Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

  • Odpowiedzi 90
  • Dodano
  • Ostatniej odpowiedzi

Top użytkownicy w tym temacie

Top użytkownicy w tym temacie

Opublikowano

jeśli nie umiałbyś wyrażać sie inaczej niż poprzez poezję - to byłoby to zaburzenie..
z leworęcznością jest tak samo - gdyby uniemożliwiała np. płodzenie dzieci - to byłaby chorobą... poza tym leworęczność jest dlaej nie do końca zbadana - prawodopodobnie to zaburzona (w porownaniu z tą bardziej popularną) budowa mózgu - akurat w tym przypadku jej efekty są niespecjalnie szkodliwe, ale takie samo zaburzenie w innych rejonach odpwoiedzialnych za inne funkcje moze juz dawać efekty tragiczne...
no sory ale porownywanie wpływu na życie leworeczności do wpływu homoseksualizmu swiadczy albo o braku myślenia albo o zupełnej nieumiejętności tegoż - w pierwszym przypadku jest to efekt nagonki medialnej w drugim - debilizmu

Opublikowano

kazelot bujaj się !
Wkurzasz mnie tak, że jakbym cię spotkała na ulicy to dostałbyś ode mnie po ryju !
Homoseksualizm nie jest chorobą, w ogóle co to kogo obchodzi z kim kto sypia, skoro robią to z własnej nieprzymuszonej woli ?! Co ci do tego ?? Powiedz jakie masz prawo mówić, co jest dobre dla tych ludzi? To tak jak ja wlazłabym z butami w twoje życie.
Nie porównujmy tego do leworęcznych czy innych bzdur. Gdyby nikt nie nazwał orientacji, a ludzie poprostu by żyli, to nie doszłoby do tak idiotycznych sporów. Nacechowano słow "homoseksualizm" negatywnie, od lat wmawiano ludziom, że to choroba.Tak samo jak Hitler wmawiał, że Niemcy to rasa panów, a Żydów trzeba zlikwidować, bo to nie ludzie.
Nie mówię żebyś to zaakceptował, ale powinieneś to chociaż tolerować. Dajcie tym ludziom żyć, nie dyskryminując ich na każdym kroku. To poprostu LUDZIE, tak jak każdy z nas. Tyle

Opublikowano

blacksoul - czyli rozumiem że transwestycie też nie są chorzy bo czują się kobietą z własnej nieprzymuszonej woli,
to samo kompulsywni którzy myją ręce do krwi bo po prostu mają na to ochote i to ich wolna wola a nie choroba i to wredne społeczeństwo powinno na to pozwolić, schozofrenicy też słyszą głosy z własnej woli, a pedofile po prostu dobrowolnie kochają dzieci (zaznaczam że mówie tu o pedofilach biernych, czynni to juz przestępcy i podhcodzą pod inna kategorię)

rozumiem że macie wyprane mózgi, ale chociaż spróbujcie zczaić o czym gadam: ludzie są równi i powinni mieć równe prawa, ale homoseksualizm to choroba dotykająca jednego z tych rónych takich samych jak wszyscy inni człowieka - tak samo jak może spotkac zupełnie normalnego człowieka grypa i wtedy utrudnia mu życie a nawet sprawia że inni ludzie go unikają - nie dlatego że on jest gorszy, tylko dlatego że jest chory... i stwierdzenie że jest chory na grype w żaden sposob jego człowieczenstwu nie uwłacza

Opublikowano

nie klaudiusz, przeginasz

jeżeli masz coś wspólnego z psychologią to albo jesteś niedouczony, albo celowo mieszasz pojęcia

po pierwsze mylnie używasz zamiennie pojęć "choroba" i "zaburzenie" (rozumiem, że chodzi o zaburzenie psychiczne)

terminologia jest żywcem zdzierana z angielskiego, więc może trochę światła na różnicę znaczeniową pomiędzy słowami "disease"(choroba) i "disorder"(zaburzenie)

disease - stan organizmu żywego, bądź konkretnego jego organu, który wpływa negatywnie na funkcje(ę) życiowe(ą)

disorder - nienormalny stan fizyczny lub psychiczny

zatem w przypadku zaburzenia nie mamy w definicji czynności życiowych, z czego wynikają konotacje medyczne słowa "choroba"

następna rzecz, którą mylisz: transwestyta vs. transseksualista

transwestyci nie czują się kobietami

notorycznie używasz jakichś analogii, które urągają inteligencji (paradoksalnie twierdząc o adwersarzach, że mają wyprane mózgi)

1) nazywasz chorobą coś, co nie spełnia podstawowych wymogów definicyjnych: nie zaburza funkcji życiowych (tak, tak, w tej chwili w ogóle zastanawiają się, czy w kontekście psychicznym nie zrezygnować z tego określenia), zatem analogia do grypy jest całkiem nietrafna - wirusy grypy zaburzają działanie organów, co skutkuje objawami fizjologicznymi
homoseksualizm zaburza? co? działanie mózgu? problem w tym, że te "zaburzenia" mogą skutkować poziomami cech, które wynikają po prostu z różnic indywidualnych, jedynym wyróżnikiem spójnym jest utrzymywanie stosunków seksualnych z przedstawicielem tej samej płci (nauka nie może brać pod uwagę tak niewymiernych spraw jak "zakochanie")
2) jednym z elementów definicji zaburzenia psychicznego jest cierpienie zaburzonego; poczucie winy, lęki, dyskomfort i inne; klaudiusz powie, że homoseksualiści odczuwają takie cierpienie; tyle że kłopotem jest tutaj raczej poczucie inności, które nie może być postrzegane jako element diagnostyczny, bo musielibyśmy diagnozować jako zaburzonego każdego geniusza, który bez wątpienia czuje się wyobcowany w mniej inteligentnym otoczeniu (i leczyć go z inteligencji jako przyczyny wyobcowania)
3) tak jest z natręctwami takimi jak mycie rąk; to zaburzenie, które wywołuje u zaburzonego lęk, który jest uśmierzany dopiero w momencie kiedy umyje ręce - gdzie jest ta analogia do homo? czy odczuwa on lęk, który musi zgasić stosunkiem seksualnym z przedstawicielem tej samej płci?
4) schizofrenicy - mają wyraźne kłopoty z funkcjonowaniem, poza tym bywają groźni dla otoczenia w wyniku swojej choroby (manie prześladowcze), homoseksualiści raczej nie mają kłopotów z funkcjonowaniem i poza paroma aktywistami-szajbusami zachowują zdrowe podejście do świata i manii prześladowczej nie mają
5) normalność - jest z nią kłopot, bo to ładne pojęcie, tylko trudno jest stosować do rzeczywistości jako element diagnostyczny; co jest normalne? poziom cechy rozkładającej się normalnie w granicach jednego odchylenia standardowego? czy coś, co na podstawie badań mieści się w odpowiednich normach centylowych? jak rozstrzygać normalność w cechach dyskretnych takich jak preferencje seksualne (trudno być mniej lub bardziej homo albo hetero)
6) rozstrzygnięcia ciał, które tworzą rzeczywistość medyczną wynikają z pragmatyzmu - w przypadku homoseksualizmu musiano by "skazać" na "bycie zaburzonym" w sumie sporą część populacji (różnie podają: od 5% do 10%, ja wolę się skłaniać ku 7%) i to w imię czego? leczenia, które jest wątpliwe i nie wiadomo na ile jest związane z praniem mózgu dogmatyków? w sukurs właśnie środowiskom dogmatycznym, które są nastawione wrogo do każdej inności?
kwestia transwestytów (podwójnej roli) - np w DCM-IV w ogóle nie ma tego jako zaburzenia; można to traktować w kategoriach ekstrawagancji, bo taki ktoś po prostu lubi okazjonalnie przebrać się za kobietę i trochę ją poudawać - nie odczuwa z tego tytułu żadnej satysfakcji seksualnej, a na co dzień ubiera się i zachowuje jak zwykły mężczyzna
7) wreszcie - dewiacje seksualne
przeciwnicy homoseksualizmu lansują tezę, że jest to zachowanie wbrew naturze; to dziwny argument tym bardziej, że człowiek swoją cywilizację opiera na działaniach wbrew naturze, ale pomińmy to; wiadomo, że nie tylko u człowieka zdarzają się zachowania homoseksualne, to trochę burzy teorię pedałożerców, ale nic to - zaburzenia przecież też są częścią natury;
ale kwestia terminologii też jest istotna, bo w jaki sposób krzywdzą społeczeństwo homoseksualiści? w jaki sposób działają na szkodę?

