Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

BlackSoul

Użytkownicy
  • Postów

    1 240
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez BlackSoul

  1. Minęła noc. Słońce wzbiło się ponad horyzont zaczynając odliczanie. Nie mogę liczyć. Pożądania nie można wsadzić w okowy, zamknąć w klatce, zaszyć pod powierzchnią grubego płaszcza i czekać aż wzleci, wespnie się na wyżyny. Pożądanie dojrzewa od świtu do zmroku, kiedy wyostrzają się jego kontury i bieleją kły. Staje się łowcą gotowym powoli pieścić i smakować ofiarę aż nie zostanie nic prócz pyłu. Wszystko pali się w ogniu, spopiela członki, kamień spada z kamienia krusząc mury. Przestaję odliczać dni Pożądania, godziny pełne trwogi, sekundy drżenia serca, skrzypienia powiek. Nabieram wody w ustach i bełkoczę coś przez zaciśnięte zęby. Sama się podtapiam stając nago przed tłumem szczelnie zakrytych. Tłumu nieznoszącego nagich piersi, strzeliście sutków i pełnych policzków. Jestem nudystą na balu króla ubiorów. Nawołuję się do zaprzestania tych niebezpiecznych szarad z krwiożerczymi liczbami, które warczą na mnie, buzują pod skórą, sypiąc iskry. Przytrzymują mi głowę w oceanie nastając na moje życie. Słyszę jak nawołują Szaleństwo, które wierci się za ociężałą kotarą, czekając na swoje wniebowstąpienie. Jest nierdzewnym żołnierzem, który chroni i wspiera Pożądanie, tworząc z nim dziki duet gniewnych kochanków. Muszę przywołać na usta zero. Wymalować nim myśli i Pożądanie. Przypomnieć sobie nieskończone, doskonałe zero, kiedy nie nastawałam na własne myśli podkopując ich wolność. Naznaczam się purpurowym zerem pragnąc tylko jednego, cichego szeptu, który obezwładniał mi ręce i otwierał gardło wypełnione krzykiem. Mam w głowie Pożądanie, a w usta Szaleństwa wkładam świeżo zerwane zero - zapomniany owoc mojej miłości.
  2. mi się aż ciśnie na usta "założyłem na siebie zgrzebny wór przewiązałem go konopnym powrozem i wszedłem na przedmieścia gór/chmur gdzie tłum przywitał mnie z entuzjazmem graniczącym z euforyczną apatią" niepotrzebnie taki patos na końcu, i środek bym zmieniła, żeby jeszcze mocniej płynęła na razie, troszkę się potyka o niepotrzebne słowa i zdrobnienia
  3. BlackSoul

    na śniegu

    Na zaśnieżonym placu ślady stóp. Z lotu ptaka ledwo widoczne, ale twoje - znaki zapytania wypalone w śniegu. Usypane w stożki, zamarznięte w obietnice. Nieskończone listy pełne ciepłych słów, które stopią mur postawiony by chronił. Widzę. Czarne oczy - punkty zwrotne mojego życia. Wierzę. Jutro? Będzie nowy dzień, przebudzę się i wzlecę. Wysoko ponad ciemne chmury, a kiedy zapomnisz, uderzę z trzaskiem i zapełnię plac. Czerwonymi kroplami - łzami złamanego serca.
  4. Na zaśnieżonym placu ślady stóp. Z lotu ptaka ledwo widoczne, ale twoje - znaki zapytania wplecione w śnieg. Usypane w stożki zamarznięte w obietnice. Nieskończone listy pełne ciepłych słów, które stopią mur postawiony by chronił. Widzę. Czarne oczy - punkty zwrotne mojego życia. Wierzę. Jutro? Będzie nowy dnzień, przebudzę się i wzlecę. Wysoko ponad ciemne chmury, a kiedy o mnie zapomnisz, uderzę z trzaskiem łamanych kości i zapełnię plac. Czerwonymi kroplami - łzami złamanego serca.
  5. @zapach_benzyny smakuje jak moje niektóre teksty w pewnym momencie zastanawiałam się, czy sama go nie napisałam ... dziwne uczucie ...
  6. @bazyl_prost Tak jak w tytule, to wprawka ;) Literatura nie jest śmietnikiem, ale jeśli nie dostanę konkretnych uwag, to niczego nie zmienię, żeby było lepiej, a pisanie do szuflady mi w tym nie pomoże :) Co do pytania, no raczej nie chrzest ;)
  7. Zobaczyła go w momencie, kiedy przechodził przez ulicę. Długi płaszcz, lekko poszarpany na rękawach plątał się między nogami. Siwą czuprynę zasłonił kapeluszem z szerokim rondem, na którym miejscami zaschło błoto. Ręce włożył do kieszeni płaszcza i ze wzrokiem wbitym przed siebie szybko szedł chodnikiem. Po kilku minutowym marszu zatrzymał się przed sklepem z garniturami. Na zielonym szyldzie ktoś niezgrabnie napisał jakieś słowo, którego nie rozumiała. Nie przypominało żadnego z języków, o których słyszała ani tych, którymi się posługiwała. Nieznajomy zniknął w czeluściach sklepu, czemu towarzyszył dźwięk dzwonka przyczepionego nad drzwiami. Przystanęła naprzeciw sklepu i oparta się o ścianę domu handlowego. Chłodny wiatr polizał ją po policzku i wśliznął się pod wełniany szalik. Zadrżała. Kilka razy potarła zmarznięte ręce próbując się rozgrzać. Mówiło się, że zima miała dopiero przyjść, chociaż szczerze w to wątpiła. Zbliżała się połowa marca, a z ziemi powoli wychylały się krokusy zwiastując wiosnę. Mimo to, co kilka dni temperatura spadała poniżej zera i trzeba się było cieplej ubrać. Przestępowała z nogi na nogę i modliła się, żeby w końcu wyszedł. Jak na komendę, drzwi sklepu otworzyły się i stanął w nich mężczyzna w kapeluszu. Machnął ręką na dowidzenia komuś w środku i poszedł dalej ulicą. Prowadziła do niewielkiego średniowiecznego kościółka, który jako jeden z nielicznych przetrwał próbę czasu i siłę ludzkiej wyobraźni. Lata wojen naruszyły niewielką konstrukcję, ale nie na tyle, żeby można było się martwić o jego przyszłość. Przy dobrych wiatrach postoi kolejne dwieście lat. Czerwona cegła odznaczała się na tle przyprószonych śniegiem chodników i ławek, które