Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Wszyscy decydujący się na "wklejenie" tutaj wiersza, w roli ofiary - kładą się pod topór recenzenta, komentarora. Wszyscy komentatorzy - jednoczesnie autorzy zmieniają rolę z ofiary na kata! Niektórzy nie wytrzymują tej roli! Rezygnują...Jak wam się podoba taka przewrotność ról ? Którą rolę bardziej czujecie?

Opublikowano

hehehe
polecam poszukać materiałów na temat słynnego eksperymentu Zimbardo, który studentów uniwersytetu Stanford zamienił w więźniów i w klawiszy
eksperyment ogólnie uznany później za wysoce nieetyczny
kiedy się stawia barykadę jakąkolwiek, naturalne jest rodzenie się wrogości, nawet nienawiści
pozdr

Opublikowano

Hmm... Chyba mogę się tu wypowiedzieć, bo jestem właśnie nowa. Szczerze muszę przyznać, że nie przemawia do mnie koncepcja katharsis, którą próbuje zaprezentować nam pan Zawadowski. Może dlatego, że nie odczuwam potrzeby dokopania komuś za to, że zechce skrytykować moją "twórczość" (nie wiem, jak to inaczej nazwać, żeby nie zotało to odebrane, jako stwierdzenie pompatyczne). Mam pomysł. Może my wszyscy po prostu jesteśmy sado-maso... Ale ja się raczej tak nie czuję. Ktoś, kto odczuwa potrzebę zemsty za opinię innego człowieka, albo jest niedojrzały (a wtedy powinien poważnie zastanowić się nad tym, czy wogóle pisać), albo nie nauczył się jeszcze "życia" (wtedy chyba też się nad tym , co w poprzednim nawiasie napisane, zastanowić powinien). Podsumowując, oczekuję teraz zawalenia mojej skrzynki wiadomościami, zawierającymi wyrazy najgłębszej nienawiści, niezrozumienia mojej paskudnej i dykryminującej postawy etc. Prosimy bardzo ([email protected]), bo przecież i tak:
"Najpierw utwory tworzą swemu stwórcy sławę, potem dopiero twórca tworzy sławę swoim tworom" (jak napisał Bolesław Szczęsny Herbaczewski).

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



zasadniczo nie należy wypowiedzi pana zawadowskiego odczytywać dosłownie. dosłowność prowadzi do nieporozumieć. ponadto należy być wyczulonym na ewentualne złośliwości i sarkazmy oraz marne prowokacje ze strony tego pana.


Zasadniczo nie odczytałam jej dosłownie. Ale odpowiedzi na takie niewinne prowokacje dodają hmm... smaczku?? A złośliwości i sarkazmy, to najlepsza pikantna przyprawa. Hmm. Muszę się chyba umówić z panem Zawadowskim na obiednie pogaduszki. A tak poważnie, to dziękuję za troskę. Chyba jescze się nie załamałam i żyję i nawet nikt do mnie nie pisze ;). Pozdrawiam serdecznie :).

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
  • Ostatnio w Warsztacie

    • Pani Dyrektor ogłosiła, że na Wigilię zostaną zaproszeni najlepsi maturzyści z ostatnich dwudziestu lat. Jak się okazało było to zaledwie kilka osób. Inicjatorem okazał się tajemniczy sponsor, który opłacił catering szkolnej Wigilii i DJ"a pod tym jednym warunkiem...

      Frekwencja dopisała, catering i DJ również stawili się punktualnie.

      Na początku był opłatek, życzenia, kolędy a później, no a później, to trzeba doczytać.

       

      Na scenę wyszła pani Krysia, woźna, która za zgodą pani dyrektor miała zaśpiewać Cichą noc. Pojawiła się umalowana, elegancka w swojej szkolnej podomce i zaczęła śpiewać, ale nie dokończyła, bo ujrzała ślady błotka na parkiecie. Oj, się zdenerwowała babeczka, jakby w nią piorun strzelił. Trwała ondulacja w mig się wyprostowała i dziwnie iskrzyła, jak sztuczne ognie. Przefikołkowała ze sceny, czym wywołała konsternację zgromadzonych, bo miała około siedemdziesiątki i ruszyła w stronę winowajcy. Po drodze chwyciła kij od mopa z zamiarem użycia wobec flejtucha, który nie wytarł porządnie obuwia przed wejściem. Nieświadomy chłopak zajęty gęstym wywodem w stronę blondynki otrzymał pierwszy cios w plecy, drugi w łydki i trzeci w pupę. Odwrócił się zaskoczony i już miał zdemolować oprawcę ciosem, gdy na własne oczy zobaczył panią Krysię, woźną, złowrogo sapiącą i charczącą w jego stronę i zwyczajnie dał nogę.

