Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Tymon Ślazak IX


asher

Rekomendowane odpowiedzi

*

Moczyli w ciszy przez kilka minut. Było już późno, mózg żadnego z nich jasno nie precyzował myśli. W końcu Krystian machnął ręką i zajął się pieszczeniem ciała Anity. Poddawała się temu z lubością.
Seks. To wychodziło im doskonale. Doprowadził ją, zanim sam zdążył się podniecić i w poczuciu samozadowolenia rozłożył się na dnie wanny. Anita leżała mu na piersi, niczym ufne, dziecko. Ciepło, bezpieczeństwo i wygoda sprawiły, że oboje zasnęli w ciągu minuty.
Krystian obudził się pierwszy. Woda była już zimna i chłód zaczął mu doskwierać. Uniósł śpiącą Anitę i położył ją na rozłożonym na posadzce wielkim ręczniku. Przebudziła się pod wpływem natarczywej pieszczoty i znowu szczytowała, cicho jęcząc.
Łóżko w sypialni stanowiło przedmiot jego dumy. Było niesamowicie długie i szerokie - mogłoby pomieścić kilka osób. Za węzgłowiem znajdowała się rzucająca mistyczne światło lampka, u nóg stał stoliczek z telewizorem oraz magnetowidem, które pomagały im zasnąć. Ścienna szafa z przesuwanymi lustrzanymi drzwiami cieszyła jego oczy podczas gorących nocy z Anitą. Lubił sobie zerkać na odbicie ich skotłowanych w miłości ciał i zyskiwać dodatkowy impuls erotyczny.
Rozbudzona Anita usiadła na poduszkach i podkurczyła kolana pod samą brodę. Nie dziwił go ani nie deprymował jej nieustanny apetyt na seks. Podczas długich, samotnych nocy w więziennej celi postanowił, że będzie cierpliwym kochankiem, dla którego dobro partnerki jest dobrem najwyższym. Z Anitą było jednak łatwo. Młodość miała swoje prawa i potrzeby, a że sam już tyle nie potrzebował, mógł zajmować się nią bez końca.
Właśnie zbliżał się do niej z miną dzikiego zwierza, kiedy zadzwonił telefon. Z niechęcią zerknął na ekran i od razu odebrał.
- Się masz, Młody. To jak będzie? Może być. Obiadek powinien być na trzynastą. Będziecie. Dobra. To do zoba.
Nogi Anity powoli zsunęły się.
- Czy jest coś o czym nie wiem? - zapytała z ukrytą pretensją.
Krystian usiadł na łóżku i zapalił papierosa. Był przygotowany na scenę zazdrości, że nie mogą spędzić weekendu razem, najlepiej w łóżku.
- Młody z Agatą będą u nas na obiedzie - wyjaśnił flegmatycznie - Nie mówiłem ci o tym?
- Nie. Ja zawsze się dowiaduję ostatnia...
- Ojej. Nie pomyślałem - mruknął znużony - Mam tyle rzeczy na głowie...
Anita przysunęła się bliżej, po czym usiadła obok niego. W milczeniu ćmili papierosy.
- Zrobię prawdziwy obiad - odezwał się z tęsknotą Krystian - Dawno już nie gotowałem. Tyle rzeczy codziennie zaniedbuję.
- Z Agatą? - wtrąciła z innej beczki Anita – Nie znam.
- Ja widziałem ją raz - odrzekł beznamiętnym tonem - Nawet nie pamiętam, jak wygląda. Widziałem ją chyba raz.
- Co ugotujesz? - zapytała, ziewając Anita.
- Śląski żur i roladę z kluskami śląskimi. - odparł i przetarł zmęczoną twarz - Rozespałem się. Idę zrobić kawy. Chcesz?
Anita poruszyła nosem, niczym królik, co wyrażało niezadowolenie, ale zgodnie pokiwała głową. Zarzucił szlafrok na ramiona i poszedł do kuchni. Kawa o północy dla normalnych ludzi była czymś nie z tej ziemi, dla niego zaś stanowiła normalną praktykę. Nie przeszkadzało mu to spać, mógł pić kawę nawet w trakcie nocnych wędrówek do ubikacji.