ustawiono w pobliżu wejścia do środka. Mężczyzna przyspieszył i zdjąwszy kapelusz wszedł do budynku. Kobieta rozejrzała się, ale oprócz niej na niewielkim placu przed świątynią nie było nikogo. Dostrzegła w tym swoją szansę. Wśliznęła się do przedsionka i powoli przeszła w głąb budowli. Wytężyła wzrok, a z półmroku kolejno wyłaniały się rzędy drewnianych ławek ustawione przodem do ołtarza, nad którym w uświęconej pozie konał Chrystus. Mimo, że ledwo widziała jego postać, dobrze znała ten widok. Kiedy robiła zakupy, wypożyczała film, kupowała stringi właśnie on górował nad jej głową i patrzył z na wpół przymkniętymi powiekami pod zakrwawione stopy. Wisiał w domach i centrach handlowych, w miniaturze, a czasem w skali jeden do jednego. Noszono go przy kluczach, nadrukowywano na koszulkach, malowano na ścianach. Był wszędzie niczym gwiazda filmowa reklamując pralki, samochody czy materiały budowlane. Prześlizgnęła wzrokiem, po wnętrzu kościoła i zauważyła, że nieznajomy klęczy blisko ołtarza przy lewej nawie. Ruszyła w jego stronę nie spuszczając z niego wzroku. Chciała to szybko załatwić i wrócić do domu. Wystarczająco zmarzła, żeby zasłużyć sobie na gorącą kąpiel. Zatrzymała się obok niego i skrzywiła czując gryzący smród. Starzec płakał wycierając mokrą twarz w zniszczony rękaw. W brudnych, pomarszczonych rękach ugniatał rondo kapelusza, z które na posadzkę posypały się zaschnięte kawałki błota. Wyglądał okropnie, co przyspieszyło wyrok. Z niewielkiej, czarnej torebki wyciągnęła konopny sznur, doskoczyła do starca i zacisnęła go na jego szyi. Oparła nogę o jego plecy, żeby nie mógł jej sięgnąć. Zaskoczony nie zdążył zareagować. Bezradnie drapał sznur, mając nadzieję, że uda mu się wsunąć pod niego palce. Niestety zbyt mocno zacisnął się na szarej skórze, nie dając żadnych możliwości. Starzec zaczął rzęzić i po chwili bezwładnie upadł na ziemię. Miał na ustach pianę, a oczy uciekły w tył głowy. Popatrzyła na niego z odrazą i wzięła głęboki oddech. Nachyliła się nad ciałem i szybkimi ruchami zawiązała sznur w wisielczy węzeł. Przez chwilę poczuła, że ktoś ją obserwuje. Podniosła wzrok i spojrzała na postać Jezusa. W słabym świetle milcząca postać wydawała się lekko uśmiechać.
  8. @Martyn_Freedom To dosyć niespodziewany zwrot akcji ;) Wybacz, ale nie kojarze nicku. Znam cię pod innym nickiem lub z imienia i nazwiska ? Poza tym fan, brzmi jakbym była kimś wybitnym, a tak na pewno nie jest ;) JESZCZE nie ;)
  9. @Martyn_Freedom rozumiem mówiąc szczerze liczyłam na słowo krytyki, ale to musi mi wystarczyć :)
  10. @Martyn_Freedom Hmmmmm nie wiem jak to zinterpretować :>
  11. [ Opowiadanie z gatunku - fantasy, shounen-ai, super moce. Pierwszy z trzech rozdziałów. Poprawiony po ponad półrocznym leżakowaniu i nie zaglądaniu ] Kiedy Eiji przekroczył próg swojego biura niebo oblało się porannym rumieńcem. Przyjemnie urządzone pomieszczenie na dziesiątym piętrze, z widokiem na park za każdym razem wprawiało go w dobry nastrój. Usiadł przy jasnym, sosnowym biurku i uruchomił laptop. Następną godzinę spędził przygotowując się do spotkania. Wydrukował notatki i zjechał na niższe piętro. Wszedł do przestronnej sali konferencyjnej. Jedno z siedzeń było zajęte przez mężczyznę, którego Eiji nie znał. Usiadł po przekątnej stronie dużego, owalnego stołu i zaczął przeglądać notatki. W pewnym momencie spojrzał na mężczyznę. Miał ciemne, wpadające w czerń włosy, związane na karku rzemieniem. Zielone oczy i mocny, kwadratowy podbródek z dwudniowym zarostem nadawały jego twarzy surowego wyglądu. W lewym uchu tkwił niewielki kolczyk, który wyglądał jak sześcian. W jego środku, połyskiwał zielony kamień, podobny do szmaragdu. Ku zaskoczeniu Eijiego mężczyzna był ubrany zwyczajnie, w czarny t-shirt taki sam, jak pracownicy ochrony. W porównaniu do jego jasnej koszuli i szarej marynarki prezentował się, co najmniej nie na miejscu. - Przepraszam pana, ale za chwilę odbędzie się tu spotkanie i z tego, co wiem, ochrona nie została na nie zaproszona. Co pan tu robi? - Nieznajomy spojrzałam na Eijiego tak jak nauczyciel patrzy na nierozgarniętego ucznia. - Poczekaj na kierownika sekcji zbrojeniowej, a wszystkiego się dowiesz Fushida. - Lekki uśmiech i niemal kpiący ton, zdenerwował Eijiego, ale zanim zdążył odpowiedzieć drzwi do sali otworzyły się. Do środka wszedł kierownik sekcji zbrojeniowej Soichi oraz współpracownicy Fushidy: główny naukowiec Hiroshi, a także dwaj nawigatorzy. - Kierowniku, mogę wiedzieć, kim jest ten mężczyzna? - Zapytał Eiji podniesionym głosem, zanim Soichi zdążył podejść do stołu. - Spokojnie Fushida. Zebranie ma dotyczyć właśnie tej kwestii. - Soichi usiadł i odłożył na stół plik papierów. - Moi drodzy, zebraliśmy się, żeby porozmawiać o zmianach, które będą dotyczyły projektu Paralel. Jak wiadomo, nasza firma, jako jedna z nielicznych opracowała system, dzięki któremu możemy szybciej i lepiej szkolić żołnierzy. Wyjaśnienia kieruję głównie do pana Hideo Tatenake, nowego członka twojej grupy Eiji. - Hideo spojrzał na Eijiego nieznacznie się uśmiechając. - Nie chcę się za bardzo wtrącać, ale czy to nie do mnie należał dobór współpracowników? - Odezwał się Eiji i wbił oskarżycielski wzrok w Soichiego. - W mojej sekcji pracują osoby dokładnie sprawdzone, a następnie odpowiednio