porównujemy pedofilię? gratuluję samopoczucia, pomijając to, że zazwyczaj pedofile odczuwają głębokie poczucie winy wobec krzywdzonych przez siebie dzieci, inaczej to nawet nie pedofile a zwykli psychopaci (tak, psychiatria jest zgodna, że gwałciciel to psychopata, ale systemy prawne tego nie chcą zaakceptować, może słusznie), bo tylko psychopata świadomie krzywdzi kogokolwiek i odczuwa w wyniku tego przyjemność; pedofilia jest szkodliwa społecznie, dlatego że dziecko jest dobrem chronionym, jako istota uznawana za bezbronną i niezdolną, bądź zdolną w ograniczonym zakresie do oceny "dobra i zła" itp itd; wystarczy? czy nadal uważasz, że ta analogia jest dobra? tak? to powiedz, w jaki sposób krzywdzi jeden dorosły, w pełni rozwinięty mężczyzna drugiego dorosłego i w pełni rozwiniętego mężczyznę uprawiając z nim seks? twierdzisz, że homoseksualiści zmuszają do tego ludzi heteroseksualnych? w takim razie to gwałciciele, a nie geje, a na gwałt nie potrzeba dodatkowych paragrafów i specjalnego piętnowania
zoofilia - to dopiero jest wbrew naturze! tutaj mam kłopot faktycznie, bo czemu to jest zakazane? ze względu na prawa zwierząt? na niestosowność takich praktyk? na tabu? pewnie wszystkiego po trochu, ale dla mnie na zdrowy chłopski rozum, jest różnica pomiędzy uprawianiem seksu z owcą, a człowiekiem, nawet jeśli jest tej samej płci
nekrofilia? bezczeszczenie zwłok, trupi jad i pewnie będzie jeszcze ileś tam powodów, chociażby taki, że z pewnością bardziej nienormalne jest uprawianie seksu z trupem niż z człowiekiem żywym, nawet jeśli jest tej samej płci

najlepsze jest to, klaudiusz, że z uporem maniaka wypisujesz swoje teorie, a nawet się nie zająknąłeś o tych badaniach potwierdzających fakt, że homoseksualizm jest chorobą

i sprawdź dobrze to, co wypisujesz, zanim wytkniesz innym wyprane mózgi, bo notorycznie robisz różne błędy merytoryczne w swoich wypowiedziach, z których jedyne, co wynika, to chaos i chroniczna przemądrzałość autora
dyskusja z tobą przypomina dyskusję z dogmatykiem, bo nawet jeśli ci się wykaże czarno na białym, że krowa nie jest kozą, to ty nadal będziesz wywodził z jakichś pojedynczych przesłanek, że jest; smutne, że w ten sposób upodabniasz się do tych manipulowanych i bezmyślnych, których tak piętnujesz, a różnisz się zewnętrznie od nich tylko tym, że ogłaszasz wszem i wobec, że nie jesteś manipulowany i że myślisz

smutne, po prostu żal.pl

Opublikowano

stokrotki - polecam stoperan

vacker - proponowałbym jednak czerpać wiedzę z bardziej poważnych żródeł niz wikipedia i dział psychologiczny w cosmopolitan...
powinieneś zostać jakimś politykiem - potężny wpis a całość można sprowadzić do maksymy: jeśli nie masz co powiedzieć gadaj nt. definicji analizuj użyte słowa zagłębiaj się w szczegóły, a wszystko z mądrą miną sprawiając wrażenie człowieka który wie co mówi" - większość słuchających do i tak tacy debile że nie mają pojęcia o czym mowisz i oceniąwartość "merytoryczną" twojej wypowiedzi po twojej aparycji (jak to było? w 9na 10 wyborach prezydenckich w USA wygrywał kandydat wyższy(=przystojniejszy, u nas też głownym zarzutem wobec kaczynskiego był fakt że był mały)...
wracając - i co tak naprawde powiedziałeś?? wskaż jakąś treść tej twojej jakże błyskotliwej wypowiedzi!:
napisałeś
"disease - stan organizmu żywego, bądź konkretnego jego organu, który wpływa negatywnie na funkcje(ę) życiowe(ą)" nie wiem jak u ciebie na biologii było ale u mnie mowili że rozmnażanie to funkcja życiowa...
poza tym to różnice czysto definicyjne, gdybyś nie próbował na siłe udowodnić mi błędów przyznałbyś mi racje że jest wiele w wielu dziedzinach takich nieścisłości definicyjnych... ot na przykład: PSCHOPATOlogia zajmuje się zaburzeniami i chorobami psychicznymi z których tylko jedno nazywa się psychopatią a i tak zdania są podzielone... - czepianie się takich szczegółów w celu udowdonienia rozmówcy że nie ma racji to sztuczka na poziomie próby zakwestionowania prawdziwości zeznać świadka w sprawie morderstwa bo użył słowa "auto" a nie "samochód" - świadczy o zupełnym braku sensownych argumentów...
no ale spoko: rozwiń temat: co to za KONOTACJE MEDYCZNE wynikają z nierozróżniania słowa "zaburzenie psychiczne" od "choroba psychiczna" (z naciskiem na psychiczna - bo jakie są różnice w medycynie pomiedzy slowem zaburzenie a choroba to ja nie wiem, wiem jakie są w psychologii - ŻADNE) - ale tobie to nieprzeszkadza - grunt że większość czytelników nie ma pojęcia więc jesli napiszesz ładną tyradę pomyślą że to Ty masz rację...

