Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano
Bułatowi Okudżawie

Wiosną o poranku skrada się nieśmiało,
zza węgła, pod okno, jak świtania białość,
przebiśniegiem wschodząc rozpoczyna młodość,
promykiem lód łamie, wolność dając wodom,
skryta, platoniczna, wstydliwa, niewinna,
pierwsza w życiu miłość, płochliwa, dziecinna.

Latem jest z upału i z wiatru, i z burzy,
z niepokoju ptaków i z błyskawic wróży,
rozbuchaniem kwiatów mieni się i tęczy,
stroi się w motyle, w perlistość pajęczyn,
południem zaślepia, najbujniej wykwita,
groźny, nośny żywioł, poraża zachwytem.

Jesienią stateczna (czas uczy pokory),
rozmowa, rozwaga, rozciągłe wieczory,
spadają zasłony i płatki, i liście,
wszystko jak na dłoni, wszędzie przezroczyście,
i trzeba świadomie splatać trzecią miłość
z tysięcy kolorów – w odcieni zawiłość,
z gasnących uniesień, ze szronu i z deszczu
utkać ciepłą stałość w powszednim powietrzu.

Zima daje ciepło w bielutkiej pierzynie,
srebrne włosy chłopcu i jego dziewczynie,
ogień na kominku, wspomnień czar we dwoje,
czułości przytuleń, spokojne pokoje,
wydeptaną ścieżką spacery pod rękę
w coraz dłuższe noce, w zasypianie miękkie.
Opublikowano

A mi jakos dziwnie Leśmianem zaleciało..
Może dlatego, że lubie jego wiersze.

Ale do rzeczy:
Oxyvio, to najlepszy rymowany wiersz w Twoim wykonaniu i jednoczesnie w Twoim stylu

Opublikowano

Kochani! Jestem po prostu wzruszona! Same pochwały? To chyba niemożliwe! Naprawdę nie spodziewałam się tego! W życiu!

Zosiu, dzięki - Twoje "bardzo" wiele mi mówi.

Bartek Bartek, może być także Antonio Vivaldiemu. Ja też o nim pomyślałam, kiedy pisałam ten wiersz. Ale bardziej zainspirował mnie Bułat. Nie mniej, skoro przyszedł Ci na myśl Vivaldi, to znaczy, że wiersz jest chyba trafiony? Chyba nie każdy wiersz nasuwa skojarzenia z jakimikolwiek mistrzami, więc dziękuję serdecznie za ten miły koment.

Pamelo, nawet nie wiesz, jak się cieszę, że i Tobie się podoba! Przyznam, że tego najmniej bym się spodziewała! Bardzo dziękuję!
Fragment, który zaznaczyłaś i określiłaś jako szeleszczący, właśnie miał szeleścić, bo to powietrze: wiatr, szum, świst - no, wiesz. Powietrze jest codzienne, niewidoczne i powszednie, ale nie można bez niego żyć i robi dużo zamieszania.

Sokratexie, dziękuję za piękne streszczenie mojego utworku, ale przede wszystkim za pochwałę.
To nie tylko obserwacja. Między obserwacją i autopsją jest coś jeszcze, coś, na co chyba dotąd nie ma określenia. Właśnie to coś wywlokłam z siebie w tym wierszu.
PS. Co do akcji mastersa - nawet nie wiem, co to jest, ale sławny dr oyey radzi stawiać na nie, więc to zapewne lepiej rokujący konik niż ja.

Alleno, witaj! Ach, no jest jedna krytyka. To dobrze, przynajmniej coś mnie trzyma na ziemi! Rozumiem, że bardziej podoba Ci się streszczenie od oryginału? Nie ma problemu, masz do tego prawo. I tak się cieszę, że w ogóle u mnie zagościłaś i napisałaś komentarz. Dzięki.

Messalinie, bardzo dziękuję za dwukrotnie wyrażoną dobrą ocenę wiersza - ogromnie się ucieszyłam!
Za dużo rozmyślań? Pierwszy raz słyszę, że za dużo myślę...
Wiesz, przemyślę to.