przeszkolone. Ten tutaj - wskazał Tatenake podbródkiem - wygląda jak jeden z naszych ochroniarzy, którzy mają głowę jedynie do okładania ludzi pałami albo przywdziewania głupkowatego wyrazu twarzy, kiedy klienci o coś ich pytają. - Eiji nie mógł uwierzyć, że po tylu latach pracy w projekcie szefostwo potraktowało go jak jakąś głupia gęś, której można powierzyć, co najwyżej skubanie trawy. - Zanim jeszcze bardziej się uniesiesz pozwól mi dokończyć. Hideo Tatenake jest łącznikiem pomiędzy naszą firmą, a Shinko Corporation, z którą zawiązaliśmy współpracę. Obie firmy postawiły sobie za zadanie poszerzenie możliwości Paralel, a także zwiększenie umiejętności żołnierzy oraz ulepszenie leż, dzięki czemu wasza praca stanie się bardziej wydajna i bezpieczna. Dlatego proszę cię o współpracę. Złość możesz odłożyć na inną okazję. - Eiji poczuł się jak uczniak i to po raz drugi tego samego dnia. Nie mógł uwierzyć, że zarząd potraktował go jak laika mimo jego doświadczenia i wiedzy. Teraz zrozumiał, po co miał się przygotować do prezentacji projektu. - Eiji, przedstaw panu Tatenake... - Hideo. - Wszedł w słowo Soichiemu. - Proszę mi mówić po imieniu skoro mamy ze sobą pracować. - Oczywiście. Przedstaw Hideo działanie projektu. - Eiji nie miał na to najmniejszej ochoty, ale praca to praca. Wstał i podszedł do prostokątnego panelu znajdującego się pod jedną ze ścian. Wcisnął kombinacje przycisków, a nad stołem wyświetlił się trójwymiarowy ekran prezentujący nagranie ze szkolenia w Paralel. - Paralel to rzeczywistość wirtualna, w której czas mierzony jest wolniej. Przebywając dobę w Paralel, traci się godzinę w czasie rzeczywistym. Nad całym treningiem czuwają odpowiednio przeszkoleni kapitanowie oraz Zarządca - program monitorujący wszystkie funkcje życiowe żołnierzy. Po ukończeniu szkolenia, kadeci otrzymują tytuł Skoczków. Zostają w pełni przygotowani do wykonywania misji, a ich zmysły stają się czulsze niż u przeciętnego żołnierza. Wzrasta szybkość reakcji. Węch oraz słuch wyostrzają się. Stają się również silniejsi. Można powiedzieć, że jesteśmy w stanie stworzyć żołnierza idealnego. Człowiek, który chce dołączyć do grona Skoczków, musi przejść serię testów, na podstawie, których otrzyma odpowiednią kategorię: A lub 0. A oznacza niezdolność do podjęcia treningu, a 0 jak można się domyśleć, brak przeciwwskazań do rozpoczęcia szkolenia. W ciągu ostatniego roku z setek kandydatów do grupy Skoczków dołączyło ośmiu żołnierzy. - Fushida zakończył prezentację. Kierownik spojrzał na Hideo i podał mu plik papierów. Były to dokumenty Skoczków, z ich dokładnymi danymi: stanem zdrowia, osiągami, zmianami w budowie ciała oraz mózgu. Hideo zaczął przeglądać dane. - Czy ma pan może jakieś pytania? - Odezwał się Fushida nie spuszczając wzroku z ekranu. Hideo delikatnie się uśmiechną oddając dokumenty kierownikowi. - W razie pytań, na pewno cię znajdę. - Odparł z pełną nonszalancją i rzucił mu przeciągłe spojrzenie. W Eijim zagotowało się. Z trudem zachował obojętny wyraz twarzy. Wyłączył ekran i wrócił na miejsce. - Skoro tak, uważam spotkanie za zakończone. - Soichi zabrał dokumenty i wyszedł z sali. W jego ślad poszedł Eiji. Kątem oka zauwazył jak brunet rozmawia z jego ludźmi. Nie miał ochoty wdawac się w dyskusje dlatego w milczeniu wyszedł z pokoju. Resztę dnia Eiji spędził na pracy w laboratorium. Na szczęście nie spotkał Tatenaki, dzięki czemu mógł trochę ochłonąć. Późnym wieczorem wrócił do domu. Spojrzenie w lustrze nie napawało optymizmem. Podkrążone brązowe oczy i matowa cera dawały niemal filmowy efekt, jak w tanim horrorze. - No nieźle kolego, wyglądasz jak z krzyża zdjęty. Do tego ten cały Tatenake. Co on sobie u licha wyobraża?! - Warknął i nerwowo zaczął ściągać ubranie. - Mięśniak będzie mi się mieszał w pracę. I te jego "na pewno cię znajdę" - Nagi wszedł pod prysznic. Ciepły strumień przyjemnie rozlał się po wątłym, jak na mężczyznę, ciele. Nie był zbyt umięśniony w związku, z czym koledzy w szkole średniej żartowali sobie z niego, twierdząc, że żadna kobieta nie zechce takiego chuderlaka. Jemu to nie przeszkadzało. Dla niego liczyła się inteligencja, a nie ilość kilogramów wyciskanych na siłowni. Dzięki talentowi, zaangażowaniu i logicznemu myśleniu łatwo dostał się na studia, które ukończył z wyróżnieniem. Zaraz po nich załapał się na staż w firmie M&M Industry (Mishima & Matsumoto Industry ) i po kilku latach wyrzeczeń, zarwanych nocy i stresu objął stanowisko szefa projektu Paralel. Panowie Mishima i Matsumoto to wieloletni przyjaciele. Spotkali się w podstawówce i od tego czasu są niczym bracia. Chodzą plotki, że łączy ich coś więcej niż przyjaźń, ale co komu do tego? Odnieśli ogromny sukces na płaszczyźnie militarnej, więc nikogo nie powinno obchodzić, co robią po za pracą. Z zamyślenia wyrwała go zimna woda, która wywołała nieprzyjemny dreszcz. Zakręcił kurek i owinięty w granatowy ręcznik przeszedł do kuchni. Z krótko przystrzyżonych, brązowych włosów kapała woda, spływając mu po plecach. Wyciągnął z lodówki sok pomarańczowy i bez ceregieli pił prosto z kartonu. Początek lata był wyjątkowo ciepły. Ciekawe czy klimatyzacja w firmie znowu nawali jak w zeszłym roku i będzie trzeba pracować z mokrą koszulą przyklejoną do pleców? Z przedpokoju odezwał się dźwięk