transwestyci i transseksualiści - tu się przyznaję mogłem to prcyzyjniej dookreślić, tylko po co? czy coś jest niejasne? a może jak ktoś czuje podniecenie seksualne na myśl o drzemiącej w nim kobiecie i na widok siebie w lustrze przebranego w kobiece łachy to WEDŁUG WAS to jego wolny wybór i jest to zupełnie normalne?? i nie mowie ze mamy do niego strzelać tylko o takim zwykłym fakcie że to NIE JEST NORMALNE i żadne z nas którzy tego nie mają nie potrafi sobie wyobrazić sytuacji w której taka "właściwość" byłaby dla niego czymś fajnym i pożądanym albo wzbogacającym jego osobowość - za to każdy z nas wie że byłoby to dla niego coś nieprzyjemnego i uciażliwego - a skoro coś
a)nie jest naturalne
b)nie posiada cech dodatnich
c)posiada szereg możliwych lub koniecznych cech negatywnych
to chyba tylko idiota nie uznałby tego czegoś za właściwość niepożądaną

idąc dalej
"notorycznie używasz jakichś analogii, które urągają inteligencji "
rozumiem (czytając twoej dalsze "argumenty") że urągają Twojej inteligencji że ich nie rozumiesz.
(np. piszesz na koncu:
zoofilia - to dopiero jest wbrew naturze! tutaj mam kłopot faktycznie, bo czemu to jest zakazane? ze względu na prawa zwierząt? na niestosowność takich praktyk? na tabu? pewnie wszystkiego po trochu, ale dla mnie na zdrowy chłopski rozum, jest różnica pomiędzy uprawianiem seksu z owcą, a człowiekiem, nawet jeśli jest tej samej płci"
co jest raczej śmieszne w kontekście twoich apeli o naukowść a nie subiektywność.. "zdrowy chłopski rozum"
na zdrowy chlopski rozum to "pedałów" się traktowało widami, całe szczęście że teraz żyjemy w bardziej naukowych czasach - więc jeśli chcesz ze mną dyskutować to prosiłbym o bardziej wyszukane argumenty niż twierdzenie "już starożytni rzymianie", albo że TY z całą pewnością czujesz że coś jest dobre a coś złe.. bo może się okazać że zdrowy rozum chłopa ze wsi obok mówi cos zupelnie innego



"bo musielibyśmy diagnozować jako zaburzonego każdego geniusza, który bez wątpienia czuje się wyobcowany w mniej inteligentnym otoczeniu (i leczyć go z inteligencji jako przyczyny wyobcowania)"

-i to jest odwieczny problem psychologii - bo rzeczywiście tak jest że większość geniuszy spełnia sporą część kryteriów diagnostycznych... każdy w miare samodzielnie myślący psycholog ma w tej sprawie straszny zgryz... poza tym - tak jak mówiłem: ponadprzeciętna inteligencja zgodnie z normami statystycznymi jest patologią... tyle tylko że akurat w tym wypadku ta patologia ma również skutki dodatnie, więc nawet gdy powoduje niesamowite cierpienia - nikt nie ma prawa jej odmówić drugiemu człowiekowi... jeśli jednak nie ma żadnych zalet - można spokojnie uznać ją za patologię do leczenia...
ale gdybyś czytał coś wiecej o psychologii niż "charaktery" wiedziałbyś że kwestia diagnozowania zaburzeń to sprawa bardzo śliska i bardzo wieloznaczna...

"tak jest z natręctwami takimi jak mycie rąk; to zaburzenie, które wywołuje u zaburzonego lęk, który jest uśmierzany dopiero w momencie kiedy umyje ręce -"

to zdanie utwierdziło mnie w przekonaniu że nie masz pojęcia o czym piszesz...
i co to za tajemnicze "zaburzenie" ktore wywołuje ten lęk?? to jakiś krasnoludek któy wciska guzik z napisem "lęk" w głowie?? bo tak by to wynikało z tego twojego opisu...
to zupelnie na odwrot moj drogi jest: "zaburzony" w tym "zaburzeniu" jest sposób/schemat RADZENIA SOBIE z tym lękiem

kolejny przyklad twojej ignorancji:
"4) schizofrenicy - mają wyraźne kłopoty z funkcjonowaniem, poza tym bywają groźni dla otoczenia w wyniku swojej choroby "
totalna bzdura - wlaczysz ze stereotypami a sam sie nimi karmisz - tyle tylko że bronienie homosów jest teraz w modzie, kogo by tam obchodzili schizofrenicy - o nich mozna mowić ze są niebezpieczni - pomimo że to totalna bzdura,(ogromna wiekszosc schozofrenikow to ludzie zupelnie nieagresywni, zagubieni i wycofani)

a dalej jest coraz lepiej

"przeciwnicy homoseksualizmu lansują tezę, że jest to zachowanie wbrew naturze; to dziwny argument tym bardziej, że człowiek swoją cywilizację opiera na działaniach wbrew naturze, ale pomińmy to; wiadomo, że nie tylko u człowieka zdarzają się zachowania homoseksualne, to trochę burzy teorię pedałożerców, ale nic to - zaburzenia przecież też są częścią natury;
ale kwestia terminologii też jest istotna, bo w jaki sposób krzywdzą społeczeństwo homoseksualiści? w jaki sposób działają na szkodę?"

nie oni działają na czyjąś szkodę tylko homoseksualizm jako choroba ktora ich dotknęła działa i ICH szkode...
i myslalem że juz nawet najwieksi idioci zrozumieli że fakt że innym zwierzątom również zdarza się zjeść swoje dziecko po urodzeniu nie czyni z tego faktu "normalności" u ludzi, ale widzę że Ty dalej z uśmiechem na ustach wypisujesz podobne bzdury...

a co do działania na ktorym opiera sie nasza cywilizacja - oczywiscie że tak jest... ale trochę śmiesznie jest porównywać irygację, klimatyzację, wznoszenie tam, zapór, budowanie mostów i samolotów, czyli cywilizacyjnych działań wbrew naturze - do jebania kogoś w dupę... a nawet jesli mialeś na mysli bardziej przyziemne działania, to żaden naukowiec nie twierdzi że monogamia czy jedzenie konserw jest "naturalne".. absolutnie każdy się zgadza że jest to coś "nienormalnego" dla przedstwicieli świata zwierząt jakimi są ludzie, - homoseksualiści natomiast usilniepróbują przepchnąć tezę że ich zachowanie jest normalne zupełnie (a takie brnięci przeciw oczywistym faktom jest o zgrozo oznaką zaburzenia myślenia :) )