Włączyli sobie telewizor i wskoczyli do łóżka. Anita zasnęła, nie wypiwszy ani łyka, on zaś wpatrywał się w ekran, na którym jacyś faceci z karabinami, strzelali do innych facetów z karabinami, po czym nastąpił wielki wybuch i heroina wpadła herosowi w ramiona. Zamknął oczy dopiero w połowie następnego filmu, w którym monstrum z hakiem mordowało kolejne ofiary. Przebudził się tylko raz, kiedy przytłoczona kamiennym snem Anita wyrżnęła go kolanem w żebra.
O siódmej rano był już na nogach. Postanowił nie budzić Anity przed jedenastą, bo nie dostrzegał żadnego powodu, by to zrobić wcześniej. To miały być jego chwile w kuchni i wszystko, czego potrzebował to cisza i spokój. Wziął orzeźwiający prysznic, zaparzył sobie mocnej kawy i zabrał się do przygotowywania składników przyszłego obiadu. Wtedy reszta tymczasowo świata przestała istnieć. Świadomość Krystiana zawęziła się wyłącznie do obszaru kuchni. Już w trakcie urabiania ciasta na kluski, doszedł do wniosku, że bardzo mu tej samotności brakowało. Na co dzień otaczało go tyle osób, że nie miał możliwości pobyć sam ze sobą. Od rana był w biurze, potem spotykał się z klientami, wieczorem przyjmował przyjaciół albo spędzał czas z Anitą. Sam bywał tylko w toalecie. Rozgrzewając elektryczne palniki, wspomniał swoje ostatnie wieczory wigilijne.
Pewnego razu postanowił spędzać ten niezwykły dzień samotnie i mimo natarczywych zaproszeń od rodziny i przyjaciół, obstawał przy swoim. Tak mu się to spodobało, że przedłużył ową praktykę do czasu, aż na nowo nie założy rodziny. Wstawał rano, sprzątał, przygotowywał 12 potraw i zjadał je, snując refleksje i pisząc. Tak powstała “Rozmowa z Aniołem” - utwór funkcjonujący poza regularnym obiegiem i otaczany nieformalnym kultem wśród przyjaciół i znajomych w całym kraju. Regularnie co roku powstawał w wigilijną noc jakiś ciekawy fragment poezji lub prozy, na co poza okresem świąt, nie miał po prostu czasu. Regularnie drukowała go „Arka”, a „Rozmowę z karpiem” wydrukowano w jakiejś antologii, której pięć egzemplarzy przysłano mu zamiast honorarium.
Czuł się w kuchni niesamowicie szczęśliwy. Najwięcej trudu zadał sobie, przygotowując roladę nadziewaną farszem z grzybów oraz formując kluski: dwie z nich zrobił w kształcie serca. Specjalnie dla pań.
Kwadrans po jedenastej obudził Anitę. Mruczała i krzywiła się, lecz tego dnia nie miał litości. Chciał, by wyglądała przy gościach świeżo i atrakcyjnie, a zostało jej półtorej godziny na odpędzenie resztek snu i włączenie się w rytm kolejnego dnia. Tego bardzo u niej nie lubił. Potrafiła spać bez końca i gdyby jej nie budził, gotowa była przespać najpiękniejsze chwile swego życia. Mieli skrajnie odmienne przyzwyczajenia w tej materii: on wstawał rano do pracy, ona mogła wylegiwać się w nieskończoność, bo wykłady miała zazwyczaj popołudniami.
W łazience spędziła tyle czasu, że zdążył przygotować żur i wypić kolejną kawę. Zrobił filiżankę również dla niej. Dopiero, poczuwszy moc kofeiny, spojrzała na niego trzeźwiejszym wzrokiem i przypomniała sobie, że potrafi się uśmiechać. Zaraz potem wygonił ją z kuchni, by dokończyć swoje kulinarne dzieło. Włączyła głośno muzykę i tańczyła z odkurzaczem tak długo, aż na podłodze nie było ani jednego marnego pyłka. Później wbiła się w fotel i zajęła czytaniem najnowszego numeru National Geografic, który wspólnie zaprenumerowali. Krystian zerkał co jakiś czas przez szparę w drzwiach i uśmiechał się z radością. Nareszcie przyszła chwila, o jakiej od dawna marzył. Nie musiał czuć się zobowiązany, by organizować każdą chwilę jej pobytu w jego domu, co wcześniej doprowadzało go do szału. Stawała się samodzielną partnerką, kobietą, która wie, czego chce i potrafi o to walczyć. Na dobry początek starał się, by zrozumiała, że czasem powinna zrobić coś także dla siebie, być sobą, a nie tylko jego kobietą.