Rafale, dzięki, to właśnie miało być milusie. I każdemu życzę, żeby tak sobie ułożył życie, właśnie tak milusio. Tak być powinno. Nie?

Dormo, dzięki najserdeczniejsze! Zestawiasz mój wiersz z Leśmianem? Oj, nie za wysoko aby??? (Poza tym na Lesmanów ostatnio się poluje w naszym miłym kraju, więc lepiej ćśśś!... - bo jeszcze mi oddasz niedźwiedzią przysługę!).
Naprawdę bardzo mnie ucieszyła Twoja opinia!

Rhiannon, dziękuję bardzo. No bo Ty, Dziecinko, zaczynasz chyba właśnie wchodzić w lato?

Jeszcze raz Wszystkim dziękuję najserdeczniej i najcieplej jak umiem. :-)

Opublikowano

Pani Joanno,

ponieważ mam na koncie "totalne zjazdy" po Pani ubiegłych wierszach, poczuwam się do obowiązku dania głosu i w sprawie tego: jest dobry.
(co nie zmienia mojego zdania z kiedyś na tematy ówczesne ;)
Mam pytanie: dlaczego strofa jesienna jest dłuższa?
I taka sugestia:

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


pzdr. b
Opublikowano

Technicznie bez zarzutu, treściowo też. Jedynym moim problemem w tym wątku wydaje się być dedykacja- oddawanie chołdów sobie a muzom ma średni sens bo bardzo mała grupka osób ma szansę się z takowymi zidentyfikować, to "Bułatowi Okudżawie" przed tekstem to dla mnie takie troszkę nieme wołanie. Myślę, że lepiej by wyszło gdybyś napisała po prostu:"zainspirowane...."
no ale to pewnie paranoiczne żądania...
pozdrawiam Jimmy

Opublikowano

Panie Bogdanie, serdeczne dzięki za pozytywną opinię! No, taki zaszczyt mnie jeszcze nie kopnął, więc naprawdę rosnę z zachwytu i zdumienia! :-)
Strofa jesienna nieco dłuższa, bo chyba najdłuższa w roku jest jesień (najbardziej się dłuży), w życiu najdłuższy ten "jesienny" wiek średni (chyba dosłownie), no i - co za tym idzie - najdłużej trwa ta trzecia miłość czy też trzeci etap w jej ewolucji (zależy, jak się komu życie ułoży).
"Promykiem lód łamie" - chciałam podkreślić ten promyk, bo chodzi o to, że ta pierwsza, nieśmiała miłość - jak pierwszy, jeszcze blady i ledwo ciepły promyk wiosny - dokonuje bardzo wiele, nawet przełamuje lody i uwalnia z nich rzeki, powodując często powodzie. Wszak Pan wie, że wiosna czasem bywa groźna - to właśnie przez te promyczki. ;-)))

Michale, dzięki wielkie. :-)
"Jazdy" bardzo dobrze robią, pewnie że tak, ale pod jednym warunkiem: że są [u]kulturalne i życzliwe[/u], a nie obraźliwe i dołujące.
Poza tym... nie przypisuj sobie zbyt wielkich zasług. ;-)
Buziaczki. ;-*

Jimmy, dziękuję za plus.
Wiesz, ja też zastanawiałam się, czy nie napisać: "zainspirowane", ale jednak to by niezupełnie oddawało faktyczny stan rzeczy. Równie dobrze można by uznać, że mnie zainspirował np. Vivaldi, jak zauważył Bartek Bartek. To nie tak. Zawsze dostrzegałam pokrewieństwo różnych naturalnych cyklów i przemian w przyrodzie - także z ludzkimi uczuciami i ich ewolucją. I zawsze mnie to jakoś intrygowało, a nawet fascynowało. Choć na pewno wiersz-piosenka Okudżawy w jakiś sposób wpłynął na mój tekst, czego nie chciałam ukrywać, a przeciwnie - wyraziłam tą dedykacją swoją wdzięczność i szacunek dla tego poety. Bardziej wpłynęły na mnie jego słowa niż muzyka Vivaldiego, dlatego dedykacja skierowana jest do Bułata. No i chyba dedykacja ładniej brzmi niż informacja: "zainspirowane wierszem..." itd. Tak mi się wydaje, ale może nie mam racji.

