Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Na podstawie niespisanego jeszcze w żaden sposób pomysłu na film pod tym samym tytułem.

Wszystkie sytuacje, osoby są przypadkowe i żyją tylko i wyłącznie w chorym umyśle autora.

-----------------------------------

MIASTO ZŁA

1

Noc przyszła zdecydowanie za szybko. Czarne, opancerzone BMW pędziło po opustoszałych poznańskich ulicach jak szalone. W środku silne dłonie opatrzone w białe, skórzane rękawice kurczowo ściskały kierownicę. Nikt nic nie mówił. Nawet radio milczało od dobrych dziesięciu minut, zupełnie jakby spiker uciął sobie drzemkę w reżyserce lub automatyczny odtwarzacz płyt odmówił nagle posłuszeństwa. Ludzie pochowali się gdzieś, jakby na złość, tylko nocny tramwaj dał o sobie znać wychyliwszy się zza rogu. Nic dziwnego. Tramwaje przecież nie marzną.
Na Moście Dworcowym auto gwałtownie skręciło w prawo. Zapiszczały opony , odleciał kołpak. Z punktu widzenia bezdomnego, który bojąc się o własne życie walczył ze snem , sytuacja wydawała się co najmniej dziwna. Nikt ich przecież nie gonił a mimo to pędzili jak wariaci. Olbrzymie, czerwone cyfry na dworcowym zegarze wskazywały kwadrans po trzeciej. Chwilę później kierowca przejechał skrzyżowanie na czerwonym świetle, odbił w prawo i kierował się w stronę Rynku Wildeckiego. Zbliżali się do ciemnej strony miasta. Wilda to jedna z najgorszych dzielnic Poznania. Albo wracasz do domu przed dwudziestą drugą albo nad ranem. Dębiec jest jeszcze gorszy. Przeskoczyli tam w kilkanaście sekund. Skręcili w jednokierunkową ulicę by po chwili dotrzeć do starej opustoszałej fabryki.
Kierowca zaparkował przy samej fabryce. Wyłączył silnik i zgasił światła. Czerń samochodu doskonale wtapiała się w kolor nocy. Nie było gwiazd, księżyc też się gdzieś zawieruszył. Doskonały kamuflaż.
Wewnątrz nadal panowała grobowa cisza. Może nie była to dobra pora na rozmowę a może zwyczajnie bali się otworzyć swoje parszywe gęby.
Zadzwonił telefon i dopiero wtedy wysiedli z samochodu. Było ich trzech. Dwóch wysokich, spasionych i szerokich na pół metra każdy , trzeci zdecydowanie mniejszy i szczuplejszy wyglądał na szefa. Wszyscy byli elegancko ubrani, schludni i pewni siebie. Kierowca został w samochodzie na czatach a cała trójka weszła bez problemu na teren zakładu.
Fabryka nie działała od lat. Nikt oto nie dbał , nie pilnował. Wielkie hale, magazyny, kotłownie stały tu bezużyteczne. Gdyby Lynch dowiedział się o istnieniu tego przemysłowego cuda, z pewnością nakręciłby swój kolejny film bez scenariusza.
Panowie skręcili za rogiem i weszli do budynku drzwiami , nad którymi widniała cyfra 3.
Szybkim krokiem przedarli się przez coś , co kiedyś musiało być halą produkcyjną. Dotarli do towarowej windy. Tam natknęli się na dwóch równie mało sympatycznych dżentelmenów, z tą jednak różnicą, że o ile w przypadku panów z czarnego BMV , patrząc na ich dostojne garnitury i krawaty można mówić o klasie i dobrym guście , tak tu, wszystko wskazywało na to, że ktoś pomylił się najwyraźniej i zamiast odprowadzić klientów grzecznie po meczu KKS Lech Poznań do domu, postawił ich z pełną premedytacją przy windzie, wcisnął im do ręki Uzi i powiedział : Warujcie! Dresy mieli pierwszorzędne, kupione na targu po dwadzieścia pięć złotych za komplet a tandetne, posrebrzane bransolety dodawały im uroku.
Pomacali się po tyłkach, nogawkach, wsiedli do windy i ruszyli na górę. Mierzyli się wzrokiem. Pot lał się z dresiarzy strumieniami. Pewnie gdyby nie komfort własnego terytorium już dawno sraliby w gacie obaj. Zatrzymali się na trzecim piętrze. Tam oczekiwał ich Pająk - miejscowy dealer, szef firmy kontrolerskiej, cinkciarz i zwykły kurwiarz. Nic wielkiego: kilka panienek ze wschodniego przemytu, bryka, kilku stadionowych oprychów u boku i wyłączność na to miasto. Siedział w ciemnym pomieszczeniu, przy starym, spleśniałym biurku, palił cygaro i oczekiwał gości. Drzwi otworzyły się. Z całej bandy wszedł tylko boss. Reszta została za drzwiami. Na jego widok Pająk aż podskoczył z wrażenia.
- No kopę lat! Krzyknął do małego. Mały nie odpowiedział, nie odwzajemnił nawet uścisku tej wywłoki. Pewnie nie darzył go wielkim zaufaniem i nie szanował. Najchętniej sprzątnąłby go tu i teraz, ale zawsze trzeba myśleć najpierw o interesach. Nie owijajac w bawełnę położył czarną teczkę na biurku i jednym zgrabnych ruchem uwolnił ją z zatrzasku. Pająk widząc jej zawartość oniemiał.
- Masz dwa tygodnie. Daję ci czterdzieści procent. To i tak dużo.
- Wchodzę w to.
Uścisnęli sobie dłoń.