pagera. Bezpiecznie siedział w kieszeni spodni, które niechlujnie leżały na ziemi. Na wyświetlaczu zamigały cztery jedynki. Ktoś włamał się do systemu Paralel. Eiji zaklął, ubrał się i wybiegł z domu. Po dwóch kwadransach dotarł do firmy. Mijając ochroniarza zamachał mu przed nosem przepustką i wsiadł do windy. Ruszył na poziom -4 - Kuźnia. Było to laboratorium, w którym znajdowało się kilka pomieszczeń takich jak siłownia, sala komputerowa, a nawet sypialnia z kilkoma łóżkami. W jednym z pomieszczeń znajdowały się leża, skąd przenoszono Skoczków do systemu. Drzwi otworzyły się, a biegający po korytarzu pracownicy nie wróżyli niczego dobrego. Eiji przeszedł przez korytarz i zatrzymał się naprzeciwko dwuskrzydłowych, metalowych drzwi. Na panelu po prawej wpisał dziesięciocyfrowy kod, przyłożył prawą dłoń do skanera linii papilarnych i na koniec z kieszeni spodni, wyciągnął niewielki ośmiocentymetrowy walec o średnicy pół centymetra, z kanciastymi żłobieniami. Włożył go w otwór na panelu, energicznie przekręcając w lewo o kąt prosty. Rama wokół drzwi błysnęła, otwierając je do środka. W dużym pomieszczeniu po lewej stały wysokie szafy, pełne kolorowych przycisków i kabli. Na środku pod tylnią ścianą umieszczono dziesięć łóżek. Były metalowe, z plastikową, ruchomą osłoną, przesłaniającą nogi, głowę i ręce Część z nich zajmowało kilku mężczyzn, ubranych w krótkie białe spodnie i podkoszulki. Mieli założone okablowane, szare kaski z przeźroczystą przesłoną na oczy. Fushida szybkim krokiem podszedł do dwóch mężczyzn ubranych w szaro-granatowe stroje, które przypominały kitle lekarskie. Siedzieli przy podłużnym panelu, z prawej strony sali, nerwowo zerkając na ekrany, wypełnione kolorowymi wykresami. Zauważyli Eijiego, kiedy ten podszedł do nich z pytaniem wypisanym na twarzy. - Co się dzieje? - Zapytał i przeniósł wzrok z nawigatorów na ekran komputera. Sytuacja nie wyglądała najlepiej. - Zanim straciliśmy połączenie ze Skoczkami kapitan Noboro zgłosił naruszenie strefy Paralel. Zarządca nie umiał określić, kim są intruzi. Wydaliśmy polecenie wylogowania się z sieci, ale było na to za późno. Intruzi w jakiś sposób zablokowali system i są w trakcie pobierania danych z naszej bazy. - Co z zabezpieczeniami? - Staramy się je przywrócić, ale..... - Ale? - Nie jest to łatwe. - Fushida usiadł na krześle, które podstawił jeden z nawigatorów. Było bardzo źle. Jeżeli dane o projekcie wyciekną, będzie mógł przygotować głowę do ścięcia. Na pewno góra po nią przyjdzie bez względu na to, czy uważają go za dobrego pracownika czy nie. - Co ze Skoczkami? - Wykresy wskazują zmniejszony przepływ energii, przez co nie mamy wystarczająco mocy, żeby ich wybudzić. Po za tym, ich życiu nie zagraża niebezpieczeństwo. - Na razie. - Pomyślał Fushida. Był bardzo zdenerwowany. Czuł jak żyła na jego skroni pulsuje, a szczęki mocno się zaciskają. - Mamy z nimi kontakt? - Niestety nie. Zostali całkowicie zablokowani. - Rozumiem, że nie możemy zalogować pozostałych Skoczków, żeby coś z tym zrobili? - Niestety nie. System został zablokowany, więc nie można ani nikogo wylogować, ani zalogować. Eiji nie wiedział, co robić. Liczył, że programiści i hakerzy zniszczą program użyty przez intruzów. Nagle usłyszał jak potężne drzwi otworzyły się i do pomieszczenia wszedł Hideo Tatenake razem z młodym chłopakiem, na oko dwudziesto letnim. Jego krótkie blond włosy i brązowo-szafirowe oczy przywodziły na myśl surferów ze słonecznych plaż Florydy. Obaj mężczyźni mieli na sobie dziwne czarno-fioletowe kombinezony z wyhaftowanym na lewej piersi złotym herbem. Przedstawiał nagą kobietę z orlimi skrzydłami, która trzymała w prawej ręce odcięty łeb gryfa. Całość oplatał złoty bluszcz. Fushida czuł jak rośnie w nim złość. Podszedł do mężczyzn cedząc słowa przez usta. - Co ty tu u diabła robisz i kto dał ci przepustkę?! - Wysapał i zacisną pięści. - Nie obchodzi mnie, że mamy razem pracować. To ja powinienem wydać ci upoważnienie. Mamy tu nadzwyczajną sytuację, więc nie mam czasu cię niańczyć. Natychmiast stąd wyjdź, albo wezwę ochronę! - Tatenaka nic sobie nie zrobił z wybuchu Eijiego. Podszedł do niego i lekko się nachylił. Ich oczy znalazły się na tej samej wysokości. - Kierownik powiedział, żebyś zostawił złość na inną okazję i zapewniam cię, że to nie ona. Przepustkę otrzymałem od twojego przełożonego, więc się uspokój. Po za tym, jestem tutaj żeby pomóc. Jiro, ruszamy. - Ta jest Hideo. - Mężczyźni przeszli na środek sali blisko leż. Ich skafandry mocno kontrastowały z białymi ścianami i kolorowo połyskującą elektroniką. Na ręku młodszego mężczyzny znajdowała się prosta, srebrna bransoleta z wbudowanym w nią niewielkim sześcianem w środku, którego osadzono czerwony kamień. Eiji patrzył na nich ze zdziwieniem i niedowierzaniem. W tej samej chwili, przestrzeń wokół mężczyzn zaczęła się załamywać i delikatnie drżała. Do uszu zebranych dobiegł cichy szept i środek sali opustoszał. Obaj mężczyźni zniknęli. Fushida zamrugał ze zdziwienia. Cofnął się i niemal wpadł na siwego staruszka, który opierał się na drewnianej lasce. - A pan, kim u licha jest? - Zawarczał Eiji, wymijając starca. - Po co płacimy za ochronę, skoro każdy może tu wejść, kiedy chce! - Z wyrzutem zwrócił się do nawigatorów, którzy zbledli na jego widok. Nigdy wcześniej