Stefanie, cieszę się, że fajniutkie. Takie mają być i wszystkim takich życzę, jak już pisałam Rafałowi.

Bardzo serdecznie Wszystkich pozdrawiam. :-)

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Moja droga - nie. Ja nie chwalę. Czemu?
1. Uroczy
2. Jak cukiereczek
3. W złociutkim celofanie
A o zęby trzeba teraz dbać i ograniczyć słodycze. A na Leśmiana to narazie patrz jedynie z podziwem.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • kiedy będziesz umierał  w którą wejdziesz rolę?    
    • Sąsiad pani Wiesławy został przez nią poproszony o pomoc w przesunięciu ciężkiej dębowej szafy. Sąsiad mieszkał piętro wyżej i był z zawodu nauczycielem wychowania fizycznego w miejscowym liceum. Kamienica, w której na pierwszym piętrze przesuwano szafę, była kiedyś bardzo luksusowa, ponieważ przedwojenny jej właściciel wyposażył ją na przykład w marmurowe schody, kute poręcze i piękne weneckie okna. Z tyłu, za kiedyś bardzo eleganckimi domami stojącymi wzdłuż ulicy, rozciągały się, dzisiaj całkowicie zaniedbane, ogrody dworskie należące niegdyś do pałacu na wzgórzu. Kiedy sąsiad odsunął pustą, ale i tak potwornie ciężką szafę od ściany, jego oczom ukazał się przerażający obraz. W kurzu leżała zasuszona ludzka dłoń. Dla tego młodego, ale już byłego gimnastyka na drążku, był to obraz zbyt trudny do zniesienia. Krzyknął coś niezrozumiałego i wybiegł z mieszkania sąsiadki. Co działo się w mieszkaniu, zanim po kilku godzinach przybyła policja, wie tylko pani Wiesława i ewentualnie jeszcze pan Bóg. Uczynny sąsiad pobiegł z miejsca do domu i opowiedział swojej małżonce o znalezisku, a ta pogoniła go zaraz na policję. Tam były reprezentant Polski w gimnastyce opowiedział zdumionym policjantom, co niedawno widział. Do pani Wiesławy wysłano patrol policyjny. Kiedy przybył on na miejsce, gospodyni, kobieta już bardzo wiekowa, szykowała sobie kolację. Policjanci zapytali o znaleziony za szafą przedmiot. Wtedy starsza pani otworzyła sekretarzyk i z pudełka na biżuterię wyjęła owiniętą w jedwabną chustkę dłoń. I tak rozpoczęła się jedna z najbardziej ponurych spraw, która nie znalazła swojego finału w sądzie. Do mieszkania Wiesławy weszła ekipa z prokuratorskim nakazem przeszukania. W tym czasie znalezioną dłonią zajął się policyjny patolog. W dużym pokoju mieszkania, oprócz szafy, stał jeszcze sekretarzyk, biurko, stolik i kanapa z  fotelami. Wszystkie te meble były bardzo masywne, wykonane z litego drewna dębowego, a kanapa i fotele pokryte były piękną, chociaż już zniszczoną upływem czasu, zieloną skórą. Policjanci odsunęli całkowicie szafę i znaleźli za nią jeszcze jedną dłoń oraz niewielki kawałek czegoś, czego nie potrafili zidentyfikować. W mieszkaniu nie znaleziono nic więcej z przedmiotów, które budziłyby zaciekawienie ekipy policyjnej, chociaż przeprowadzona rewizja była bardzo dokładna. Patolog opisał znalezione dłonie jako pochodzące od jednej osoby, kobiety w wieku około 35 lat, wysokiej i szczupłej. Czas śmierci określił na jakieś 20 lat wstecz, przy czym nie potrafił ustalić przyczyny śmierci. Znaleziono podczas przeszukania mieszkania niewielki kawałek czegoś brązowego – patolog uznał za górną część małżowiny usznej. Z całą pewnością ucho i dłonie pochodziły od tej jednej i tej samej osoby. Zajęto się drobiazgowym przesłuchiwaniem pani Wiesławy. W przesłuchaniach, ze względu na podeszły wiek przesłuchiwanej