2

Wiśniowe Mondeo zajechało na Most Teatralny od wschodu i stanęło w miejscu, gdzie żaden inny samochód nie mógłby się zatrzymać na dłużej. Było zimne , mroźne południe.
Filip wyszedł z samochodu i stanął przy barierce. Był psem od dziesięciu lat. Przystojny brunet. krótko przystrzyżony, zadbane paznokcie, droga skóra, markowe dżinsy. No po prostu, kawał gnoja w dobrym opakowaniu. Wyjął komórkę i bezskutecznie próbował się z kimś połączyć. Partner Filipa był zupełnym jego przeciwieństwem. Gruby, łysiejący glina tuż przed emeryturą. Zawsze ubierał się w źle dobrane garnitury.
Buli, bo tak na niego mówią w wydziale, zamówił hot-doga w zielonej budce i czekał cierpliwie w kolejce. Kiedy już nadeszła jego kolej chwycił długą bułkę i podszedł do Filipa, który dawno zrezygnował z dzwonienia. Spora porcja surówki spadła Buliemu na marynarkę. Serwetką zaczął wycierać plamę powodując jeszcze gorszy efekt. Po chwili zrezygnowany dał sobie spokój.
- Nie jesz? - zapytał Filipa
- Ten śmietnik nazywasz jedzeniem?
- Co ty Filip. Mają tu najlepsze żarcie w mieście.
- ...
- Dawniej ... - przerwał na chwilę bo drobno posiekana marchewka weszła mu między górne jedynki ale i z tym problemem uporał się z tym dosyć szybko - .. przychodziłem tu z żoną.
- Zabierałeś żonę w takie miejsce.?
- A co w tym złego?
- Ja zabrałbym swoją żonę na kolację do restauracji.
- Odpierdol się może co? Lubimy tu jeść i chuj ci do tego. Z resztą, wtedy nie była jeszcze moją żoną. Byliśmy młodzi. Ona studiowała a ja... - w tym momencie wywód Buliego został przerwany przez radio policyjne.
- UWAGA UWAGA! , do wszystkich jednostek. Napad z bronią w ręku w Starym Browarze. - Obaj spojrzeli na siebie niebędąc pewnym tego co usłyszeli. - Powtarzam, facet z bronią terroryzuje ludzi w butiku z damską bielizną. Wzywam wszystkie jednostki, to nie są ćwiczenia.
Natychmiast wsiedli do samochodu. Buli wyrzucił hot doga przez okno, odpalił silnik i ruszyli z piskiem opon.
Napad na centrum handlowe nie zdarza się codziennie.

---

Młoda ekspedientka pakowała w pośpiechu pieniądze do papierowej torby, podczas gdy zarośnięty młokos w wojskowej kurtce mierzył do niej z dwururki. Kilka kobiet, które przypadkiem o tej porze znalazły się w sklepie z gaciami i cyckonoszami leżały na podłodze twarzą w dół. Swoją drogą to musi być niezła trauma. Wchodzisz do sklepu kupić coś nowego na dupę, a tu facet każe ci się kłaść na ziemię i siedzieć cicho. Na dodatek wymachuje gnatem większym od siebie.
Wszędzie roznosił się niewyobrażalny strach. Bali się wszyscy. Kobiety na ziemi, które z trudem tłumiły krzyk, ekspedientka i napastnik.
Na zewnątrz butiku. wszystko toczyło się swoim torem. Ludzie spacerowali, oglądali świecidełka na wystawie. Nikt nie przeczuwał, że w jednym ze sklepów dzieje się tragedia. Buli i Filip wpadli do Centrum jak tornado. Przepychajšc się między ludźmi wjechali na piętro ruchomymi schodami. Na piętrze rozdzieli się. Filip pobiegł w jedną stronę Buli w drugą
Chłopak powoli tracił cierpliwość.
- Pospiesz się Kurwo, bo ci łeb rozwalę! Rozhisteryzowana ekspedientka przyspieszyła ruchy. Ręce trzęsły się jak alkoholikowi. To się nazywa dopiero szok. - Szybciej kurwa mówię!
- Dobra Amigo. Kończymy zabawę.
Chłopak odwrócił się i na widok Bulego mierząego do niego z policyjnej dziewiątki szybko chwycił ekspedientkę, stanął za nią przystawił gnata do jej głowy. Dziewczyna straciła już zupełnie kontrolę nad swoją psychiką
- Rzuć to albo ją rozwalę.
- Dawaj Rambo. Strzelaj. Gówno mnie obchodzi ta cipa. Zastrzelisz ją a potem ja dobiorę się do twojej spoconej dupy co ty na to?
- Nie prowokuj mnie tłuściochu!
- Dobra! Spokój. Odkładam. Widzisz?....patrz na mnie Amigo!.patrzysz? odkładam ją.
- Na ziemię kurwa. Rzuć ją na ziemię i kopnij w moją stronę.
- W porządku.Już ją odkładam. - Zrobił to co musiał. Pistolet wylądował przy nodze napastnika. Buli wyprostował się i podniósł ręce do góry. - Puść ją teraz . Weź pieniądze i nie rób nikomu krzywdy. - Chłopak uśmiechnął się. Wymierzył w Bulego.
- Teraz wiem skąd się biorą dowcipy o policjantach.
- Skąd ?
- Z waszej głupoty.
Chłopak miał rację. Buli patrzył jak jego palec powoli zaciska się na cynglu i widział w tym pociągnięciu swoją śmierć. Popełnił błąd. Zabrakło dosłownie kilku sekund, może kilkunastu. Powinien go przetrzymać, negocjować, a teraz ? Może to i lepiej? BANG! Rozległ się wystrzał a echo zmieszało się z piskiem rozszalałych bab. Buli zamknął oczy ale śmierć nie nadeszła. Miał szczęście. Otworzył powoli oczy i zobaczył Rambo leżącego na ziemi z dziurą w głowie a z tyłu za plecami dziewczyny stał Filip z wycelowaną bronią. W powietrzu roznosił się zapach prochu. Proch , krzyk i życie ludzkie, cenne jak nigdy dotąd. W ułamku sekundy najcenniejsze.
- Już po wszystkim ! Krzyknął Buli i uśmiechnął się...