Tuż przed trzynastą poprosił ją, by nakryła do stołu, a sam poszedł się przebrać. Mieć klasę w każdej chwili życia - to było jego podstawowe motto. Nie wyobrażał sobie sytuacji, gdy zasiądzie z gośćmi do obiadu ubrany w dres albo szlafrok. Z pełną starannością założył świeżo wyprasowaną koszulę i krawat, na którym uformował specjalne wgłębienie przy węźle.
Młody z Agatą zjawili się kilkanaście minut po umówionej porze, ale tym razem nie miało to znaczenia. Czekał ich wypoczynkowy weekend, mieli po prostu spędzić wspólnie kilka miłych chwil i wypocząć. Plan zakładał także swobodne marnowanie czasu.
Uściskał serdecznie przyjaciela, Agatę dyskretnie pocałował w policzek. Później przejęła ich Anita, pozwalając mu ulotnić się do kuchni. Gwar i chichoty dochodzące z pokoju przekonały go, że Anita świetnie daje sobie radę.
- Jakieś rewelacje? – zapytał Młody, pojawiając się nagle w kuchni.
- Żur jest rewelacyjny – odparł prowokacyjnie – Kluski też.
- A w sferze zawodowej?
- Normalnie. Lekki deficyt, ale generalnie do przodu.
- Pytałem pro forma – odgryzł się Młody – Ulubieńców fortuny nie pyta się o takie głupstwa...
Udał, że nie usłyszał. Wrzucił panierowane pieczarki do rozgrzanego
oleju. Zaskwierczały głośno, wokół rozszedł się przyjemny zapach. Krystian odwrócił się do Młodego z zamyśloną miną mistrza, który w skupieniu pracuje nad wielkim dziełem.
- Przygotuj nasze panie.
Zanim wniósł zupę, wpadł znienacka do pokoju z polaroidem i zrobił wszystkim zdjęcie. Agata zasłoniła się skrzyżowanymi palcami z nieśmiałym uśmiechem, lecz jego zdaniem, to tylko nadało wyrazu fotografii, która właśnie wyłaniała się z mgły niebytu. Było na nim dwoje ludzi swobodnych i uśmiechniętych oraz zamknięta w sobie, chroniąca swoje wnętrze dziewczyna.
- Ona nie lubi się fotografować - pośpieszył z wyjaśnieniem Młody.
- Ale mnie nie zabiła - roześmiał się Krystian i usiadł na chwilę, by wypalić papierosa - Plan jest następujący. Możemy wybrac się do Parku Rozrywki w Chorzowie, albo wyskoczyć na wycieczkę w góry albo odwiedzić kopalnię srebra w Tarnowskich Górach.
- Tak czy inaczej, będą to góry – zauważył Młody - Mnie wsio...
- Zdaję się na was - powiedziała dyplomatycznie Agata, zaś Anita porozumiewawczo wzruszyła ramionami.
- Dobra - westchnął Krystian, jak zwykle czując presję, że znowu musi komuś organizować czas - Najpierw koryto. Żur krakowsko-śląski. Dlatego, że zacier pochodzi z Małopolski, ale receptura jest śląska. Potem kopalnia i Park Rozrywki. Góry ewentualnie jutro.
Wspólnie z Anitą podali żur. Młody, jak zwykle, nieskromnie zjadł zanim reszta zdążyła zamoczyć łyżkę i poszedł sobie dołożyć. Od razu zrobiło się wesoło.
- Zawsze mu zazdroszczę tej przemiany materii - zaśmiewał się Krystian - Je jak młode prrrr, a chudy jest, jak stara szkapa. Zobaczycie. Zaraz pójdzie do kibla i będzie po sprawie. Kaczor jeden.
- Przesadzasz - bronił się Młody, choć wszyscy wiedzieli, że na marne.