i zaawansowaną demencję starczą, uczestniczył lekarz i psycholog. Kobieta zeznała, że urodziła się kilka lat przed wojną w mieszkaniu, w którym do dziś mieszka. Jej ojciec był lekarzem wojskowym, a matka zajmowała się domem. Rodzice zmarli w latach 60. ubiegłego wieku. Kobieta nigdy nie wyszła za mąż, a utrzymywała się z pracy nauczycielskiej, ostatnio jako profesor politechniki. Od 17 lat jest na emeryturze. Ma brata, który jest młodszy od siostry o równe 15 lat. Mieszka w innym, bardzo nieodległym mieście, dokąd wyjechał, kiedy ożenił się z muzyczką koncertującą w miejscowej filharmonii. W mieszkaniu po rodzicach mieszkał ze swoją siostrą do roku 1991. Powiedziano kobiecie, że znalezione u niej w domu przedmioty to części ludzkiego ciała. Ta starsza kobieta wpadła w jakieś otępienie i niczego więcej policjanci już się od niej nie dowiedzieli. Przesłuchujący ją śledczy doszli do wniosku, że Wiesława W. nic o makabrycznym znalezisku nie wiedziała, a wpadła w traumę, kiedy dowiedziała się, że przecież każdego dnia niemal ocierała się o ludzkie szczątki, które, jak wywnioskowano, znajdowały się tam od czasu śmierci młodej kobiety. Świadomość, że przez lata całe wdychało się to samo powietrze, w którym miliardy bakterii rozkładały ludzkie szczątki, jest wystarczającym powodem przerażenia. Policja znała bardzo przybliżony rysopis rozczłonkowanej kobiety i prawdopodobny czas jej śmierci. Kilku funkcjonariuszy przeszukiwało listy zaginionych kobiet, koncentrując się na okresie przybliżonej daty jej śmierci. W tym czasie przywieziono na przesłuchanie brata Wiesławy W., pana Henryka. Ustalono, że przesłuchiwany jest emerytem, całe życie pracował w organach ścigania, ostatnio jako naczelnik wydziału śledczego policji. Przed przywiezieniem na przesłuchanie w mieszkaniu Henryka W. przeprowadzono rewizję, podczas której zdumieni policjanci znaleźli specjalistyczne nożyce do cięcia ludzkich szczątków. Prosto z przesłuchania były oficer śledczy trafił do aresztu. Na nożycach znaleziono zastygłe ślady krwi. Mimo usilnych badań nie udało się odnaleźć kobiety o zbliżonym do poćwiartowanej rysopisie. Laboratorium policyjne ani specjaliści zakładu medycyny sądowej nie potrafili odpowiedzieć na dręczące policjantów pytanie, w jaki sposób te znalezione dłonie oddzielono od ciała. Żona aresztowanego emeryta doznała szoku, kiedy przesłuchujący ją policjanci powiedzieli, o co jej mąż jest podejrzany. Ta oszalała ze wstrząsu, jakiego doznała kobieta, zeznała, że kilka lat temu jej mąż przybiegł do domu umazany krwią. Przesłuchiwany na okoliczność tego zdarzenia były policjant zeznał, że był świadkiem wypadku, kiedy starszy mężczyzna spadł ze schodów prowadzących do oficyny jakiegoś zakładu usługowego w sąsiednim budynku. Opatrywał go wtedy do czasu przyjazdu pogotowia i próbował zatrzymać krew, która wydostawała się z ucha na głowie ofiary. Po rewelacjach zasłyszanych od żony emeryta policja rozpoczęła bardzo drobiazgowe śledztwo, rozbierając dotychczasowe życie Henryka W. na czynniki pierwsze. Ustalono, że były oficer policji, urodzony w 1950 roku, skończył studia uniwersyteckie na kierunku humanistycznym. Po studiach wstąpił do milicji. W czasie trwania służby ukończył akademię spraw wewnętrznych. Miał w życiu to wielkie szczęście, że od początku pracy pracował cały czas w tej samej jednostce. Znaleziono ludzi, którzy go