--

cd na pewno nastapi

Opublikowano

techniczne uwagi:
warto czasami postawić przecinek

Nawet radio milczało od dobrych dziesięciu minut zupełnie jakby spiker uciął sobie drzemkę w reżyserce lub automatyczny odtwarzacz płyt odmówił nagle posłuszeństwa. -
Nawet radio milczało od dobrych dziesięciu minut, zupełnie jakby spiker uciął sobie drzemkę w reżyserce lub automatyczny odtwarzacz płyt odmówił nagle posłuszeństwa.
Z punktu widzenia bezdomnego, który bojąc się o własne życie walczył ze snem sytuacja wydawała się co najmniej dziwna - Z punktu widzenia bezdomnego, który bojąc się o własne życie walczył ze snem, sytuacja wydawała się co najmniej dziwna
Nikt ich przecież nie gonił a mimo to pędzili jak wariaci - Nikt ich przecież nie gonił, a mimo to pędzili jak wariaci.
Albo wracasz do domu przed dwudziestą drugą albo nad ranem. Albo wracasz do domu przed dwudziestą drugą, albo nad ranem.
Skręcili w jednokierunkową ulicę by po chwili dotrzeć do starej opustoszałej fabryki. - Skręcili w jednokierunkową ulicę, by po chwili dotrzeć do starej opustoszałej fabryki.
Nie chcę byc upierdliwy i zaniecham dalszego czepialstwa interpunkcyjnego, bo co drugie zdanie pod tym względem kuleje.

Pewnie gdyby nie komfort własnego terytorium już dawno srali by w gacie obaj - sraliby
Najchętniej sprzątnął by go tu i teraz, ale zawsze trzeba myśleć najpierw o interesach - sprzątnąłby

Będziesz zapewne kręcił Pitbula 2;) a tak serio to za dużo filmów kryminalnych się naoglądałeś. Stasznie stereotypowa fabuła: dwa napakowane dresy i ich niski boss, jakaś stara opuszczona fabryka; napad rabunkowy (ale chyba jego wydźwięk miał być żartobliwy - bo niezbyt często się słyszy o napadach na sklepy z bielizną), zakładniczka itd itp. Wolę jednak Miasto zła w wydaniu Grabaża (Pidżama Prono - Ezoteryczny Poznań). Ale pewnie nie mam racji. Zobaczymy co będzie dalej
salve!

Opublikowano

hmm, mam mieszane uczucia...

+ naprawdę wciągnął mnie pierwszy fragment (i gdzieś tak do połowy drugiego)
+ dość płynnie się czytało

- interpunkcja, ale to nie jest jakiś poważny zarzut
- stereotypowość, ale to już chyba było mówione
- jak dla mnie za dużo przekleństw. nie jestem purystą, ale takie ich nagromadzenie trochę mnie śmieszy. zresztą poczytaj "Achaję", to zrozumiesz, o co mi chodzi, tam też mnie śmieszyły (na szczęście u ciebie nie ma wiązanek z zestawieniem słów "kurwa" i na przykład "małpa"=)
- jak dla mnie akcja dzieje się trochę za szybko

co prawda minusy przeważają plusy, ale zważywszy na ich wagę, dla mnie wszystko się równoważy. czekam na ciąg dalszy, a to już coś=)

pozdr

Opublikowano

Jeżeli kolejny fragment będzie taki jak ten, napiszę szanownemu panu, to samo, co pan kilku młodym i początkującym pisarzom - czasami zanim coś na forum się opublikuje, trzeba pomyśleć czy się nadaje.
I jeszcze jedno (dodaje - uwaga na stan aktualny) - "Gdyby Lynch dowiedział się o istnieniu tego przemysłowego cuda, z pewnością nakręciłby swój kolejny film bez scenariusza." - wolę filmy Lynch'a bez scenariusza, niż czyjekolwiek z takim konceptem scenariusza, jaki zawarłeś pan w swoim dziele.

Pozdrawiam

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Przerzuciłem twoją twórczość, i już szykowałem jakąś ripostę w swoim stylu ale się ugryzłem w język i przemilczę to...i napiszę tak, na pewno nie ty będziesz mi mówił co się nadaje a co nie a jeśli ulica kole w oczy to już nie moja wina...