nie widzieli go w takim stanie. Staruszek przyjaźnie się uśmiechnął i lekko skłonił. - Nazywam się Musashi Shinko. Pan to zapewne Eiji Fushida. Miło mi poznać. Może będzie Pan tak uprzejmy i pozwoli staruszkowi usiąść? - W jednej chwili z Eijiego zeszło całe powietrze i złość. Skłonił się tak mocno aż strzeliło mu w kręgosłupie. - Proszę wybaczyć mi moje zachowanie. - W najśmielszych snach Eiji nie mógł przypuszczać, że spotka tak ważnego człowieka. Jego zachowanie było karygodne i niedopuszczalne. Gdyby Japonia nie odeszła od ceremonii harakiri, właśnie przygotowywałby się do wyprucia sobie flaków na oczach swoich podwładnych. - Rozumiem, że miał pan ciężki dzień, dlatego wybaczam reakcję. - Fushida powoli się wyprostował i wskazał staruszkowi miejsce. Czuł się okropnie, a ręce drżały mu niczym u alkoholika, który postanowił walczyć z nałogiem. - Czy mogę zaproponować panu herbatę? - Odezwał się po chwili wahania. Wydawało mu się, że z każdą następną minutą atmosfera gęstnieje coraz bardziej. - Nie, dziękuję. - Pan Shinko uśmiechną się, czego Eiji nie mógł zobaczyć. Z ogromnym skupieniem wpatrywał się w swoje ręce. - Nie chce pan wiedzieć, co tutaj robię? - Staruszek odezwał się przyjaznym tonem. Oczywiście, że interesowało to Fushidę, ale nie miał czelności zapytać. Spojrzał na staruszka, który sięgnął do kieszeni. Wyjął z niej normalnej wielkości ciemny sześcian z białym kamieniem. Wyglądał identycznie jak ten na bransolecie Jiro i kolczyk Hideo. Położył go na stole i wygodniej usiadł na obrotowym krześle. - Panie Fushida, w ramach współpracy naszych firm chciałbym wyjaśnić, co miało przed chwilą miejsce. Ale najpierw troszkę historii. Trzydzieści lat temu, przejmując firmę mojego wuja, znalazłem w jego rzeczach dziwny przedmiot. Wyglądał niepozornie, ale otaczała go dziwna aura. Kość. Niewielki sześcian, z przeźroczystym kamieniem w środku. Do znaleziska dołączony był list, w którym wuj zostawił mi pewne instrukcje. Miałem kontynuować jego badania i dowiedzieć się, czym jest tajemniczy przedmiot. W tamtej chwili było wiadomo, że sześcian zakrzywia czasoprzestrzeń i otwiera przejście międzywymiarowe. Po drugiej stronie posiadacz przedmiotu mógł zmaterializować broń oraz wyposażenie. Tą rzeczywistość nazwaliśmy Cube. Wy stworzyliście coś podobnego i nazwaliście to Paralel. Sprawa sześcianu bardzo mnie zaciekawiła, dlatego przejąłem spadek po wuju, nie wiedząc jak wielki ciężar przyjdzie mi dźwigać. Po pół rocznych, intensywnych badaniach i wysyłaniu ludzi, którzy posiadają sześcian do Cuba zaobserwowaliśmy, że nie jesteśmy sami. Łamacz, tak nazywamy tych, którzy przechodzą do tamtego świata, wysłany do Cuba na zwiad z trudem powrócił do laboratorium. Został zaatakowany przez człowieka, posługującego się japońskim mieczem. Nie tylko my odkryliśmy ten świat i sposób dostania się do niego. Zaczęliśmy poszukiwać innych sześcianów i ich właścicieli. Okazało się, że pewna grupa posiada kilka z nich. Każą się nazywać Sukarabe - Skarabeusze. - Mężczyzna przerwał opowieść i uruchomił swój sześcian. Rozbłysnął jasnym światłem tworząc przed zebranymi coś w rodzaju ekranu, na którym pojawili się Hideo i Jiro. Stali na przeciwko trzech postaci, odzianych w czarne jak sadza zbroje. Fakturą przypominały pancerz skarabeusza. - Zaczęło się. Proszę o uwagę panowie. - Obraz był bardzo czysty. Eiji z uwagą wpatrywał się w ekran, śledząc pięć postaci. Jeden ze skarabeuszy wyszedł do przodu. Trzymał w ręku naginatę, której ostrze wyglądało bardzo groźnie. Pozostali dwaj czekali cierpliwie z tyłu. Jeden z nich trzymał w rękach księżycowe kamy, lśniące polerowaną stalą. Drugi z dwusiecznym mieczem, wyglądał niczym rycerz, żywcem wyrwany ze średniowiecznego pola bitwy. Hideo i Jiro stali naprzeciw intruzów. Wyglądali na skupionych, a drobinki srebrnego pyłu zaczęły wirować wokół nich, na wysokości kolan. - Kości i stal. - Ich szept poniósł się echem, rozdzierając ekran jasnym blaskiem. Eiji zamknął oczy i otworzył je dopiero po chwili, kiedy ekran wrócił do normy. Zobaczył rycerzy. Białe zbroje na tle ciemnej przestrzeni były niczym gwiazdy na nieboskłonie. Otaczała ich delikatna, mleczna poświata. Pan Musashi aktywował tryb nagrywania. Jiro zrobił krok do przodu, a w jego dłoniach pojawiły się długie, pół metrowe noże. Srebrne ostrza były lekko wygięte, a rękojeść zrobiono z jasnego drewna. Ruszył. Stal zadźwięczała w całym pomieszczeniu jakby ktoś, niespodziewanie uderzył w ogromny dzwon. Przeciwnik mocno odepchnął blondyna, który odskoczył parę metrów do tyłu. Jiro ponowił atak, napierając na Skarabeusza. Tamten powoli zaczął się cofać unikając noży, które świstały blisko jego twarzy. Siła uderzeń była tak ogromna, że z broni zaczęły sypać się iskry. Powietrze drżało. Pył wirował wokół walczących, co chwilę zmieniając kierunek. - Skarabeusze wdarli się do systemu z zamiarem zabicia waszych ludzi. - Słowa staruszka zawisły w powietrzu. - Czemu? - Tylko tyle Fushida był w stanie powiedzieć. Wszystko, co wydarzyło się w ciągu ostatniej godziny wydawało mu się dziwnym snem, z którego chciał jak najszybciej się obudzić. - Potrzebują Odłamka. Z tego, co udało nam się odkryć, jest czymś w rodzaju baterii, która zasila kamienie w kościach. Im mocniejszy Odłamek, tym więcej energii przekaże