- Widziałem parę twoich akcji - ciągnął rozbawiony Krystian - Weź sobie trzecią porcję. Jesteś u siebie - potem puścił oko do wciąż speszonej Agaty - Jadalne?
- Oczywiście - skwitowała i spuściła oczy. Przyglądał jej się przez resztę obiadu, próbując po zachowaniu odgadnąć, jaki ma temperament. Sprawiała wrażenie osoby skrytej i wyważonej, a przy tym mocno uduchowionej. Tego tylko zazdrościł Młodemu, bo sam bezskutecznie próbował nauczyć Anitę zauważać coś więcej, aniżeli to, co dostrzega gołym okiem. Sam potrafił zachłysnąć się konfiguracją chmur na niebie, unikalną melodią wiatru, kształtem kamienia przy drodze. Pewnych rzeczy nie można się nauczyć, bo wynikają z głębi natury człowieka, ale Anita dość szybko pojęła, co dla niego ma w życiu wartość i zaczęła udawać, że też to ceni.
Kluskowe serca wzbudziły zachwyt dziewczyn, jednak obie nie zjadły wszystkiego, jakby się umówiły.
Po obiedzie była obowiązkowa kawa. Smolista, mocna, pobudzająca. Tylko Agata wypiła rozcieńczoną. Leniwe popołudnie ciągnęłoby się w nieskończoność, gdyby Krystian nie rozruszał towarzystwa.
- Anita, pomyj gary. Idę się ogolić i ruszamy.
Zarost miał zaledwie wczorajszy, więc uwinął się w minutę. Trochę dłużej zajęło Anicie zmycie stosu naczyń, jaki po sobie zostawili. Z łazienki słyszał rozmowę Młodego z Agatą.
- Jak wypadłam?
- Nie rozumiem.
- No, przy obiedzie.
- Aaa, fatalnie. Nie wiem, jak ja im się pokażę na oczy.
Krystian cicho parsknął śmiechem
- Mówiłam ci już, że cię nienawidzę?
- A bo to raz.
- Ciągle, nieprzerwanie i dogłębnie?
- A za cóż to? Za to, że nie wspieram twoich kompleksów? Trudno. Nie zamierzam ich tolerować, bo są wymysłem, który ci szkodzi. Szkodzi każdemu.
Chwila ciszy. Pstryknięcie zapalniczki.
- Co tak patrzysz?
- Tak sobie.
- Wal śmiało. Może przeżyję.
- To wzrok czczy, hedonistyczny. Nic się za nim nie kryje poza przyjemnością obserwowania. Uwielbiam na Ciebie patrzeć.
Astra czekała przed domem - wciąż piękna i dostojna, choć przyszło jej pokonać wiele tysięcy kilometrów w bardzo krótkim czasie. Pierwszy przegląd techniczny miał mieć miejsce po trzech miesiącach, lecz Krystian zjawił się już po trzech tygodniach, zadziwiając pracowników serwisu stanem licznika.
- Pan chyba wcale nie spał - dziwili się.
- To narzędzie pracy - odparł skromnie - Poza tym lubię jeździć.
Przy odbiorze nowego auta usiadł za kierownicą i rozpłakał się. Dealer patrzył na niego, niczym na kosmitę, ale przy okazji też mocno się wzruszył. Obaj poczuli swego rodzaju oczyszczenie: Krystian, ponieważ odbierał pierwszy w życiu, nowy, za własne pieniądze kupiony samochód, na który harował od bladego świtu do późnej nocy; dealer, ponieważ w praktyce spotykał ludzi, dla których kupno samochodu nie było żadnym szczególnym wydarzeniem. Młody człowiek, wychowany w warunkach gospodarki wolnorynkowej, biegły w meandrach marketingu i technikach sprzedaży, poczuł nagle, że coś w jego pracy ma jednak nadrzędną wartość. Powiedział to Krystianowi, a ten w przypływie wzruszenia, zabrał go na obiad. To był wielki dzień dla nich obu.
Przyuczona do współpracy w ramach wspólnych wypadów Anita, założyła panel radiomagnetofonu i otworzyła szyberdach. Krystian uczynił na piersi znak krzyża i ruszyli.