A jeśli chodzi o komentarz Marcina I S.H. , faktycznie rozpędziłem się z interpunkcją, poprawię , przekleństwa? no tak mówi stary gliniarz, w mojej głowie, no i tyle, jest prostakiem, ale myślałem że to widać...stereotypy? cóż, może faktycznie , naoglądałem się kryminałów? no sporo filmów obejrzałem ale akurat za tym gatunkiem nie przepadam, ale fabuła po dwóch sekwencjach, to trochę na wyrost nie uważasz? Aha jeszcze akcja za szybka? Hitschkok mawiał , że trzeba zaczynać od trzesięnia ziemi a potem napiecię ma rosnąć.
Opublikowano

podoba się twój styl pisania, język, prowadzenie czytelnika
scena początkowa z pędzącym autem znakomita, dalej coraz słabiej a już para gliniarzy jakby żywcem wyjęta z typowego filmu sensacyjnego
od ciebie wymagam duużo więcej
czekam na kontynuację

Opublikowano

Zacznę od strony yechnicznej, nie czepiając się juz interpunkcji.
tramwaj dał o sobie znać wychyliwszy - nie wystarczy ukazł się, lub wychynął (nie wychylił)?
odleciał kołpak - kołpaki (zwłaszcza w dobrych autach) na zakrętach zwykle nie odpadają (no chyba, że zaczepił o krawężnik) a na ogół takie wózki jeżdżą na alufelgach
Z punktu widzenia bezdomnego, który bojąc się o własne życie walczył ze snem , sytuacja wydawała się co najmniej dziwna - skąd nagle wziłą się ten bezdomny?
Olbrzymie, czerwone cyfry - nie przesadzasz? może po prostu wielkie?
odbił w prawo i kierował - moim skromnym zdaniem powinno być "skierował"
Zbliżali się do ciemnej strony miasta - zabrakło światła? powinieneś to ująć jakoś inaczej
w dalszym ciągu piszesz tak, że dla kogoś nie znającego poznania i jego dzielnic jest to trochę nieczytelne - najpierw opis dzielnicy, a potem akcja przenosi się do opisywanego miejsca (ale to tylko moje zdanie)
Kierowca zaparkował przy samej fabryce - może się czepiam, ale lepiej byłobu: przy budynku fabrycznym, przy bramie wjazdowej, lub jakoś inaczej doprecyzować
Wewnątrz nadal panowała grobowa cisza - wewnątrz czego (domyślam się że chodzi o samochód, choć nasuwa się myśl, że chodzi o fabrykę)
trzeci zdecydowanie mniejszy i szczuplejszy wyglądał na szefa - dlaczego ten mniejszy wyglądał na szefa? uzasadnij to jakoś
Kierowca został w samochodzie na czatach a cała trójka weszła bez problemu na teren zakładu. - pozostała trójka, lub pozostali
Pomacali się po tyłkach, nogawkach, - pomacali się przybyli, dresiarze, czy obmacowywali się wzajemnie? wkładali przy tym macaniu ręce pod spodni i gacie? ponadto powinno być tyłkach i nogawkach
sraliby w gacie obaj - obaj sraliby w gacie
nie odwzajemnił nawet uścisku tej wywłoki. - nic nie wspomniałeś wcześniej o uścisku, więc nie miał czego odwzajemniać
ale zawsze trzeba myśleć najpierw o interesach - ale zawsze najpierw trzeba myśleć o interesach (nie wygląda ładniej?)
Nie owijajac - ą
Trochę czasu mi zajęła analiza pierwszej części. Do dalszych - o ile masz takie życzenie powrócę.
Zaczyna się obiecująco, ale... móglbym tu skopiować jeden z Twoich komentarzy pod tekstami innych autorów, ale nie chcę być złośliwy.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • a woło pałac cała połowa  i krowa a worki 
    • Facet to ma w życiu przerąbane. Uchodzi za chuligana lenia itp. Przejawem tych uprzedzeń jest dowcip: „Gdzie można znaleźć idealnego mężczyznę? Takiego, który chodzi spać o 21.00, wstaje o 6.00, sam ścieli swoje łóżko? W więzieniu.” Kiedyś to słyszałem, a niedawno znalazłem to znowu w internecie. I czuję się przez taką narrację trochę dyskryminowany jako mężczyzna. I dlatego zacząłem się zastanawiać, czy nie może to dotyczyć także idealnej kobiety… . Aż w końcu sam doświadczyłem, jak to może być za sprawą … mojej żony.   Z Agnieszką jesteśmy małżeństwem od trochę ponad trzech lat. Ja mam lat 37, jestem bibliotekarzem i nauczycielem akademickim, Agnieszka ma 30 lat i jest dziennikarką. Nie żebym chciał uchodzić za takiego całkiem „grzecznego chłopczyka”, ale to jednak moja małżonka ma większe skłonności do lekkomyślności i ... do alkoholu. Nie, żeby była alkoholiczką albo pijaczką, ale jednak, jak to się mówi, „lubi sobie wypić”. O tej jej lekkomyślności mogą opowiedzieć coś ci, którzy poznali jej styl jazdy samochodem. Ja natomiast doświadczyłem tego jej podejścia do życia, kiedy gdzieś razem szliśmy, ja stawałem na czerwonym świetle, a ona, jak gdyby nigdy nic, właziła na jezdnię. Dzieci, póki co, jeszcze nie mamy. I dlatego miałem nadzieję, że uda mi się Agnieszkę przed pojawieniem się naszego pierwszego dziecka trochę wychować w kierunku nieco bardziej odpowiedzialnego zachowania. Aż zdarzyło się coś, co mnie w znacznej mierze wyręczyło w tych wysiłkach wychowawczych.   