do kości, a kamień szybciej zmieni kolor. - Zmieni kolor? - Tak, z naszych obserwacji wynika ... - Musashi przerwał skupiając się na ekranie. Jiro oberwał w ramię i zaczął poważnie krwawić. Hideo zdążył włączyć się do walki. Posługiwał się mieczem podobnym do katany ze skórzaną rękojeścią i grubszą klingą, na której wygrawerowano jakiś napis. Skarabeusze atakowali razem, nie dając Łamaczom chwili na odpoczynek. - Jak idą prace hakerów? - Eiji spojrzał na nawigatorów, którzy starali się podzielić uwagę między walczącymi, a ekranami, na których wyświetlili parametry Paralel i Skoczków. - Wciąż bez zmian. - Odpowiedział jeden z nich. - Panie Fushida - odezwał się Shinko - to zupełnie zbędna troska. Chłopcy zaraz z nimi skończą. Proszę usiąść i postarać się zapamiętać z walki jak najwięcej. - Eiji posłuchał, chociaż ciężko mu było zupełnie się odprężyć i udawać, że nie dzieje się nic strasznego. To, co się działo, było dla niego zupełnie nową sytuacją, dlatego musiał dowiedzieć się o kościach i Cubie jak najwięcej. W ostateczności, odpowiedzialnym za śmierć Łamaczy będzie Pan Shinko. Walka nabrała tempa. Hideo walczył z dwoma Skarabeuszami, którzy wyglądali na coraz bardziej zmęczonych. Jiro wziął się w garść i pomimo rany radził sobie dobrze. Szala przechyliła się na stronę Łamaczy. Skarabeusze zostali zepchnięci do defensywy. Eiji zauważył, że oczy Hideo zaczęły lśnić na złoto, a usta ułożyły się w prostą kreskę. Aura wokół niego zgęstniała. Był bardzo skupiony i wydawało się, że pragnie krwi Skarabeuszy. Nagle odskoczył od przeciwników, którzy przyjęli to z ogromną ulgą. Mieli szansę na złapanie oddechu. Nie wiedzieli, że walka właśnie się skończyła. Tatenake staną w rozkroku z mieczem uniesionym nad głową. Klinga zalśniła jasną zielenią, rozlewając się po jego ciele. Pochylił się do przodu i mocno odbił od ziemi. Skarabeusze cofnęli się, co przesądziło walkę. Tatenaka z dużą prędkością wpadł na mężczyzn przecinając zbroję i tnąc ciało. Krew trysnęła i obaj padli na ziemię. Jeszcze przez chwilę drżeli w konwulsjach barwiąc ziemię na czerwono. Fushida zbladł. Poczuł jak żołądek podchodzi mu do gardła. Z prawej strony usłyszał, jak jeden z jego nawigatorów nie wytrzymał widoku krwi i tkanki, która wystawała spomiędzy pociętych kawałków zbroi. Nagle ciała zabitych zaczęły zamieniać się w złoty pył, z którego uniosły się dwie malutkie, jasne kule. Hideo podszedł i skierował zakrwawioną klingę w ich kierunku. Kule zawirowały wokół niej i zaczęły się rozwarstwiać w jaśniejące niteczki, które obkleiły miecz. Kiedy ostatnia z nitek spoczęła na klindze ciało Hideo jak i kamień tkwiący teraz w mieczu, zajaśniały zielenią, która płynnie przeszła w ciemny fiolet. W pomieszczeniu skąd obserwowano całe zajście zapadła cisza. Eiji nie umiał oderwać wzroku od ekranu. Czuł jak cały drży, serce dudniło mu w uszach, a skroń nieznacznie pulsowała. Obraz zniknął, a staruszek wstał z fotela i schował kość do kieszeni. Mężczyźni zmaterializowali się w tym samym miejscu skąd wyruszyli do Cuba. - Panie Shinko, potrzebna nam apteczka. Trzeba opatrzyć młodego, zanim nam gdzieś zemdleje. - Odezwał się Hideo tym samym niskim, mocnym głosem, którym chwilę temu uspokajał Eijiego. - Nie musisz się o mnie martwić. Pokonałem żuczka i mógłbym to samo zrobić z pozostałą dwójką. - Prychnął Jiro opierając się nonszalancko o panel, przy którym siedzieli wystraszeni nawigatorzy. - Oczywiście. - Lekki uśmiech pojawił się na ustach Hideo. - Eiji, możecie już odłączyć swoich ludzi. - Fushida wydał polecenie kapitanowi Noboro. Po chwili lampki na hełmach Skoczków zaświeciły się na zielono. Po kolei mężczyźni zaczęli się wybudzać. W tym czasie staruszek podszedł do Jiro z apteczką. Dostał ją od nawigatora, który lepiej niż kolega zniósł całą sytuację. Pan Shinko zaczął opatrywać chłopaka i odezwał się do zebranych. - Dzisiaj zaczyna się nasza współpraca. Liczę na waszą pomoc panowie. - Dziadku nie bądź taki formalny. Po za tym poradzimy sobie bez tych kicajców, ekhem, miałem na myśli Panów Skoczków. - Jiro zrobił niewinną minę. Fushida drgnął na tak oczywisty przejaw ignorancji wobec jego ludzi. - Uważaj na słowa szczeniaku. - Eiji warknął. Jak tak dalej pójdzie, będzie musiał zacząć zażywać valium, żeby nie doszło do rozlewu krwi. Hideo powoli do niego podszedł i położył mu rękę na ramieniu. - Nie zwracaj na niego uwagi. Lubi droczyć się z nowymi. Za niedługo mu przejdzie musi tylko do was przywyknąć. - Jego dłoń była duża i biło z niej przyjemne ciepło. Był zupełnie inny niż podczas walki. Wtedy biła od niego siła i niczym nie pochamowana agresja, której jak najszybciej chciał dać ujście. - Radzę mu, żeby to "niedługo", nadeszło bardzo szybko. - Strącił z ramienia rękę Łamacza i odszedł od niego w stronę swoich ludzi, którzy byli mocno zdezorientowani. - Panowie, na dzisiaj koniec. Pod prysznic i do domu. Zbiórka obowiązkowo punkt ósma. Zrobimy badania, żeby sprawdzić czy nic wam nie jest i wyjaśnimy o co w tym wszystkich chodzi. - Skoczkowie bez słowa wyszli z pomieszczenia. W ich ślad poszli Łamacze i w pomieszczeniu został tylko pan Shinko i Fushida. - Widzę, że dobrze dogadujesz się z Hideo. Cieszy mnie to. - Szczery uśmiech pojawił się na twarzy staruszka. - Tak - odparł Eiji i dodał w duchu - jak diabli.
