaż nie myślałem o nim jak o czymś pięknym)
Dziękuję bardzo
oczywiście zapraszam
I pozdrawiam
Adam :)
  • 4 lata później...
Opublikowano

uwielbiam. jest wszystko: języki, drgania, ,wargi, paznokcie, uryna, soho (nie byłem, ale słyszałem same kurwiszcze opowieści), demotywator starbucsk'a? hipsterów? świetnie napisane.

lekko i z charakterem.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Powitajmy naszego gościa gromkimi brawami! Jest inny. Może zbyt inny. Odróżniający się zbytnio od swoich sióstr i braci. Od wszystkiego, co wokół się śmieje i drwi, i kąsa...   Panie i panowie! Przed państwem: 3I/Atlas! Kometa wielka jak wyspa Manhattan. Jak rąbnie, będzie po nas. Zostanie co najwyżej trochę kurzu.   Kurtyna!   Ustają szurania krzeseł, pokasływania, chrząknięcia w kłębach papierosowego dymu, w odorze alkoholu, rozpuszczalników...   W zdumionych szeptach rozsuwają się zatłuszczone poły szarej marynarki… Ekshibicjonista! - krzyczą ochrypłe głosy.   Po chwili wahania…   Po chwilowym, jakby potknięciu… Nie! To tylko iluzja. To tylko taki efekt, który aż nadto zdaje się złudny.   Klaun to jakiś? Pokraka? Wymachuje laską w bufiastych spodniach i przydużych butach.   Nie. Zaraz! To nie tak! Zaciskam powieki. Otwieram...   I już wkracza na scenę tryumfalnie, cała w pozłocie, jakby w aureoli świętego widziadła. W mieniącej się zielenią, purpurą, czerwienią osadzonej mocno na skroniach koronie. Roztrząsa swój warkocz, rozpościera. W jakiejś optycznej aberracji, imaginacji, eskalacji…   Powiedz, czemu ma służyć ta manifestacja, ten świetlisty kamuflaż, niemalże boski? Nasłuchuję odpowiedzi, lecz tylko cisza i szum narasta w uszach. Szmer promieniowania.   Jarzy się kosmiczna pustka zamknięta w krysztale. W tej absolutnej otchłani mrozu. W tej straszliwej samotni przemijania.   Materializują się dziwne omamy poprzez wizualizację, która przybliża do celu. Co się ma takiego wydarzyć? Coś przepięknego albo innego. Albo jeszcze innego…   Mario, Maryjo, jakaż ty piękna! I tu jest haczyk. Albowiem jesteś zbyt pociągająca jak na tę świętość zstępującą z niebiesiech.   To niemożliwe!   Mój ojciec wołał cię w trakcie alkoholowej maligny. Wołał: „Mario, Mario!”, tak właśnie wołał, leżąc pijany, zapluty, zmoczony skwaśniałym moczem, zanim skonał w błysku nuklearnego oświecenia. Na szarym stepie, deszczowym, gdzieś na stepie nieskończonego czasu.   W domu drewnianym. Samotnym. Jedynym…   Nie ma już i domu, i cienia, który pozostał po ojcu. Wyparował jak tylko może wyparować ostatnie tchnienie.   A teraz zbliża się mozolnie w jaskrawym świetle, kołysząc biodrami. Maria. Ta Maria jego jedyna... I w tym świetle nad głową skojarzonym z kołem, ze skrzydłem, narzędziem, wiórem, bądź iskrą. Bądź odpryskiem jakiejś odległej gwiazdy. Bądź gwiazdy...   Dlaczego to takie wszystko pogmatwane? Korektura zdarzeń widziana przez ojca. Tuż przed zamknięciem na zawsze zamglonych oczu.   A może to właśnie forma ataku obcego umysłu, jakieś oddziaływania nieznane?   Ach, gość nasz promieniuje tajemniczym blaskiem i coraz bardziej lśniącym. Płynie. Nadlatuje. Jest już blisko…   (Szanowni Państwo, prosimy o oklaski!)   A on, a ono, a ona… -- roztrąca atomy wszechświata swoim niebiańskim pługiem. I odkłada na boki, jakby lemieszem.   Przestrzeń będzie żyzna.   Wyrosną w niej całe roje, gęstwiny… Zakorzenią się kłębowiska splątań dziwnych i nieokiełznanych rodników zgrzybiałej pleśni, szemrzących od nieskończonego wzrostu.   Pojawi się czerń. I czerń za nią kolejna. I znowu…   O, już widać ogrom przestrzeni pozostawionej w tyle. A w niej pajęczyna. Utkana. Połyskliwa i drżąca… Sperlona gwiazdami jak kroplami rosy.   Ale to nie koniec. To dopiero początek przedstawienia!   Lecz tutaj gwiazda jest o dziwo czarna. Obraca się i wpatruje swoim hipnotycznym, jednym okiem. Na kogo? Na co? Na mnie. Bo na mnie tylko jedynie. I ta gwiazda, ta grawitacyjna czeluść nieskończenia jak czarna dziura...   Chodź tu do mnie, moja ty tajemnico! Chodź… Prosto w moje w ramiona.   Dotknij mnie i olśnij w swojej potędze wniebowzięcia! Albowiem doznałem wniebowstąpienia. Raz jeszcze wznoszę się wysoko. I raz jeszcze przenikam ściany.   Ściana lśni w promieniach słońca. Na razie nie widzę szczegółów i muskam palcami wyżłobienia karafki. Patrzę przez płyn przezroczysty. Patrzę pod światło. I słyszę tak jakby wołanie z daleka. Na jawie to wszystko? We śnie? Wszystko się kołysze…   Lecz cóż to za statek, co rdza go zżera? Cóż to za wrakowisko? Cóż za wielkie zwątpienie?! To jest przejmująco kruche i wątłe. Przesypuje się przez palce proch brunatny.   A tam widzę. A tam wysoko. Przybywa z oddali zbyt wielkiej, by moc to pojąć rozumem.   I jednocześnie mam to w dłoniach i ściskam. Jądro wyłuszczone. Jądro moje jedyne, spalone i sine… tego ciała jedynego, wniebowziętego. Jądro niklowo-węglowe, żelazne...   Jest to tutaj i jednocześnie tego nie ma. Jądro masywne jarzy się w popiele...   Zbyt dużo tego wszystkiego. Za dużo naraz jeden. Nie wiem. Nic nie wiem. Odchyleń w pionie odczuwam zbyt wiele.   Za dużo. Więcej już nie mogę. Butelka ląduje w kącie pokoju z trzaskiem i brzękiem. Z rozprysłymi kroplami wokół cienistych twarzy, wokół wystających zewsząd dłoni, rozczapierzonych palców.   Kołysze się wszystko. Kołysze. Jak na okręcie w czasie sztormu. Szklanki, talerze sypią się ze stołu. Spadają na podłogę z hałasem ostrym jak igła.   Lecz może to moje tylko drżą źrenice? Może to od tego? Ale światło jest majestatyczne i piękne. I równe. I proste. I pędzące na wprost. Na zderzenie ze mną…   A jeśli mnie dotknie – zniknę.   (Włodzimierz Zastawniak, 2025-09-21)      
    • Ty tutaj jesteś aż człowiekiem masz wolny wybór oraz wolę nie pozwól na to by być echem myśl samodzielnie - to Twój oręż :))
    • @Bożena De-Tre Wzajemnie, dobrego tygodnia!
    • @Nata_KrukJak dla mnie wrzesień,to jeszcze tak :), ale już później, to już na nie :)) A wiersz świetny:) Pozdrawiam:)
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...