- Agata - rzekł, kiedy znaleźli się na autostradzie - Pokażemy ci inny Śląsk. Anita i Młody już to przerabiali, ale nie szkodzi. Zobaczysz, że to nie tylko dymiące kominy, hałdy i stłoczone familoki. To także mnóstwo zbiorników wodnych, wielkie skupisko roślinności i miejsc, gdzie kultywuje się tradycję.
- Ale ja bym chciała zobaczyć familoki - uśmiechnęła się Agata.
- Załatwione. Jeszcze ci zbrzydną.
Jechał szybko, jak zwykle. Pogoda była doskonała, widoczność sięgała horyzontu, nawierzchnia nadawała się do urządzenia rajdu. Świat uciekał spod kół, obrazy przesuwały się z niesamowitą prędkością. Krystian patrzył przed siebie w skupieniu.
- Jestem wam bardzo wdzięczny, że mnie odwiedziliście - powiedział uroczystym głosem - Już dawno nie miałem takiej leniwej soboty.
- Zawsze ci powtarzam, że już zrobiłeś swoje – wtrącił Młody dydaktycznym tonem - Niech teraz pracują na ciebie inni. Zbudowałeś infrastrukturę, wykształciłeś kadrę, podbiłeś serca klientów. Najwyższy czas odpocząć.
- Może - Krystian wzruszył w zamyśleniu ramionami - Tylko co ja będę robił? Będzie mi brakowało pracy w terenie. Kontaktu z ludźmi. Na początku sam zdobywałem zlecenia, sam je realizowałem. Strasznie to lubię.
- To zawsze możesz.
Drgnął. Policzki mu zadygotały, tlący się za oknem papieros wypadł mu z dłoni.
- Boże, ja naprawdę wiele mogę...
Po raz pierwszy od bardzo dawna usłyszał własne słowa i co ważniejsze – zruzumiał je. Zamilkł zadziwiony ich brzmieniem i znaczeniem, które zazwyczaj wymykały się gdzieś, gdy koncentrował się na problemach innych ludzi.


*


- Bomba! – wykrzyknął Młody, kiedy wyjechali z zalanej sztolni.
- Fajnie ta przewodniczka godała, nie? - uśmiechnął się Krystian - Babka ma niezwykły dar mieszania gwary z czystą polszczyzną. Szwarno dzioucha. Ino szkoda, że tako stara. To teraz na obiadek i do Chorzowa - zakomenderował, obfotografowując ich na parkingu.
- Oj, obiadek - stęknęła Agata - Zmagazynuję na cały tydzień.
- Ona je przez cały tydzień tyle, co ja na śniadanie - rzekł rozbawiony Młody i przyjął za to solidnego kuksańca - No, z połową podwieczorku...
Zjedli skromny obiad w restauracji. Skromny, bo pomimo przebogatego menu nikt nie odczuwał głodu. Wybrzydzali, niczym rozkapryszone dzieci, aż wreszcie zamówili po porcji placków ziemniaczanych z gulaszem. Anita i Agata ledwie zamoczyły w nich widelec.
- Ach, dobrobyt - westchnął Krystian, wspominając jadłospis w komunistycznych więzieniach - Nienawidzę, gdy marnuje się jedzenie.
Po tych słowach zawstydzone dziewczyny opuściły głowy. Nie chciał ich atakować. W ogóle nie myślał o chwili obecnej. Przypomniał sobie opowiadanie, które napisał podczas jednej ze śmiertelnie długich nocy za kratami. Było o tym, jak któregoś dnia został wyznaczony do sprzątania spacerniaka i w trakcie pracy zastał pod oknami mnóstwo wyrzuconego chleba. Zebrał tego dwie pełne torby, a i tak zostało jeszcze kilkanaście kawałków. Niosąc je, przywołał obrazy z dzieciństwa. Był wówczas w szóstej klasie. Uciekał z kumplami z lekcji, by przy nasypie kolejowym celować z procy w pracujących przy torach więźniów. Mieli ubaw po pachy, bo wiedzieli, że ofiary są bezbronne, gdyż uzbrojeni strażnicy nie pozwolą im się oddalić. Pewnego razu jednak Krystian tak się ośmielił, że został złapany przez jednego z nich. Zamknął oczy, oczekując na ciężkie ciosy, ale nic się nie działo. Kiedy odważył się spojrzeć, spostrzegł, że wzrok więźnia nie jest skierowany na niego, tylko na kanapkę z salcesonem, która wypadła mu z kieszeni. Nieśmiało podał mu jedzenie i odszedł. Z daleka zobaczył, że skazaniec nie je, lecz z lubością wciąga w nozdrza zapach kanapki, delektując się nim, jak jakimś specjałem. Wtedy zrozumiał. Kiedy po latach zbierał porzucony chleb, łzy ciekły mu po twarzy. Wiedział już, co czuł tamten człowiek.