idąc dalej
"w jaki sposób krzywdzi jeden dorosły, w pełni rozwinięty mężczyzna drugiego dorosłego i w pełni rozwiniętego mężczyznę uprawiając z nim seks?" czytanie trudna sprawa nie??
przecież setny raz Ci piszę że mówię o chorobie jaka dotyka czlowieka...
i sprawa wyglada tak że czlowiek ktory moglby być w pelni rozwinietym dorosłym mężczyzną PRZEZ SWOJĄ CHOROBĘ (a dokladniej przez szereg warunków zewnętrznych które wpłynęły na patologiczne ukształtowanie jego osobości, które przejawia sięMIĘDZY INNYMI w patologicznych wzorcach seksualnych) nie stał się nim... Jego zaburzenie sprawia że nie jest w stanie w pelni normalnie funkcjonować, że nie ma RÓWNYCH szans z innymi niezaburzonymi ludźmi którzy mogą tworzyć szczęśliwe zwiazki, w których najważniejszy jest charakter drugiej osoby a nie jego płeć (homoskesualisci mają bardzo ograniczone pole wyboru + oczywiscie przypadki gdy zakochują sie w hetero) o ile ich życie byłoby lepsze gdyby na świecie nigdy nie pojawiła się choroba o nazwie "homoseskualizm"?? więc bądź chociaż na tyle uczciwy i przyznaj się że naprawde świat byłby lepszy bez tej choroby (nie mylić z "bez ludzi ktorzy na te chorobę cierpieli/cierpią)

Opublikowano

miej świadomość tej ważnej rzeczy, klaudiuszku, że jeśli głosisz jakieś poglądy publicznie, to powinieneś być rzetelny, jeżeli wchodzisz w dyskusję, to powinieneś posługiwać się argumentem faktu, a nie erystyki; i problem polega również na tym, że gdy się od ciebie próbuje wyegzekwować ten argument, to ty jedynie powtarzasz swoje opinie, a to trochę mało

kolejna rzecz: jeżeli posługujesz się analogią, która ma popierać twoją opinię, to ta analogia powinna być naprawdę dobra; twoje są zazwyczaj kulą w płot i to był jeden z elementów, na których się skupiłem w tej obszernie przez ciebie skrytykowanej (zaraz do tego dojdę) wypowiedzi

erystykę pominę, bo mi się nie chce nawiązywać do tak kiepskiej erystyki, napiszę jedynie, że nie uważam się za autorytet psychologiczny ani psychiatryczny; psychologię studiowałem tylko przez 4 lata, niezbyt pilnie i ze średnim zainteresowaniem; jednak psychopatologię zaliczyłem, bez pomocy Cosmopolitana

cała twoja wypowiedź jest erystycznym odwracaniem kota ogonem i zaraz napiszę dlaczego

1) "nie wiem jak u ciebie na biologii było ale u mnie mowili że rozmnażanie to funkcja życiowa... "

owszem, ale my tutaj nie rozmawiamy o bezpłodności, która jest zaburzeniem funkcji życiowej
seks nie jest funkcją życiową, jest pewną czynnością; homoseksualista nie jest zaburzony w tej kwestii, a jeśli jest to nie z powodu homoseksualizmu; bezpłodność, czy np zaburzenia erekcji nie mają nic wspólnego z homoseksualizmem; to po prostu kretyński argument

2) "poza tym to różnice czysto definicyjne" - bo to chyba jest spór definicyjny? czy nie? bo ja myślałem, że ty nazywasz homoseksualizm chorobą na jakichś podstawach definicyjnych

3) "gdybyś nie próbował na siłe udowodnić mi błędów przyznałbyś mi racje że jest wiele w wielu dziedzinach takich nieścisłości definicyjnych... ot na przykład: PSCHOPATOlogia zajmuje się zaburzeniami i chorobami psychicznymi z których tylko jedno nazywa się psychopatią"

by udowadniać ci błędy, wcale nie trzeba się specjalnie starać - sam dostarczasz tych możliwości i do siebie miej pretensje, że nie chce ci się w sposób spójny i logiczny przedstawiać swojego poglądu; do siebie miej pretensje, że używasz pojęć mylnie, bądź nieprecyzyjnie; podałem na samym początku przykład pojęcia choroby, wobec którego istnieją poważne wątpliwości co do stosowania; nie wiem na czym miałby polegać problem cytowany powyżej: patologia to po prostu nauka o zjawiskach chorobowych, a -patia jest sufiksem o wielu aspektach znaczeniowych (m.in. cierpienie, czucie); sprawdź sobie źródłosłów to może nie będzie to dla ciebie tak nieścisłe

4) rozwiń temat: co to za KONOTACJE MEDYCZNE wynikają z nierozróżniania słowa "zaburzenie psychiczne" od "choroba psychiczna" (z naciskiem na psychiczna - bo jakie są różnice w medycynie pomiedzy slowem zaburzenie a choroba to ja nie wiem, wiem jakie są w psychologii - ŻADNE)

a ja tam chyba napisałem wyraźnie o konotacjach pojęcia "choroba", których nie ma przy pojęciu "zaburzenia"; tyle że nie ma dwóch różnych słów "choroba", jest tylko jedno i ono ma dość konkretne znaczenie; krótko mówiąć, te konotacje nie wynikają z nierozróżniania słowa, nigdzie tego nie napisałem - wynikają z elementu definicji, który mówi o zaburzeniach funkcji życiowych

5) "transwestyci i transseksualiści - tu się przyznaję mogłem to prcyzyjniej dookreślić, tylko po co? czy coś jest niejasne? a może jak ktoś czuje podniecenie seksualne na myśl o drzemiącej w nim kobiecie i na widok siebie w lustrze przebranego w kobiece łachy to WEDŁUG WAS to jego wolny wybór i jest to zupełnie normalne??"

po to, żeby było wiadomo, że wiesz, o czym mówisz, a nadal sprawiasz wrażenie niedouczonego
transwestyta w podwójnej roli, o którym pisałem nie odczuwa żadnej satysfakcji seksualnej z faktu przebierania się, ani nie czuje podniecenia na myśl o drzemiącej w nim kobiecie - bo ona w nim nie drzemie; transseksualizm to zaburzenie płci, które się nie wiąże z celebrowaniem kobiecości w biologicznym mężczyźnie, ani odwrotnie, ale z cierpieniem wynikającym z odrzucenia własnej powłoki cielesnej, że tak się wyrażę; czy ty uprawiasz jakąś klasztorną psychologię?