Któregoś wiosennego wieczoru Agnieszka była na imprezie urodzinowej swojej redakcyjnej koleżanki. Wszystkie dziewczyny miały wypite i dlatego oczywiście pod koniec imprezy zostały wezwane taksówki. Kiedy jedna z taksówek mocno się spóźniała, moja Agnieszka, będąc w stanie zdecydowanie nietrzeźwym, uparła się, żeby koleżankę, dla której była przeznaczona ta spóźniająca się taksówka, podwieźć do domu samochodem gospodyni przyjęcia. Ponieważ moja żona w stanie upojenia alkoholowego stawała się bardzo stanowcza, natomiast dziewczyna, u której była impreza, pod wpływem alkoholu popadała w stan daleko idącego zobojętnienia, mojej żonie udało się wyciągnąć od niej kluczyki od samochodu i tak zaczęła się feralna jazda.   W stanie nietrzeźwym Agnieszka nie była w stanie jechać prosto i tak zjechała na lewy pas i uderzyła w bok samochodu stojącego przy lewym pasie jezdni, w którym nikogo nie było. Była to bardzo mała ulica, na której nie było prawie żadnego ruchu, znalazł się tam natomiast przypadkowo patrol drogówki, który bez najmniejszego problemu podjął czynności, ponieważ Agnieszka po tej kolizji nawet nie próbowała dalej jechać. No i okazało się, że miała 0,6 promila we krwi i dlatego sprawa trafiła do sądu, który był nieubłagany. Pomimo starań obrońcy Agnieszki, żeby sąd orzekł karę w zawieszeniu, moja żona została skazana na sześć miesięcy bezwzględnego pozbawienia wolności za jazdę w stanie nietrzeźwym. Sędzia, mężczyzna na oko w wieku przedemerytalnym, argumentował, że lepiej za pierwszym razem stosunkowo surowo ukarać i w ten sposób dać wyraźny sygnał zarówno oskarżonej, jak i całemu społeczeństwu, jak bardzo niebezpieczne jest takie zachowanie i w ten sposób powstrzymać rozwój szkodliwych skłonności u podsądnej. Pan sędzia był poinformowany o mandatach, jakie Agnieszka dostała nie tak dawno temu za przekroczenie prędkości i przechodzenie na czerwonym świetle. Przekonywał w uzasadnieniu, że Agnieszka wymaga bardziej intensywnego wysiłku wychowawczego, niż byłoby to możliwe w warunkach wolnościowych. Najwyraźniej argumentacja sędziego przekonała Agnieszkę, bo zrezygnowała z odwoływania się od wyroku. Wyrok się uprawomocnił i po jakimś czasie Agnieszka dostała wezwanie do zakładu karnego.   Tego dnia, kiedy Agnieszka udawała się do więzienia, żeby odbyć karę, ja nie miałem czasu jej odprowadzać. Pożegnaliśmy się rano, jak zwykle, szybkim całusem. Potem, przez następne dwa tygodnie, kontaktowaliśmy się ze sobą przede wszystkim telefonicznie. Ale te rozmowy telefoniczne były raczej zdawkowe. Aż wreszcie po dwóch tygodniach doszedłem do wniosku, że w zasadzie nic o tym nie wiem, jak Agnieszka w tym więzieniu żyje i zacząłem myśleć o jej odwiedzeniu. Nie, żebym się o Agnieszkę bał… To nie było w stylu naszego małżeństwa, żeby się bać o siebie nawzajem. Po prostu byłem ciekaw, a nawet bardzo ciekaw, jak tam leci u żony. O więziennictwie, także tym dla kobiet, miałem bardzo blade pojęcie. Jakieś tam migawki w telewizji, jakieś newsy ze zdjęciami w internecie, kiedyś może jakiś reportaż, ale poza tym nic… A więc tym bardziej byłem ciekaw, jak tam teraz wygląda.   Tym bardziej byłem ciekaw, jak to jest w takim więzieniu dla kobiet, że Polska się bardzo mocno zmieniała. Po kolejnych przejściach politycznych w zasadzie całkowicie załamał się system pookrągłostołowy. Budowanie wpływów sił globalistycznych, jakie nam towarzyszyło od początku transformacji ustrojowej na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych XX wieku, a może i wcześniej, zostało przerwane, a jego efekty w znacznej mierze zniweczone, chociaż nie wszyscy to otwarcie przyznawali. W debacie publicznej główne siły polityczne zaczęły otwarcie negować ideę doganiania przez Polskę dobrobytu, czy to krajów zachodniej Europy, czy Ameryki Północnej, czy też jakichkolwiek innych tzw. krajów wysokorozwiniętych. Zaczęto nawet w dyskusji głównego nurtu negować ideę wzrostu gospodarczego! Coraz częściej zaczęto natomiast głośno domagać się własnej polskiej drogi w sprawach nie tylko polityki gospodarczej, ale wręcz rozwoju cywilizacyjnego. To wszystko byłoby podawane w otoczce ideowo-politycznej będącej mieszanką zarówno pierwiastków chrześcijańsko-demokratycznych i konserwatywnych, jak i radykalnie lewicowych, przy czym w tym wypadku kojarzenie radykalnej lewicy z ruchem LGBT jest błędem. Zarówno Unia Europejska, jak i Stany Zjednoczone straciły w naszej polityce zagranicznej w