  12. jak mnie życie nauczyło, kiedy mieszamy się w cudze, musimy zapłacić nie za swój grzech - bo odwraca sie kota ogonem :) ale będziesz miał pewnie dużo czasu, żeby pomyśleć, przegryźć, pogodzić się - jeżeli uważasz, że dobrze zrobiłeś, nie dla własnego dobra, a drugiej osoby, to nie ma co się łamać ;)
  13. dwa utwoy, dwa wiersze w dziale dla prozy ... taaaaa, a czytanie ze zrozumieniem mole zjadły
  14. Będę bardzo wdzięczna za wszelkie komentarze dotyczące tekstu. Od niedawna zaczęłam pisać opowiadania, dlatego jeszcze dużo muszę się nauczyć. Proszę, żebyście mi w tym pomogli :) Pozdrawiam ciepło BlackSoul ;)
  15. - Drogi Faracie, wydaje mi się, że na dziś wystarczy. - Powiedziała królowa i lekko się przeciągnęła. Skórzana kurtka zatrzeszczała na szwach. - Po za tym zrobiło się już dość późno, a wiem, że żadne z nas nie jadło jeszcze kolacji. - Oczywiście. - Siwiejący mężczyzna ubrany podobnie do królowe wstał i skłonił się. - Karzę przygotować posiłek. - Dziękuję. Mężczyzna wyszedł zamykając za sobą ciężkie, dwuskrzydłowe drzwi. Królowa wstała. Przeszła przez boczne drzwi, które znajdowały się blisko jej tronu. Korytarz prowadził do schodów, po których wspięła się na wyższe piętro. Weszła przez pierwsze drzwi z prawej i odetchnęła z ulgą. Jak na komnatę królowej, pomieszczenie wydawało się niemal puste i skromne. Z lewej strony, w kamiennym kominku płoną ogień. Jesienne noce potrafiły być bardzo chłodne. Zaraz za nim znajdowały się drzwi prowadzące do sypialni. Z prawej strony stał dębowy stół na osiem osób, a niemal całą ścianę zajmowały pułki z książkami oraz mapy królestwa i przyległych do niego terenów. Kobieta przeszła przez pokój i wyszła na balkon. Drzewa wokół pałacu zmieniły zieloną szatę na złociste peleryny, miejscami zabarwione czerwienią. Zbliżała się zima. Patrzyła ponad lasem, na osnute mrokiem góry. To stamtąd nadciąga niebezpieczeństwo, z którym przyjdzie jej się zmierzyć. Sięgnęła do rzemienia, którym związała włosy i kruczoczarna fala rozlała się na plecy, przesłaniając królewski herb. Kobiecą głowę, którą delikatnie, niczym ramiona kochanka, oplatały liście pluszczu, a z zamkniętych oczu, po policzku płynęła łza. Według legendy kobieta przedstawiona na herbie była królową, która zapoczątkowała rodową linię. Była bardzo piękna i mądra, o sercu czystym niczym jezioro Wesval podczas wiosennej ciszy. Królestwo i jego mieszkańcy byli dla niej najważniejsi. Pewnego dnia, musiała wybrać pomiędzy własnym życiem, a życiem poddanych. Kiedy zmarła, na jej grobie wyrósł bluszcz, stając się symbolem poświęcenia i wierności. Iwena uwielbiała tę historię, chociaż nie umiała zrozumieć bezmiaru miłości, jakim dawna królowa darzyła swoją krainę. Nie rozumiała, pomimo wychowania, które bazowało na tej historii. Wrosła w nią moralność i bezgraniczne oddanie królestwu, od którego próbowała się uwolnić kedy była młodsza. Teraz, nie może sobie na to pozwolić, mimo że bardzo by tego chciała. Poczuła, że wiatr przybrał na sile. Korony drzew szeleściły, a z pałacowego ogrodu doleciał do niej zapach róż. Były dziedzictwem po jej zmarłej matce, która kochała te kwiaty. Farat często śmiał się, że byłyby ostatnią rzeczą, którą królowa poświęciłaby podczas najazdu wroga. Iwena nie wątpiła w jego słowa. Jej matka była niepoprawną romantyczką, co przeciwstawiało się twardym i zdroworozsądkowym rządom króla. Jej rodzice kochali się, chociaż Iwena nie umiała zrozumieć, co ich do siebie przyciągało. Nagłe pukanie do drzwi wyrwało ją z zamyślenia. - Proszę mi wybaczyć Pani. Mistrz Farat poprosił, żebym przyniosła kolację. - Do pokoju weszła młoda kobieta. W rękach trzymała drewnianą tacę, na której stał duży talerz wypełniony mięsem i warzywami, dwa kupki, karafka oraz drewniane łyżki. Królowa uśmiechnęła się do niej i wróciła do pomieszczenia. Kobieta miała na sobie kanarkową, prostą suknię, z niewielkim dekoltem. Idealnie podkreślała jej figurę, przez co wydawała się delikatna i lekka niczym puch. Blond włosy spięła na tyle wysoko, by uwydatnić łabędzią szyję. W porównaniu do prostego, wojskowego ubioru królowej kobieta wyglądała olśniewająco. Można było pomyśleć, że to w jej żyłach płynie błękitna krew. - Mówiłam ci Deliano, że możesz mi mówić po imieniu bez tych wszystkich uniżonych podrygów. Etykietę zostaw na inną okazję. - Iwena usiadła przy stole, na którym piętrzyły się różne książki i mapy. Dzień spędziła na przeglądaniu starych zapisków króla dotyczących handlu. Zagarnęła je na jedną stronę, robiąc miejsce na jedzenie. - Oczywiście... Iweno. Wiesz, że ciężko jest mi się przestawić. - Odpowiedziała zakłopotana kobieta. - Idzie ci nienajgorzej. - Uśmiechnęła się królowa i pomogła dziewczynie rozstawić talerze. - Opowiedz mi jak ci się podobają lekcje łucznictwa? Słyszałam, że nieźle sobie radzisz. Spokojnie mogłabyś zastąpić niejednego rycerza z mojej armii. - Proszę sobie nie żartować wasza... - Iwena spojrzała na Deliane spod lekko przymrużonych powiek. Wyglądała niczym kot, który uśmiecha się na