znali. Przeczytano opinie przełożonych i kolegów. Uznany był przez wszystkich za rzetelnego pracownika, wspaniałego kolegę i życzliwego ludziom przełożonego. Mieszkał do momentu ślubu razem ze starszą siostrą w mieszkaniu, jakie zostawili rodzeństwu rodzice. Nigdy nie znał bliżej żadnej kobiety. Jego żona, grająca muzykę w filharmonii, była jego pierwszą i jedyną miłością. Bardzo kochał zwierzęta. Jeszcze kiedy mieszkał z siostrą, miał w domu psa rasy owczarek niemiecki, którego w młodym wieku wycofano ze służby, ponieważ stracił węch. Zabrał go wtedy wbrew przepisom, bo te nakazywały już wyszkolone psy usypiać, jeżeli z jakiegokolwiek powodu przestają się do służby nadawać. Pies był w domu rodzeństwa około 10 lat, a zmarł na raka wątroby. Na znalezionych nożycach zidentyfikowano krew indyka, zaschniętą kilka lat temu. Były policjant zeznał, że nożyce te były złomowane w jego macierzystej jednostce i on zabrał je wtedy do domu. Jak twierdził uparcie aresztowany, było to jednak tuż przed jego odejściem na emeryturę, a więc już po przypuszczalnej śmierci nieznanej policji kobiety. W toku czynności śledczy ustalono, że zakrwawienie dłoni, z jakimi mąż muzykantki przybiegł do domu, rzeczywiście nastąpiło podczas pomocy rannemu człowiekowi. Specjaliści poddali jeszcze raz kawałki ciała denatki szczegółowym badaniom. Dla prowadzących przesłuchanie policjantów stało się szczególnie ważne, czy do cięcia ciała nie użyto znalezionych nożyc. Podejrzenia, że tak mogło być, dał przecież policji brak protokołu z likwidacji tych właśnie nożyc oraz świadomość, że przecież normalny człowiek nie zabiera sobie do domu przedmiotów służących do ćwiartowania zwłok. Opinia ekspertów medycznych zaskoczyła przesłuchujących. Stwierdzili oni, że dłonie i małżowina uszna zostały wyrwane z ciała bez użycia narzędzi i że stało się to już po śmierci ofiary. Wtedy policjanci postawili nową hipotezę śledztwa i zadali specjalistom z zakładu medycyny sądowej pytanie, czy dłonie i ucho mógł oderwać od ciała nieżyjącego człowieka pies rasy owczarek niemiecki. Z całą pewnością tak, to bardzo prawdopodobne, usłyszeli od nich. Byłego policjanta poddano jeszcze badaniu na wykrywaczu kłamstw. Wypadło ono dla podejrzanego pozytywnie. Przebywająca w szpitalu siostra zatrzymanego stwierdziła, że wiele razy pies przynosił do domu różne przedmioty, głównie jednak znalezione zabawki dziecięce, rękawiczki, porzucone buty. A więc, pomyśleli policjanci, ten pies miał dziwne hobby. I to on właśnie przyniósł do domu dłonie i ucho oderwane od zwłok, których żaden człowiek nie znalazł, a z jakiegoś znanego tylko jemu samemu powodu lubił chować takie znaleziska w mieszkaniu. Policjanta zwolniono z aresztu. Nie warto brać do domu psa, którego ktoś już kiedyś szkolił. Lepiej zrobić to samemu, bowiem późniejsze przeżycia związane z jego obecnością mogą być znacznie mniej dramatyczne i wstrząsające.            
    • idzie gdzieś  sześć jeść w piątek czas turbować jak najtaniej, żeby banie pad łych kar ciąć nieład syczy głaz wbrew praw w rozumieniu mnie maj aksamitów niań jej hitu gdy bydlaka gniew mać gra jej plew przez chlew nad zwyczajniej złudnie; niewyraźny ilu łat w nim konkubin z wind próżnić    
    • Bella, madame, bella... Va bene?    Łukasz Jasiński 
    • Nieźle, a jednak wolę to:     Łukasz Jasiński 
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...