       

      – Gdzieeee w tych buuutaaach pooo szkooole?! Chuuliganieee! – Ryknęła Pani Krysia i jak wściekła niedźwiedzica rzuciła się w pogoń za chuliganem.

       

      Zgromadzeni wzruszyli ramionami i wrócili do zabawy. DJ, chcąc bardziej ożywić atmosferę, puścił remiks „Last Christmas”, od którego szyby w oknach zaczęły niebezpiecznie drżeć.

       

      Wtedy to się stało.

       

      Wszystkich ogarnęło dzikie szaleństwo. No, może nie wszystkich, bo tylko tych, którzy zjedli pierniczki.

      Zaczęli miotać się po podłodze, jakby byli opętani. Chłopcy rozrywali koszule, dziewczęta łapały się za brzuszki, które błyskawicznie wzdęły się do nienaturalnych rozmiarów. Chłopięce klatki piersiowe rozrywały się z kapiszonowym wystrzałem i wyskakiwały z nich małe Gingy. Brzuszki dziewcząt urosły do jeszcze większych rozmiarów i nagle eksplodowały z hukiem, a z ich wnętrza wysypał się brokat, który przykrył wszystko grubą warstwą.

      Muzyka zacięła się na jednym dźwięku, tworząc demoniczny klimat.

       

      Za to w drzwiach pojawił się niezgrabny kontur, który był jeszcze bardziej demoniczny.

      Sala wstrzymała oddech, a Obcy przeskoczył na środek parkietu szczerząc zęby, na którym widoczny był aparat nazębny.

       

      – Czekałem tyle lat, żeby zemścić się na was wszystkich!

       

      – Al, czy to ty? – zapytał kobiecy głos.

       

      – Tak, to ja, Al, chemik z NASA. Wkrótce na Ziemi pojawią się latające spodki z Obcymi, którzy wszystkich zabiją.

       

      – Chłopie, ale o co ci chodzi?

      – zapytał dziecięcym głosem ktoś z głębi sali.

       

      – Wiele lat temu na szkolną Wigilię upiekłem pyszne pierniczki. Zostały zjedzone do ostatniego okruszka, ale nikt mi nie podziękował, nikt mnie nie przytulił, nikt nie pogłaskał po główce, nikt mnie nie pobujał na nodze. Było mi przykro. Było mi smutno. Miałem depresję!

      Nienawidzę was wszystkich!

       

      Tymczasem na salę wpadła pani Krysia, woźna, kiedy zobaczyła bałagan, dostała oczopląsu, trzęsionki, wyprostowana trwała ondulacja stała dęba i zaryczała na całą szkołę:

       

      – Co tu się odbrokatawia!

       

      – Ty, stary patrz, pani Krysi chyba styki się przepaliły. – Grupka chłopców żartowała w kącie.

       

      Pani Krysia odwróciła się w ich stronę i poczęstowała ich promieniem lasera. To samo zrobiła z chłopcami-matkami małych Gingy i dzięwczętami, które wybuchły brokatowym szaleństwem.

      – Moja szkoła, moje zasady! – krzyknęła pani Krysia, woźna.

       

      Na szczęście nie wszyscy lubią pierniczki.

       

      Maturzyści, zamiast uciekać, wyciągnęli telefony. To nie była zwykła Wigilia – to była `Tykociński masakra`. DJ, zmienił ścieżkę dźwiękową na „Gwiezdne Wojny”.

       

      Grono pedagogiczne siedziało na końcu sali, z daleka od głośników DJ'a, sceny, całego zamieszania i z tej odległości czuwali nad porządkiem. Nad porządkiem swojego stolika.

       

      Później Pani dyrektor tłumaczyła dziennikarzom, że Wigilia przebiegła bez zakłóceń, a oni robią niepotrzebny szum medialny.

       

      Nie wiadomo, co stało się z chemikiem z NASA, ale prawdą było, że pojawiły się spodki, ale nie z UFO, tylko na kiermaszu świątecznym, które każdy mógł dowolnie pomalować i ozdobić.

       

      Pani Krysia, woźna, okazała się radzieckim prototypem humanoidów - konserwatorów powierzchni płaskich.

       

      To była prawdziwa Tykocińska masakra, która zaczęła się niewinnie, bo od...

       

      Wesołych Świąt!

       

       

  • Najczęściej komentowane w ostatnich 7 dniach



×
×
  • Dodaj nową pozycję...