6) co do naturalności - napisałem, odnoszenie się do natury jest szczytem debilizmu - samochody są nienaturalne, samochody są chore

7) co do zoofilii itd - to co mój dopisek na ten temat ma wspólnego z twoimi analogiami i niby w jaki sposób świadczy o tym, że ich nie rozumiem? sprostuję, że ja rozumiem CEL twoich analogii, ja kwestionuję ich istotność i logiczną spójność, bo masz tendencję do zestawiania i porównywania rzeczy, które w całej swojej odmienności mają jedną, bądź dwie cechy wspólne;
nie chce mi się wchodzić w kwestie twoich zaczepek

8) "i to jest odwieczny problem psychologii - bo rzeczywiście tak jest że większość geniuszy spełnia sporą część kryteriów diagnostycznych... każdy w miare samodzielnie myślący psycholog ma w tej sprawie straszny zgryz... poza tym - tak jak mówiłem: ponadprzeciętna inteligencja zgodnie z normami statystycznymi jest patologią... tyle tylko że akurat w tym wypadku ta patologia ma również skutki dodatnie, więc nawet gdy powoduje niesamowite cierpienia - nikt nie ma prawa jej odmówić drugiemu człowiekowi... jeśli jednak nie ma żadnych zalet - można spokojnie uznać ją za patologię do leczenia..."

bla, bla, bla, bla
pustosłowie, ja bym jednak chciał wiedzieć, gdzie jest to cierpienie homoseksualisty poza tym wynikającym z braku społecznej akceptacji? sam fakt, że wygadałeś się pod tym tematem jak nikt i nigdzie tego nie napisałeś, poza stwierdzeniem "oczywistości", że cierpią

9) samym zaburzeniem jest pojawienie się irracjonalnego lęku, który u człowieka niezaburzonego się nie pojawia, chyba że dla ciebie nagłe irracjonalne lęki są codziennością

10) jednym z objawów schizofrenii jest paranoja, która wybitnie może skutkować zachowaniami niebezpiecznymi dla otoczenia;
zabawne, że w ogóle nie zauważyłeś tego, co napisałem przede wszystkim - że schizofrenicy nie mogą funkcjonować: np podejmować racjonalnych decyzji (poza tym, czy zrobić siku, czy nie); po co? skoro można sobie napisać o czyjejś ignorancji, chociaż samemu stosowało się analogię schizofrenika do homoseksualisty - co świadczy o większej ignorancji? to pytanie za 1000 punktów

11)"nie oni działają na czyjąś szkodę tylko homoseksualizm jako choroba ktora ich dotknęła działa i ICH szkode...
i myslalem że juz nawet najwieksi idioci zrozumieli że fakt że innym zwierzątom również zdarza się zjeść swoje dziecko po urodzeniu nie czyni z tego faktu "normalności" u ludzi, ale widzę że Ty dalej z uśmiechem na ustach wypisujesz podobne bzdury..."
znowu gołosłowność - zapytam po raz setny: w jaki sposób działają na swoją szkodę, poza tym, że narażają się na nieprzychylność otoczenia
o normalności już pisałem - to zignorowałeś, pewnie niewygodnie; zarazem poruszasz sprawę naturalności, a mnie się tak zdaje, że jeżeli coś pojawia się w naturze, to jest naturalne
czy nie?

12) "a co do działania na ktorym opiera sie nasza cywilizacja - oczywiscie że tak jest... ale trochę śmiesznie jest porównywać irygację, klimatyzację, wznoszenie tam, zapór, budowanie mostów i samolotów, czyli cywilizacyjnych działań wbrew naturze - do jebania kogoś w dupę... a nawet jesli mialeś na mysli bardziej przyziemne działania, to żaden naukowiec nie twierdzi że monogamia czy jedzenie konserw jest "naturalne".. absolutnie każdy się zgadza że jest to coś "nienormalnego" dla przedstwicieli świata zwierząt jakimi są ludzie, - homoseksualiści natomiast usilniepróbują przepchnąć tezę że ich zachowanie jest normalne zupełnie (a takie brnięci przeciw oczywistym faktom jest o zgrozo oznaką zaburzenia myślenia :) )"

a nie śmiesznie jest porównywać schizofrenię i homoseksualizm? i dlaczego się mnie czepiasz o naturalność? ja nie używam tego argumentu, chyba że w kontrakcji na używanie tegoż przez pedałożerców - w świecie ludzi niewiele rzeczy zostało naturalnych, czyli takich, jakimi były wtedy, gdy człowiek zszedł z drzewa, dlatego argument, że homoseksualizm jest przeciw naturze uważam za kretyński, niemniej sam się na niego powołałeś niewiele wyżej; i jak tu znaleźć w tobie konsekwencję?
ja się staram pomijać "gejów wojujących" bo uważam, że to w sporej części oszołomy, ale są potrzebni środowisku gejowskiemu, żeby się przeciwstawić bojówkom Wszechpolaków; nie obchodzi mnie, co oni wołają z mównicy, bardziej mnie interesowało zawsze, co mówili tzw. "zwykli ludzie"

13">" czytanie trudna sprawa nie??
przecież setny raz Ci piszę że mówię o chorobie jaka dotyka czlowieka...
i sprawa wyglada tak że czlowiek ktory moglby być w pelni rozwinietym dorosłym mężczyzną PRZEZ SWOJĄ CHOROBĘ (a dokladniej przez szereg warunków zewnętrznych które wpłynęły na patologiczne ukształtowanie jego osobości, które przejawia sięMIĘDZY INNYMI w patologicznych wzorcach seksualnych) nie stał się nim... Jego zaburzenie sprawia że nie jest w stanie w pelni normalnie funkcjonować, że nie ma RÓWNYCH szans z innymi niezaburzonymi ludźmi którzy mogą tworzyć szczęśliwe zwiazki, w których najważniejszy jest charakter drugiej osoby a nie jego płeć (homoskesualisci mają bardzo ograniczone pole wyboru + oczywiscie przypadki gdy zakochują sie w hetero) o ile ich życie byłoby lepsze gdyby na świecie nigdy nie pojawiła się choroba o nazwie "homoseskualizm"?? więc bądź chociaż na tyle uczciwy i przyznaj się że naprawde świat byłby lepszy bez tej choroby (nie mylić z "bez ludzi ktorzy na te chorobę cierpieli/cierpią)

mówisz o chorobie - zatem podaj symptomy: czym charakteryzuje się patologia osobowości homoseksualisty, na czym polega niedorozwój mężczyzny homoseksualnego (tak, to wynika z twojej wypowiedzi), w jaki sposób konkretnie homoseksualizm przeszkadza normalnie funkcjonować (poza niechęcią społeczną) i jak homoseksualizm wpływa na nierówność szans (poza niechęcią społeczną);
jasne, że można tłumaczyć, że homoseksualizm szkodzi człowiekowi i przeszkadza, bo inni tego nie akceptują i ma to konsekwencje społeczne - tylko że to jest hipokryzja, a nie diagnostyka różnicowa:)
no i coś, co mnie szczerze już rozbawiło - homoseksualiści tworzą związku, w których najważniejsza jest płeć partnera, a nie jego charakter? zaiste dziwne; tym bardziej to przeciwstawienie; ja sobie myślę, że zawsze najważniejsza jest płeć partnera, bo najpierw się nim interesujemy zewnętrznie, dopiero potem poznajemy tzw. charakter; a interesujemy się nim, bo jest atrakcyjny, a głównym elementem, wręcz podstawowym, atrakcyjności jest płeć