znacznej mierze na znaczeniu, czemu, wbrew temu, czego można by się spodziewać, nie towarzyszył wzrost znaczenia dla Polski takich mocarstw, jak Chiny i Rosja. Raczej Polska wzmacniała swoje relacje z chrześcijańskimi krajami tzw. Globalnego Południa, a na gruncie europejskim oczywiście z krajami Międzymorza. Wszystkie znaczące siły polityczne uznały za strategiczny cel daleko idącą autarkię gospodarczą Polski. Dla polityki gospodarczej oznaczało to wzmożony interwencjonizm państwowy, który w znacznej mierze wyparł międzynarodowe koncerny z polskiego rynku, w których miejsce weszły przedsiębiorstwa państwowe, oraz wzmocnienie pozycji małej i średniej przedsiębiorczości, między innymi przez zagwarantowanie w konstytucji, że daniny takie, jak składki zusowskie muszą być proporcjonalne do dochodu danego przedsiębiorstwa. Poza tym zniesiono wszystkie restrykcje odnośnie uprawy konopi, czy to naszych rodzimych, czy też indyjskich. W ogóle co rusz wychodziły na jaw różne globalistyczne układy, którymi Polska była dotychczas zniewolona i teraz nasz kraj je wypowiadał. Mógłbym jeszcze długo opowiadać o tym, jak Polska z dnia na dzień robiła się coraz bardziej autarkiczna, demokratyczna, chrześcijańska, prospołeczna i wolnościowa zarazem, jak porzucała zglobalizowany i oligarchiczny kapitalizm, ale nie o tym chcę tu opowiadać. Musiałem jednak zrobić ten wtręt, bo żadne małżeństwo i żadna miłość nie istnieje w próżni społeczno-politycznej. O więziennictwie w tej naszej nowej, polskiej, coraz bardziej odległej od mieszczańskiego społeczeństwa konsumpcyjnego rzeczywistości też była mowa. Miało ono mieć funkcję coraz bardziej moralizującą. Padały wręcz takie określenia, że zakład karny powinien być, jak klasztor. Co z tego jednak dokładnie miało wynikać, nie miałem za bardzo pojęcia. W końcu człowiek nie może zajmować się wszystkim…   A więc, wracając do sprawy odwiedzin u Agnieszki, zadzwoniłem do zakładu karnego i spytałem się, kiedy mogę odwiedzić żonę, a następnie wziąłem na ten dzień wolne w pracy. Żeby dotrzeć więzienia, gdzie Agnieszka odbywała karę, trzeba było jechać około godziny PKSem do miejscowości położonej nieopodal naszego miasta. Zaplanowałem podróż odpowiednio wczesnym autobusem, żeby mieć zapas czasu i wyszedłem z domu odpowiednio wcześnie, żeby kupić bilet na autobus w kasie. Jeżeli jakaś zmiana w kraju rzucała się szczególnie w oczy, to stosunkowo duża liczba żołnierzy na ulicach. Zarówno pojedynczych żołnierzy, jak i żołnierzy w zwartych formacjach i to w dosyć różnym wieku. Szeregowi w wieku 50+ nie byli niczym nadzwyczajnym. W ramach prosuwerennościowych reform w miejsce obowiązku obrony ojczyzny przywrócony został powszechny obowiązek obrony. Jakkolwiek nie została odwieszona zasadnicza służba wojskowa, to jednak stworzono taki system ćwiczeń wojskowych, że w zasadzie żaden w miarę zdrowy i sprawny face między 19 a 55 rokiem życia nie mógł się od tego wywinąć. No i żebym nie zapomniał: dotychczasowa kategoria D została z automatu zamieniona na kategorię A. Kto może w czasie wojny iść do wojska, ten może i w czasie pokoju – taka była oficjalnie głoszona logika. Ja też dostałem wezwanie na ćwiczenia i miałem się stawić do jednostki za dwa tygodnie. Przezornie zacząłem znowu biegać, robić pompki, wspinać się itd. Chodziły słuchy, że starszym rocznikom rezerwy mogą nawet dawać większy wycisk, niż młodemu wojsku, żeby takiemu n.p. czterdziestoośmiolatkowi na „dzień dobry” wybić z głowy jakiekolwiek myśli, że jest już stary, że to „już nie te lata”, itd. Trochę nawet rozumiałem takie myślenie. Oby tylko nie przegięli w tym kierunku…   Podczas całej tej podróży do Agnieszki musiałem się zająć myśleniem o właśnie takich i nieco innych sprawach, oglądaniem otoczenia, żeby się jakoś wyluzować, no bo jednak napięcie we mnie było. Pierwszy raz udawałem się do takiego miejsca, jak więzienie, które kojarzy się mimo wszystko raczej negatywnie, a w takim miejscu była właśnie moja żona… Po opuszczeniu autobusu i dotarciu do zakładu karnego, zostałem, po okazaniu dowodu osobistego, tam wpuszczony i zaprowadzony do pokoju, gdzie usiadłem na jednym z krzeseł i czekałem na Agnieszkę. Na ścianie wisiał jakiś regulamin, a nad nim nasz herb państwowy, orzeł biały w formie znanej z czasów PRL i Trzeciej Rzeczypospolitej, tyle, że z koroną zamkniętą z krzyżem na górze – efekt ostatnich prosuwerennościowych zmian. Nad wejściem wisiał krzyż. Po kilku minutach usłyszałem na korytarzu kroki – jedne bardziej ciche, inne bardziej klekoczące. Po