- Co się stało? - spytała zaniepokojona Anita.
- Nic. Coś sobie przypomniałem - machnął ręką i zasłonił uczucia uśmiechem - Gotowi? To idziemy.
Nikt więcej o nic nie zapytał. Krystian zasiadł za kierownicą i powiózł ich do Chorzowa. Byłby pewnie w tym osobliwym stanie pół melancholii, pół nostalgii jeszcze długo, gdyby w pewnym momencie nie zdarzył się pewien wypadek. Jakiś pojazd bez uprzedzenia wyskoczył mu przed maskę, zmuszając go do błyskawicznego manewru.
- Nexiarz, w dupę kopany! - zapieklił się - I to na bielskich blachach!
Kierowca Daewoo z bielską rejestracją stanowił dla niego uosobienie wszelkiego zła na drodze. Sam właściwie nie wiedział dlaczego. Chyba utworzył taki stereotyp drogowego nieudacznika pod wpływem kilku przypadków, gdy ktoś z bielska dał mu się we znaki.
Na parkingu przed Parkiem Rozrywki zastali zaskakująco mało pojazdów. Potem człowiek przy bramie machnął ręką, że mogą wejść bez opłaty.
- Hej, coś tu nie gra - mruknął Krystian, ruszając przodem.
Widok, jaki zastali w środku, rozwiał resztę wątpliwości. Większość monstrualnych machin sparaliżował przygnębiający bezruch, inne pracowały same, co sprawiało jeszcze gorsze wrażenie. Z budek z pamiątkami i jedzeniem fast food wyglądały smutne ludzkie głowy, pracownicy strzelnic ponuro opierali się o blaty swoich bud pełnych kiczowatych zabawek.
- Tego się nie spodziewałem! - wykrzyknął zdumiony Krystian.
Ruszyli wokół stawu, rozglądając się z niedowierzaniem. Kilku wędkarzy rozstawiło sprzęt i drzemało nad brzegiem, ale ryby jakoś nie brały.
- Przecież nie pada - głowił się Krystian - Te parę chmurek...
- Może to już przeżytek - zawtórowała mi Anita.
Agata jednak przebiła komentarzem wszystkich.
- Fantastyczny materiał! - wykrzyknęła nagle i zaczęła wodzić spojrzeniem po martwych przestrzeniach - Czemu nie wzięłam aparatu?!
Oczy jaśniały jej niezwykłym blaskiem, na twarzy pojawił się wyraz nerwowego podniecenia. Z tego, co Krystian wiedział, była całkiem utalentowaną dziennikarką o typie wrażliwości, jakiej mogły jej pozazdrościć gryzipiórki z większości redakcji.
- Tu trzeba kamery - stwierdził zamyślony Młody - Chociaż, ja wiem...
- To jest gotowy reportaż! - odwróciła się do niego z wypiekami na policzkach, a potem pobiegła przed siebie. Młody ruszył za nią do innego świata, gdzie nie liczył się wikt i opierunek, tylko skala wrażliwości i umiejętności twórczych.
Krystian i Anita poszli dalej. Ktoś zawołał na nich ze strzelnicy, więc niemrawo skręcili w jej kierunku. Strzelali na zmianę. Anita długo mierzyła do rozhuśtanej kaczki, wodząc za celem lufą strzelby. Spudłowała. Krystianowi pracownik strzelnicy rozhuśtał kaczkę mocniej, ale ten celował z nieruchomej pozycji. Wygrał sztuczną różę, którą od razu wpiął w połę żakietu Anity.
- Może pani spróbuje jeszcze raz - zachęcał chłopak.