a na koniec o konkretach: ani razu nie napisałeś, dlaczego homoseksualizm to choroba, poza tym, że napisałeś, że nią jest; pisałeś o jakichś badaniach, ale nie powołujesz się na autorów ani na wnioski, nie mówiąc o metodologii, piszesz, że homoseksualizm szkodzi, ale nie piszesz tak naprawdę, jak, poza miałką teorią, że "gdyby go nie było, tym biednym ludziom byłoby lepiej"
jeżeli tak wygląda przedstawienie niezależnych poglądów myślącego człowieka, to ja jestem przerażony, bo to wygląda na błazenadę, a nie na inteligentny wywód
oświecę cię - twoje poglądy nie są niezależne, a sposób ich artykulacji jest prowokacyjny, nie inteligentny, reasumując wyciągasz jakąś kontrowersyjną tezę w prowokacyjnej oprawie i obudowujesz ją pojęciami, których mylnie używasz, i cwaniacką erystyką; wraz z obraźliwymi i aroganckimi uwagami tworzy to wrażenie wypowiedzi pewnego siebie idioty, a pewnie nie o takie wrażenie ci chodzi

jest mi naprawdę przykro, że ktoś z takim burdelem w głowie ma czelność obrażać innych ludzi tylko dlatego, że nie zgadzają się z jego gołosłownymi opiniami

gratuluję samopoczucia, ale tylko tego i niczego więcej

Opublikowano

sory ale nie doczytałem do końca, utknąłem na bzdurach o schizofrenikach..
piszesz "nie potrafią podejmować RACJONALNYCH decyzji" - a co to jest wg. ciebie racjnalna decyzja?? bo najpierw twierdzisz żebym nie oceniał homoseksualistów wg. własnych subiektywnych kryteriów a potem oceniasz w ten sposob innych i to do tego w tej samej dyskusji jako kontrargument...
dla mnie decyzja o waleniu w dupe innego samca jest szczytem irracjonalności, wg, wszelkich innych obiektywnych kryteriów RÓWNIEŻ jest to decyzja irracjonalna, jedyny obszar w ktorym taką decyzję mozna obronić to subiektywność jednostki i jej prawo do postępowania wg. zupełnie absurdalnych irracjonalnych kryteriów (jeśli oczywiście takie prawo istnieje a nie jest wynikiem li tylko zaburzenia funckci oceny rzeczywistości u tej jednostki (o samochodzie z zepsutą kierownicą można powiedzieć że stracił sterowność, ale można też powiedzieć że zyskał WOLNĄ WOLĘ)...
a jeśli jedostka jest absolutnie wolna i ma pełne prawo robić co chce - a co najwazniejsze jest to zupełnie zdrowe i normalne (a to przeciez probbujesz tutaj powiedzieć) to odpierdol sie od schozofreników - oni są absolutnie tak samo normalni jak geje...
a żeby była jasność - większość chorych psychicznie zgłasza sie na leczenie nie dlatego że ich choroba sama w sobie jest żródłem nieszczęść a właśnie jej społeczne implikacje - trudności w adaptacji, niezrozumienie i niemożliwość tworzenia takich realcji jakie by chceili - gdyby schizofrniką dać takie same przwywileje jak gejom - żyliby tak samo "szczęśliwie" jak oni (tzn. bynajmniej nie mowie że schizo tak swietnie by sobie radzili, tylko że nie gorzej niż homo)

Opublikowano

Pinter, amerykański psycholog z Harvardu, pisał w swojej książce "Tabula rasa", że u człowieka występuje dwa plany stymulujące jego działania: plan dalszy (podświadomy) i plan bliższy (świadomy). W przypadku seksu, planem dalszym jest rzeczywiście przedłużenie gatunku - planem bliższym jest zaś osiągnięcie przyjemności, jaką seks daje. Człowiek - pomijając pary, które starają się o dziecko - uprawia seks dla przyjemności, a więc dla zaspokojenia celu planu bliższego; często też chroni się przed zrealizowanie planu dalszego - stosuje antykoncepcję.

Pojawia się tu pytanie: czy uprawianie seksu z zabezpieczeniem, a więc tylko dla przyjemności i bez szans na prokreację - jest jakimś zaburzeniem? innmi słowy: czy normalnym jest, żerealizujemy tylko pierwszy plan nie realizując dalszego? Moim zdaniem jest to zupełnie normalne. I zauważmy: tak samo wygląda sprawa w przypadku gejów czy lesbijek: stosunek płciowy prowadzi u nich do zaspokojenia potrzeb z planu bliższego, a nie prowadzi do zaspokojenia potrzeb z planu dalszego. W samym seksie homoseksualnym nie ma nic irracjonalnego.

Co z parami homoseksualnymi, które chcą mieć dzieci? Cóż, oczywiście same nie są w stanie tego póki co dokonać - ale zawsze pozostaje możliwość adopcji czy rodzicielstwa zastępczego. Mówię oczywiście o niektórych krajach zachodnich - nie o Polsce.

Opublikowano

jesli heteryk dla urozmaicenia sobie pozycia stuka drugiego heteryka, to dla innych moze to byc niepreferowana forma spedzania czasu ale krytykowac nie mogą... jeśli czlowiek MUSI stukać, bo inaczej (czyli w ten normalny sposob) nie potrafi to jest to już zaburzenie - ponieważ jakaś "zewnętrzna" przyczyna niejako zmusza go do robienia jakichś tam rzeczy (ktore w dodatku mają negatywny afekt na jego życie)...
para ktora stosuje antykoncepcje - jets zupelnie normalna, para bezpłodna - jest już chora.. to chyba prosta różnica? prawda?