chwili funkcjonariuszka wprowadziła Agnieszkę. „Macie Państwo godzinę czasu na widzenie”, powiedziała łagodnym głosem strażniczka. Ja na widok Agnieszki poderwałem się z krzesła, wymieniliśmy parę szybkich całusów, a następnie siedliśmy na krzesłach. „Jak tam, Marek, dajesz sobie radę beze mnie”, rozpoczęła Agnieszka rozmowę z radosnym uśmiechem na twarzy. „Jak zawsze wtedy, kiedy ciebie nie ma w domu” odpowiedziałem z lekką nutą obojętności, żeby z góry uciąć wszelkie sugerowanie mi jakiejś męskiej niezaradności. „Lepiej to ty powiedz, co tam u ciebie nowego. Widzę , że masz nową kreację...” powiedziałem do Agnieszki z lekkim ironicznym uśmiechem o delikatnym odcieniu złośliwości. „A co, podoba ci się” odparła Agnieszka rezolutnie, nie dając się poirytować. Ja się dalej przyglądałem tej jej „nowej kreacji”, która, sądząc po literach „ZK”, czyli „zakład karny” na piersi, była ubraniem więziennym mojej żony. Agnieszka ubrana była w zieloną drelichową kurtkę, w drelichową spódnicę tego samego koloru, a na nogach miała białe drewniaki. Mniej więcej takie, jakie dziewczyny nosiły latach 90. XX wieku, z tyłu otwarte z przodu zamknięte, tyle, że bez paska w poprzek stopy, natomiast biały wierzch każdego drewniaka po tej stronie, gdzie się wkłada stopę, miał niebieski margines. Ponadto na białym wierzchu każdego drewniaka widniały czarne litery ZK. Na głowie Agnieszka miała natomiast zawiązaną białą chustkę, spod której wystawał kawałek warkocza. „ Czy mi się podoba...” powiedziałem lekko zalotnie. „Jakoś tak staromodnie...” „No bo mamy konserwatywną rewolucję, to i ubrania więzienne są bardziej staromodne” odparła Agnieszka z lekką nutą ironii. „ Jakoś tak skromnie, wręcz siermiężnie wyglądasz...” powiedziałem. „No bo więźniarki powinny wyglądać skromnie. To właśnie przez brak skromności dziewczyny schodzą często na złą drogę. Ja jestem tego akurat przykładem” odrzekła moja żona teraz lekko zamyślona. „A możesz też chodzić we własnych ciuchach” drążyłem dalej temat. „No właśnie nie. I dlatego przypomnij mojej mamie, żeby mi tu żadnych ubrań i żadnej bielizny nie przysyłała, bo i tak tego nie mogę tu nosić. Jeszcze nie tak dawno temu te zasady nie były aż takie surowe. Ale teraz... Sam pewnie słyszałeś… Więzienie ma być jak klasztor...” Nasza rozmowa, która rozpoczęła się w radosnej atmosferze spowodowanej spotkaniem po dłuższym czasie, teraz stała się bardziej poważna. Mimo to, delikatny uśmiech nie schodził z twarzy Agnieszki. Ja byłem coraz bardziej ciekawy i dlatego drążyłem sprawę ubioru Agnieszki coraz bardziej. „A chustka na głowie to obowiązkowa?” „Tak, obowiązkowa. Musimy ją nosić właściwie wszędzie. Szczególnie na widzeniach. Co najwyżej w celach nam to odpuszczają.” Mówiąc to schowała wystający kawałek warkocza pod chustkę. „Dziewczyny lubią prezentować swoje fryzury. Dlatego za karę zabrania się im tego” powiedziała Agnieszka i zaśmiała się. Więzienny strój Agnieszki nie przestawał mnie intrygować. „A te twoje drewniaki...” zacząłem drążyć, „dawno już takich butów nie widziałem”. „No i właśnie o to chodzi, żebyśmy tu wyglądały niemodnie” usłyszałem z ust Agnieszki. „Mamy wyglądać skromnie i siermiężnie, żeby nas w ten sposób odciągać od współczesnego konsumpcjonizmu.” „A te drewniaki to twoje jedyne buty” dopytywałem dalej. „No nie całkiem. Te tutaj to nosimy wewnątrz budynku, a jak wychodzimy na zewnątrz to zakładamy takie same, tylko z czerwonymi literami ZK. I to są wszystkie buty, które nam wolno nosić.” Po chwili dodała: „Trochę ciężko tak chodzić cały dzień w tym twardym obuwiu, ale co tam… Dajemy radę...Wychowawczyni nam zawsze powtarza: Jak dawniej dziewczyny z biedoty w czymś takim chodziły, to wy też możecie”. „A tak w ogóle, to mamy tu żyć ascetycznie, jak zakonnice” dodała po chwili z fikuśnym uśmiechem. „Niedawno zresztą kodeks karny wykonawczy został uzupełniony o taki zapis. Dokładnie go teraz nie zacytuję, ale tak mniej więcej to brzmi...” wyjaśniła po chwili. To ostatnie stwierdzenie Agnieszki zrobiło nam mnie największe wrażenie. A więc ta medialna retoryka, że więzienie ma być jak klasztor, to jednak nie był pic na wodę. Mamy XXI wiek, a jednak władza wprowadza zakładach karnych jakieś porządki kojarzące się z jakąś dawno minioną epoką. Przez chwilę rozmarzyłem się… Zapatrzyłem się w Agnieszkę. Zacząłem w niej widzieć taką zakonnicę „na czas określony”, taką niesforną dziewuchę zamkniętą za karę w „klasztorze”. Popołudniowe słońce i zazielenione gałązki drzew zaglądające przez zakratowane okno tworzyły