- Lepiej niech się nie uczy - zauważył rozbawiony Krystian – Nie chcę skakać jak ta kaczka. Teraz mam pewność, że nie trafi.
Młody z Agatą wciąż zaglądali zza pleców wędkarzy. Byli jak w transie. Krystian wtargnął między nich i objął oboje ramionami.
- Co jest z wami?
- To naprawdę rewelacyjny materiał! - wyjaśnił Młody – Na taki film, że ludziom opadną szczęki. Przerażająco puste wesołe miasteczko, atmosfera z horroru o zombie...
- Zboczeńcy! Jesteście na urlopie!
Powoli ruszyli dalej. Strzelnice zdawały się nie mieć końca, pusta karuzela obracała się, jakby wolniej niż zwykle.
- Wesołe miasteczko, wesołe miasteczko, pi pi...- zaintonował piosenkę Daukszewicza Krystian, a reszta od razu podchwyciła melodię.
Śpiewając, przeszli ostatni odcinek alejki i wybuchli opętańczym śmiechem. Po kolei kucali, trzymając się za brzuchy, jak gdyby od śmiechu miało ich rozerwać. W narożnej strzelnicy pojawiła się głowa zdesperowanej kobiety.
- Może pan coś ustrzeli - zaproponowała Krystianowi.
- Już ustrzeliłem - odparł, wskazując Anitę - I teraz mam przechlapane.
- Och, Ty!
Zaczęli się gonić przy bramie. Anita w końcu przystanęła, zaspokajając potrzebę zemsty palącym spojrzeniem.
- Spadajmy stąd, bo jeszcze się nam udzieli - zakomenderował Krystian.
- To nie Tivoli – podchwycił ze smutkiem Młody.
- Ani Prater - dodał Krystian.
- Że już nie wspomnę o Disneylandzie - skończyła Agata.
Na parkingu postanowili z Młodym skorzystać z toalety. Buda stała tuż obok, otoczona czułą opieką okutanej w brudny fartuch kobiety. Drzwi do męskiej toalety były jednak zamknięte.
- Idźcie do tej - powiedziała babcia - Tamte już pomyłam.
- Kurcze, wszystko tu jest na opak - mruknął Krystian, trącając przyjaciela łokciem – To na kucaka.
Mieli jeszcze sporo czasu. Pojechał okrężnymi drogami, by Agata mogła jak najwięcej zobaczyć. Ona jednak zasnęła na kolanach Młodego i cały jego trud poszedł na marne. Gdyby nie lubił prowadzić, chyba dostałby białej gorączki, a tak - po prostu wybrał się na przejażdżkę. Anita zresztą także spała, wtulona między zagłówek fotela a drzwi.
Wzruszył ramionami i wpatrywał się w pędzącą im naprzeciw drogę. Gwałtownie skończyła się przyjemna wyprawa z przyjaciółmi i humor go opuścił. Przypomniano mu dość brutalnie, że każdy ma swoje prywatne potrzeby, które zaspokaja bez względu na okoliczności. Tylko on, marny głupiec, zdolny był zapomnieć o sobie, aby innym zapewnić komfort, rozrywkę i bezpieczeństwo. Ileż razy zrywał się bladym świtem albo zarywał noc, by odwieźć kogoś na pociąg, przywieźć z lotniska, podrzucić do cioci. Drobne głupstwa, ale to był jego czas i jego zdrowie - rzeczy, które posiadają wartość niezmierzoną. A wszyscy wokół tak łatwo ulegali zmęczeniu, folgowali swoim drobnym niedogodnościom, kapitulowali.
- Nad czym tak dumasz? - spytał Młody.
- Jest niedzielne popołudnie. Myślami jestem już w biurze - odparł, zagryzając wargę - Wszystko mam pod kontrolą, ale zleceń ostatnio nie przybywa. Warszawa przynosi co nieco, Katowice leżą. Trzeba coś z tym zrobić.
Mówiąc o pracy, przypomniał sobie o tym nieszczęsnym producencie drążków prysznicowych. Zwolnił i zerknął w lusterko.
- Jakbyś zareklamował drążki do zasłon prysznicowych?
Młody najpierw zrobił głupią minę, jak każdy, kogo o to pytał. Potem wyciszył się i zaczął głęboko zastanawiać.