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się



  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Ponura polska jesień, Przywołuje na myśl historii karty smutne, Nierzadko także wspomnienia bolesne, Czasem w gorzki szloch przyobleczone,   Jesiennych ulewnych deszczy strugi, Obmywają wielkich bohaterów kamienne nagrobki, Spływając swymi maleńkimi kropelkami, Wzdłuż liter na inskrypcjach wyżłobionych,   Drzewa tak zadumane i smutne, Z soczystych liści ogołocone, Na jesiennego szarego nieba tle, Ponurym są często obrazem…   Jesienny wiatr nuci dawne pieśni, O wielkich powstaniach utopionych we krwi, O szlachetnych zrywach niepodległościowych, Które zaborcy bez litości tłumili,   Tam gdzie echo dawnych bitew wciąż brzmi, Mgła spowija pola i mogiły, A opadające liście niczym matek łzy, Za poległych swe modlitwy szepcą w ciszy,   Gdy przed pomnikiem partyzantów płonie znicz, A wokół tyle opadłych żółtych liści, Do refleksji nad losem Ojczyzny, W jesiennej szarudze ma dusza się budzi,   Gdy zimny wiatr gwałtownie powieje, A zamigocą trwożnie zniczy płomienie, O tragicznych kartach kampanii wrześniowej, Często myślę ze smutkiem,   Szczególnie o tamtych pierwszych jej dniach, Gdy w cieniu ostrzałów i bombardowań Tylu ludziom zawalił się świat, Pielęgnowane latami marzenia grzebiąc w gruzach…   Gdy z wolna zarysowywał się świt I zawyły nagle alarmowe syreny, A tysiące niewinnych bezbronnych dzieci, Wyrywały ze snu odgłosy eksplozji,   Porzucając niedokończone swe sny, Nim zamglone rozwarły się powieki, Zmuszone do panicznej ucieczki, Wpadały w koszmar dni codziennych…   Uciekając przed okrutną wojną, Z panicznego strachu przerażone drżąc, Dziecięcą twarzyczką załzawioną, Błagały cicho o bezpieczny kąt…   Pomiędzy gruzami zburzonych kamienic Strużki zaschniętej krwi, Majaczące w oddali na polach rozległych Dogasające płonące czołgi,   Były odtąd ich codziennymi obrazami, Strasznymi i tak bardzo różnymi, Od tych przechowanych pod powiekami Z radosnego dzieciństwa chwil beztroskich…   Samemu tak stojąc zatopiony w smutku, Na spowitym jesienną mgłą cmentarzu, Od pożółkłego zdjęcia w starym modlitewniku, Nie odrywając swych oczu,   Za wszystkich ofiarnie broniących Polski, Na polach tamtych bitew pamiętnych, Ofiarowujących Ojczyźnie niezliczone swe trudy, Na tylu szlakach partyzanckich,   Za każdego młodego żołnierza, Który choć śmierci się lękał, A mężnie wytrwał w okopach, Nim niemiecka kula przecięła nić życia,   Za wszystkie bohaterskie sanitariuszki, Omdlewających ze zmęczenia lekarzy, Zasypane pod gruzami maleńkie dzieci, Matki wypłakujące swe oczy,   Wyszeptuję ciche swe modlitwy, O spokój ich wszystkich duszy, By zimny wiatr jesienny, Zaniósł je bezzwłocznie przed Tron Boży,   By każdego z ofiarnie poległych, W obronie swej ukochanej Ojczyzny, Bóg miłosierny w Niebiosach nagrodził, Obdarowując każdego z nich życiem wiecznym…   A ja wciąż zadumany, Powracając z wolna do codzienności, Oddalę się cicho przez nikogo niezauważony, Szepcząc ciągle słowa mych modlitw…  