jakąś taką romantyczną atmosferę… Nie wiem, jak długo się tak wpatrywałem w Agnieszkę. W każdym razie po jakimś czasie usłyszałem jej pogodny i jednocześnie rezolutny głos: „Marek, obudź się. Nie mamy aż tak dużo czasu. Może porozmawiamy jeszcze o czymś innym. Nie tylko o więzieniu. Co tam na przykład u mojej mamy?” „U twojej mamy? Ach nic takiego...Oczywiście się bardzo przejmuje tym, że ty tutaj jesteś. Powiedziałem jej, że jadę do ciebie, więc kazała, żebym zaraz potem zadzwonił do niej.” „Przyzwyczai się” odpowiedziała Agnieszka wyluzowanym głosem. „A tak w ogóle to życie toczy się, jak zawsze. To lepiej ty opowiedz jeszcze coś o tym, jak tutaj, za kratami, życie wygląda. Nie boisz się żadnej ze współwięźniarek?” „No co ty” usłyszałem w odpowiedzi. „Wszystkie dziewczyny tutaj są w porządku. Zresztą to wygląda tak, że na początku więźniarka jest w pojedynczej celi, a potem, w czasie, kiedy cele są otwarte i możemy się swobodnie poruszać po oddziale, poznaje inne więźniarki i dziewczyny dobierają się, jaka z którą by chciała siedzieć w celi.” „Ale opowiedz mi trochę, co tam w szerokim świecie” dodała po chwili. „Bo my tutaj mamy tylko godzinę czasu dziennie, żeby skorzystać, czy to z internetu, czy z telewizji, czy z radia. A tak poza tym, to same gazety. Widzisz, to jeszcze jeden element tej ascezy.” No i zacząłem Agnieszce przekazywać różne informacje społeczno-polityczne, aż w końcu usłyszeliśmy miły, łagodny głos funkcjonariuszki: „Proszę państwa, musimy kończyć.” Wstaliśmy więc oboje z krzeseł, Agnieszka z radosnym spojrzeniem wyściskała mnie, ja ją zresztą też. Następnie żwawym krokiem ruszyła razem z funkcjonariuszką do wyjścia. Przed wyjściem spadł jej ze stopy więzienny drewniak. Agnieszka żwawym ruchem wsadziła stopę z powrotem do drewniaka, obróciła się szybko w moim kierunku i z rozpromienioną twarzą posłała mi całusa. Następnie funkcjonariuszka z Agnieszką zniknęły mi z oczu. Na korytarzu słyszałem jeszcze łagodne odgłosy kroków strażniczki oraz trzaskanie więziennych chodaków mojej żony.   Rozmarzony opuściłem pokój widzeń, a następnie teren zakładu karnego. I byłem taki rozmarzony najpierw w drodze z więzienia do autobusu, potem podczas jazdy autobusem, a potem w drodze z autobusu do domu. Wokół siebie widziałem ludzi mniej lub bardziej modnie ubranych, a tam za murami więziennymi moja żona praktykowała jakiś ideał ascezy chyba na miarę jakiejś innej epoki...Może ta epoka miała dopiero nadejść? Zafascynowało mnie, że moja żona, dotąd imprezowa dziewczyna, najwyraźniej odnalazła się w tym, jakże innym od jej dotychczasowego życia, świecie. Jako dziennikarka pragnęła doświadczać tego, co nowe, niezwykłe. Ale może był jeszcze jakiś inny powód. Na przykład jej pochodzenie szlacheckie. Myślę, że w Polsce, gdzie odsetek szlachty był stosunkowo duży, wiele osób może wywodzić się ze szlachty i o tym nie wiedzieć, ale akurat w rodzinie Agnieszki pamięć o tym była żywa. Tak sobie myślałem, że przecież szlachta to stan wojskowy, którego etos nastawiony jest na poszukiwanie przygód, a nie na drobnomieszczańską stabilizację. Agnieszka dotąd szukała przygód w imprezowym życiu, a teraz tę więzienną rzeczywistość także zaczęła traktować jako przygodę. I chyba ten jej sarmacki indywidualizm nie pozwalał jej traktować pobytu w zakładzie karnym tak, jak to nakazywały w znacznej mierze akceptowane normy społeczne: czyli jako czegoś wstydliwego, jako swego rodzaju dziury w życiorysie. Takie luźne i nie aspirujące do ścisłości myśli towarzyszyły mi podczas drogi od Agnieszki do domu. Po opuszczeniu autobusu spojrzałem na mój telefon komórkowy i zauważyłem, że teściowa próbowała się do mnie dodzwonić. Żeby nie zaczynać pod koniec dnia jakiejś długiej rozmowy, wysłałem teściowej tylko SMSa: „U Agnieszki wszystko w miarę w porządku. Porozmawiamy jutro. Marek.” Chociaż bałem się, że po takim dniu pełnym przeżyć trudno mi będzie zasnąć, to jednak dobra lektura szybko sprowadziła na mnie sen. A kiedy spałem były sny. Na przykład, jak Agnieszka zdejmuje kolorową sukienkę i szpilki i zakłada zieloną więzienną spódnicę i drewniaki...
    • @Nata_Kruk Dziękuję, pozdrawiam. 
    • @wierszyki Znajomość elfich obyczajów chyba nie jest powszechna:) Dziękuję. 
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      Jestem przygotowany. Mam cukier, sól, mąkę, czekam aż piękna sąsiadka wpadnie coś pożyczyć :) :) :) Przyznaję, że potrafisz tchnąć dobrym humorem. Dzięki za odwiedziny :)
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...