widok niesfornej ofiary, której ciężko jest wybrnąć z niezręcznej sytuacji - Trafiam w tarczę, co nie uważam za nadzwyczajny wyczyn. - Mistrz bardzo cię chwali, więc nie może to być zaledwie trafianie w tarczę. Dla mnie nie był tak pobłażliwy. - Jesteś królową. Twoim obowiązkiem jest obrona królestwa, dlatego wymagał od ciebie dużo więcej. Ja, jestem ledwo pasjonatem, którego trzeba pilnować, żeby nie stracił palców. - Iwena chciała coś powiedzieć, ale wszystkie myśli szczelnie otuliła dumą i powinnością, które jej wpojono. Dostała je w dziedzictwie razem z krwią i koroną. W żadnym wypadku do niej nie należały. Zostały w niej wypalone niczym znamię, którego z chęcią by się pozbyła. Deliana zauważyła wzrok królowej i zmieniła temat. - Mimo tego, co mówi mistrz, nie poradziłabym sobie w walce z tobą. Jesteś najlepszym fechmistrzem w królestwie. Ciężko ci znaleźć godnego przeciwnika. - Wzięła karafkę i nalała do kubków ciemnego wina. Iwena chwyciła za jeden i wypiła całą zawartość duszkiem. - Chociaż szkoda, że twoje umiejętności nie przekładają się na maniery. Jesz jak chłop, który postanowił najeść się na zapas. - Tylko w twoim towarzystwie droga kuzynko. W innym przypadku pilnuję najmniejszego kęsa, który przechodzi przez gardło. - Królowa wstała od stołu i stanęła blisko kominka. Potarła zmarznięte ręce, żeby się ogrzać. Deliana widząc to, zamknęła drzwi na taras i poszła do sypialni. Wróciła z pięknie wygarbowaną skórą, którą narzuciła na ramiona królowej. - Dziękuję. - Królowa przelotnie dotknęła dłoni kuzynki, która spojrzała na nią i lekko się uśmiechnęła. - Powinnaś się położyć. Jutro czeka cię sporo pracy, a wieczorem bal. - Zaszczebiotała i zakręciła się wokół własnej osi. Kanarkowa suknia zatańczyła razem z nią przywodząc na myśl pole zboża. Królowa nie podzielała jej optymizmu. Na balach trzeba się uśmiechać, rozmawiać z tymi, których się nie lubi, mało jeść i pilnować każdego gestu, żeby nie zrobić głupstwa. W końcu, ucierpiałaby na tym korona i królestwo. Mogło nawet dojść do wojny. - Dziękuję za przypomnienie mi o tym koszmarze. Właśnie straciłam apetyt. Przez ciebie pójdę spać głodna. - Iwena skrzywiła się na samą myśl, że to już jutro. - Nie będzie tak źle. - Deliana pozbierała naczynia, ukłoniła się i wyszła z pokoju. Królowa patrzyła w ogień. Był przyjemny i ogrzewał jej twarz. Poszła do sypialni i z szafy wyciągnęła drugą skórę. Położyła ją w bezpiecznej odległości od kominka, rozebrała się i ułożyła do snu. Robiła tak dosyć często, bo dawało jej to poczucie złamania zasad, wyrwania się ze złotej ramy, w której rozkazano jej żyć. Szybko zasnęła otulona zapachem skóry i płonącego drewna.
  16. @Jolanta_S. ... widzę, że panience brakuje ogłady i dystansu do własnych prac, miałam podobnie kiedy zaczynałam zamieszczać na tym portalu swoje twory. Na szczęście po pewnym czasie, zaczęłam z komentarzy czerpać naukę, nawet jeśli zrownywały z ziemią to co napisałam. Nie usuwam własnych gniotów, dlatego, że wciąż są moimi utworami. Nikt nie jest idealny i wybitny w tym co robi, od samego początku. Błędy są częścią rozwoju osobistego. Życzę więcej pokory.
  17. @Jolanta_S. Pisałam to już tak dawno temu, że nawet nie pamiętam o co chodziło. Moje bardzo marne początki, częstochowa utaplana po pas w gównie ;) Jeżeli dalej chcesz się czepiać, to polecam inne stare gnioty ;)
  18. BlackSoul

    Samba noir

    widzę kufelku, że przelałam chyba czarę goryczy - ciekawa jestem tylko kiedy i jak ? :D nie podoba się, cóż, tak i też bywa ;)
  19. BlackSoul

    Samba noir

    widzę, że kolega egzegeta jeszcze tu bywa ;) cieszą znajome nicki, chociaż ubolewam nad poziomem, jaki zaczął dominować ...
  20. @Jolanta_S. kobieto ... trochę opryskliwy ton, ale jakoś to przeżyję możesz pisać o czym chcesz i jak chcesz, ale nie możesz oczekiwać, że za każdym razem będą cię chwalić ten wiersz - wybitnie nieudany
  21. @Izabela_Iks Przeczytałam trzeci wiersz i jestem zszokowana minusowym poziomem forum O_O Co tu się dzieje !!!!!!????? Takie marne wierszydła trzymaj w szufladzie, albo czytaj na głos i zadręczaj się tym żenującym poziomem
  22. @Jolanta_S. oszukać śmierć, klepsydra czasu - jeszcze dodaj czarny księżyć i płatki róż i mamy częstochowski gotyk zdecydowanie nie - taką częstochowę to proszę zostawić dla podstawówki i gimbazy dużo więcej pracy, dużo więcej czucia, dużo więcej czytania
  23. @jolanta_redwanowska łopatologicznie, oczywisto, ani w tym poezji, ani dobrej prozy bez emocji, które miały się pojawić w czytelniku ... do kosza
  24. BlackSoul

    Samba noir

    Krok do kroku pustkę pomiędzy wypełniamy ciałem, ciepło rozchodzi się po szynach naszych palców, wypala na plecach niewidzialne blizny Zaczarowane usta przenoszą nas w obce strony gdzie szyja nie znika pod wyciętym materiałem powoli zanurza się w niepewnych objęciach kroki schodzą się do środka, w przestrzeń wypełnioną nami do syta, a małe usta roznerwione sobą wyłapują czerwone powietrze.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...