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

    • @andrew Czy rzeczywiście świat współczesny tak nas odczłowieczył? Czy liczy się tylko pogoń za wciąż rosnącą presja społeczną w każdej dziedzinie? A gdzie przestrzeń, by być sobą?
    • @Tectosmith całkiem. jakbym czytał któreś z opowiadań Konrada Fiałkowskiego z tomu "Kosmodrom".
    • @Manek Szerzenie mowy nienawiści??? Przecież nie skłamałem w ani jednym wersie!
    • Widzą mnie. Przez te korytarze. Przez te imaginacje. Patrzą. Wodzą za mną wzrokiem nieruchomym. Te ich oczy. Te ich wielookie twarze… Ale czy to są w ogóle ich twarze? Wydrapuję żyletką te spojrzenia z okładek. Ze stronic starych gazet. Z pożółkłych płacht. Zapomnianych. Nie odtrącam ich. Było ich pełno zawsze i wszędzie. Nie odtrącam… Kiedyś odganiałem ręką te spojrzenia wnikliwe. Czujne. Odganiałem jak ćmy, co puszyściały w przelocie. Albo mole wzruszone jakimś powiewem nagłym z fałd ciężkich zasłon, bądź ubrań porzuconych w kącie. Z barłogu. Z legowiska. Ze sterty pokrytej kurzem. Szarym pyłem. W tym oddechu idącym od otwartych szeroko okien. Od nocy. Od księżyca… Od drzew. Od tych topól strzelistych. Szumiących. Szemrzących cicho. Od tych drzew skostniałych z zimna. Od chmur płynących. Od tych chmur w otchłani z jasnymi snopami deszczu...   Siedzę przy stole. Na krześle. Siedzę przy stole oparty łokciami o blat. Oparłszy się na złożonych dłoniach brodą. Zamieram i śnię. I znowu śnię na jawie. Wokół mnie płomienie świec. Drżące. Migoczące. Rozedrgane cienie na suficie i ścianach. Na podłodze błyszczące plamy. Na klepce. Czepiają się sęków. Czepiają się te widma. Te zjawy z nieokreślonych ustroni i prześwitów z ciemnej linii dalekiego lasu. Na stole płonące świece. Na parapetach. Na szafie. Na podłodze. Świece wszędzie. Płonące gwiazdy na niebie. Wszechświat wokół mnie. Ogromna otchłań i mróz zapomnienia…   Przede mną porcelanowy talerz z okruchami czerstwego chleba i emaliowany kubek, odrapany, otłuczony. Pusty… A więc to moja ostatnia wieczerza…   *   Wirujące obłoki nade mną. Pode mną mgławice, spirale galaktyk. Nade mną… Nasyca się we mnie jakaś deliryczna ekscytacja. Jakieś wielokrotne, uporczywe widzenie tego samego, tylko pod różnymi kątami. Wciąż te same zardzewiałe skorupy blaszanych karoserii, powyginanych prętów, pancernych płyt, pogiętych, stępionych mocno bagnetów i noży… Przedzieram się przez to wszystko z donośnym chrzęstem i stukotem spadających na ziemię przedmiotów. Idę, raniąc sobie łokcie, kolana… Idę… I słyszę. I słyszę wciąż w mojej głowie piskliwy szum. I pulsowanie, takie jakby podzwanianie. I znowu drzwi. Kolejne. Uchylone. Spoza nich dobiega to nikłe: dzyn-dzyn. A więc ktoś tu był. I jest! Ktoś mnie ogląda i podziwia jak w ZOO. Nie mogę się pozbyć tych mar natrętnych. Dzyn-dzyn.. Tych namolnych widziadeł, które plączą się tutaj bez celu. Dzyn-dzyn… I widzę je. I słyszę... Nie. Nie dosłyszę, co mówią do siebie, będąc w tych pokracznych pozach. Gestykulują kościstymi palcami obwieszonymi maleńkimi dzwoneczkami… Dzyn-dzyn… Wciąż to nieustanne dzyn-dzyn...   *   Otaczają mnie blaski. Mrugające iskry. Kiedy siedzę przy stole, oparłszy brodę na dłoniach. Mieni się wazon z kryształu z uschniętą łodygą martwego kwiatu. Cóż jeszcze mógłbym ci powiedzieć? Będę ci pisał jeszcze. Kartki rozrzucone na stole. Pogniecione. Na podłodze. Ciśnięte w kąt w formie kulek. Wszędzie. W dłoni. W tej dłoni ściskającej pióro, bądź długopis… W tej dłoni pomazanej tuszem, atramentem. W tej dłoni odrętwiałej. I w tym odrętwieniu trwam, co idzie od łokcia do czubków palców. Mrowienie. Miliardy igieł... W serwantce lustra migoty i drżenia. W serwantce filiżanki, porcelanowy dzbanek. Talerze. Kryształowa karafka ojca. Zaciskam powieki. Szczypiące.   Dlaczego ten deszcz? Latarnie na ulicy. Noc. Zamglone światła. Deszcz. Drzewa oplatają się nawzajem gałęziami. Nagimi odnogami. Drzewa splecione. Supły… Deszcz… Zamglone poświaty ulicznych latarni. Idę. Kiedy idę – deszcz… Wciąż deszcz… Stukocze o blaszane rynny starych kamienic. O daszki okrągłych ogłoszeniowych słupów. O blaszane kapelusze ulicznych latarni… Deszcz… Kiedy idę tak. A idę tak, bo lubię. Kiedy deszcz… I ten deszcz wystukuje mi. Spada na dłonie. Na policzki. Na usta. Na twarz…   *   To rotuje. To wciąż rotuje. Oddala się, ciągnąc za sobą długą smugę. Rezonuje od tego jakiś magnetyzm. To się oddala. To wciąż się oddala, nieubłaganie. Kiedy idę długim korytarzem, muskam palcami żeliwne rury, które ciągną się kilometrami w głąb. Które się ciągną i wiją. Które pokryła brunatna pleśń. W których stukoty i jęki. Zamilkłe. W których milczenie. Martwa cisza. Ciągnące się rury. Rozgałęzienia jakieś. Wychodzą. Wchodzą. Rozchodzą się. Łączą… Od jednej ściany do drugiej. Z podłogi w sufit. Przebijają się znikąd donikąd. Martwy krwiobieg w ścianach z popękaną, odłażącą farbą. Chrzęszczący pod stopami gruz, potłuczone szkło... Na języku i w gardle gryzący szary pył zapomnienia. Uchylone drzwi. Otwarte na oścież. Zamknięte na klucz. Na klamkę. Naciskam z cichym skrzypieniem. Wchodzę. W półmroku sali kamienne popiersia okryte zakurzoną folią. Rozrzucone dłuta, młotki… W półmroku. Zapach jakichś dalekich, zeskorupiałych w mimowolnym grymasie gipsowych twarzy. W odległym echu dawnego czasu. Pożółkłe plakaty na ścianach. Uśmiechnięte twarze. Patrzące filuternie oblicza dawno umarłych…   Kto tu jest? Nie ma nikogo.   Szklane gabloty. Zardzewiałe metalowe stelaże. Na pólkach chemiczne odczynniki. Przeciekające butle z jakąś czarna mazią. Odór rozkładu i czegoś jeszcze, jakby opętanego chorobą o nieskończonym wzroście… Na ścianach potłuczone, popękane porcelanowe płytki z rozmazanymi smugami zakrzepłej krwi. Od dawna ślepe, zgasłe oczy okrągłej wielookiej lampy. Przekrzywionej w bezradnym błaganiu o litość, w jakimś spazmie agonii. W kącie, między stojakami do kroplówek, ociężały, porysowany korpus z kobaltem-60 w środku pokryła rdza. Na metalowym stole resztki nadpalonej skóry z siwą sierścią kozła. Nie przeżył. Wtedy, kiedy blade strumienie wypalały jego wnętrze do cna… Walające się na podłodze stare, zwietrzałe gazety. Czarne nagłówki. Czarno-białe zdjęcia. Pierwszy wybuch jądrowy na atolu Bikini. Pozwijane plakaty... Szukam czegoś. Szperam. Odgarniam goła stopą… Nie ma. Nie było chyba nigdy.   *   Powiedz mi coś. Milczysz jak głaz wilgotny. Jak lśniący głaz na poboczu zamglonej drogi. Zjada mnie promieniowanie. Zżera moje komórki w powolnej agresji. Wokół mojej głowy mży złociście aureola smutku w opadających powoli cząsteczkach lśniącego kurzu. Jakby to były drobniutkie, wirujące płatki śniegu. Jakby rozmyślający Chrystus, coraz bardziej jaśniejący i z rękami skrzyżowanymi na piersiach, szykował się powoli na ekstazę zbawienia w oślepiającym potoku światła...   I jeszcze...   Otwieram zlepione powieki... Długo jeszcze? Ile już tu jestem? Milczysz... A jednak twoje milczenie rozsadza moją czaszkę niczym wybuchający wewnątrz granat. Siedzę przy stole a on naprzeciw szczerzy do mnie zęby w szyderczym uśmiechu. Kto? Nikt. To moje własne widzimisię. Moje chorobliwe samounicestwienie, które znika, kiedy tylko znowu zamknę je powiekami. I znowu widzę – ciebie. Jesteś tutaj. Obok. We mnie. W przeszłości jesteś. A ponieważ i ja jestem w głębokiej przeszłości, nie ma nas tu i teraz. Zatem byliśmy. A tutaj, w teraźniejszości tkwisz głęboko rozgałęzieniami korzenia. W ziemi. W tej czarnej glebie. W tej wilgotnej, w której ojciec mój zdążył się już rozpaść w najdrobniejsze szczegóły dawno przeżytych dziejów. W atomy. W ziarna rozkwitające w ogrodzie pąkami peonii…   Przełykam ślinę, czując sadzę z komina, dym płonących świec na podniebieniu. One wokół mnie rozpalają się jeszcze i drżą. Marzyłem. I śniłem. Albo i śnię nadal. Na jawie. I jeszcze… Moje nocne misterium. Moje własne bycie mistrzem ceremonii, której nie ma, która jest tylko we mnie. Mówię coś. Poruszam milczącymi ustami. Tak jak mówił do mnie mój nieżywy już ojciec, wtedy, kiedy pamiętałem jeszcze. Przyszedł odwiedzić mnie, ale tylko na chwilę. Przyszedł sam. Tym razem bez matki. Posiedział na krześle. A bardziej, tylko przysiadł. Tak, jak się przysiada na moment przed daleką podróżą. Lecz zdążył jeszcze zapalić papierosa, oparłszy się jednym łokciem o blat stołu..I w kłębach błękitnawego dymu, zaczął swoją przemowę pełną wzruszeń. To znowu ze śmiechem, albo powagą człowieka z zasadami. A jego oczy za szkłami okularów stawały się coraz bardziej lśniące. Coś mówił. Albo i nie mówił niczego. A to, co mówił było moim przywidzeniem. Omamem słuchowym. Fantasmagorią. Tylko siedział nieruchomo. Jak posąg z kamienia. Ale wiem, że odchodząc, położył jeszcze swoją dłoń na moim ramieniu, w takim jakby muśnięciu, w ledwie wyczuwalnym tknięciu. Czy może bardziej wyobrażeniu…   Sam już nie wiem czy tu był. I czy był jeszcze…Chłód powiał od schodowej klatki. Od wielkiego przeciągu drzwi trzasnęły w oddali…   (Włodzimierz Zastawniak, 2025-11-23)      
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...