- Bo ja wiem...
Krystian ze zrozumieniem pokiwał głową.
- Czekaj! Daj mi szansę - zaprotestowałem Młody - Jeżeli prysznic, to na pewno ”Psychoza” Hitchcocka. No... Panna się kąpie. Jej drążek jest zardzewiały. Ktoś się zbliża. Cień kładzie się na zasłonę. Najlepiej widoczny jest zarys czegoś długiego, jakby noża albo pręta. Ktoś zrywa zasłonę. Ona już ma krzyczeć, gdy zauważa, że to karzełek, który z uśmiechem podaje jej nowy drążek. Końcowe ujęcie karła huśtającego się na nowym drążku...
Krystian obejrzał się, czy Młody na pewno mówi poważnie, a potem podrapał się w potylicę.
- Za dużo filmów oglądasz - stwierdził po chwili.
- Może - wzruszył ramionami Młody i zajął się wyglądaniem przez boczne okno.
Krystian nie znosił tego wyrazu bezsilnej troski, jaki czasem pojawiał się na jego twarzy.
Nie spowiadał mi się ze swoich problemów po to, by otrzymać w zamian okruch pustego współczucia. Potrzebował czasem zwykłej rozmowy, zaś rad oczekiwał nie od przyjaciół, tylko od fachowców. Przyjaciele byli obok siebie, bo los zaplótł ich drogi w węzeł wspólnych chwil - czasem dobrych, czasem złych, a obowiązkiem przyjaciół było się w danej sytuacji odnaleźć.
- Dały plamę, co? – zapytał Młody z krzywym uśmiechem.
- Nie to co my - mruknął zadowolony Krystian - Kiedy sobie pomyślę, ile kilometrów razem przebyliśmy, samochodem, pociągiem...
- ...na piechotę.
- Fakt. Zmieniają się środki, ale cel jest taki sam. No, to jesteśmy w domu.
To było tak dawno temu.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

zapytała, ziewając Anita. = ziewając zapytała Anita

Możemy się do Parku Rozrywki w Chorzowie = możemy się co?

Przebudził się tylko raz, kiedy przytłoczona kamiennym snem Anita wyrżnęła go kolanem w żebra. = boski fragment :)

Przesadzasz - broniłem się Młody = bronił się :)

gdyby w pewnym momencie nie zdarzył się pewien wypadek = nie jestem pewna...
........................

reszta rewelacyjna :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Ty nie kumkaj! (najwyżej kwacz ;)

Jacku, powtórzenia bliskie to dla mnie niezręczności stylu.
Tam jakiś znaczek się wyciął, stąd tyle kursywy - poprawiam, bo chodziło tylko o "zajął się pieszczeniem" (wiesz, to brzmi jakby jakąś robotą czy browcem ;)
A te nogi - to nie rozumiem (może dlatego, że za mało mam doświadczenia? ;D
pzdr. b
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...
Anita leżała mu na piersi, niczym ufne, dziecko. --> czegoś tu brakuje, albo za dużo przecinków
- Ja widziałem ją raz - odrzekł beznamiętnym tonem - Nawet nie pamiętam, jak wygląda. Widziałem ją chyba raz. --> o tym już ktoś wspominał
Wtedy reszta tymczasowo świata przestała istnieć. --> o tym też
Czekał ich wypoczynkowy weekend, mieli po prostu spędzić wspólnie kilka miłych chwil i wypocząć. --> wypoczynkowy weekend brzmi nieco karkołomnie, może lepiej "weekendowy wypoczynek"? i bez powtórzenia wypoczywania na końcu - można je wymienić na odpoczywanie np, jeśli w ogóle musi tam być
Młody, jak zwykle, nieskromnie zjadł zanim reszta zdążyła zamoczyć łyżkę i poszedł sobie dołożyć. --> czy "nieskromnie" to odpowiednie słowo? nie wiem, dla kocich uszu nieskromne zjedzenie czegoś jest nieco dziwym określeniem wilczego apetytu
- Może - wzruszył ramionami Młody i zajął się wyglądaniem przez boczne okno.
Krystian nie znosił tego wyrazu bezsilnej troski, jaki czasem pojawiał się na jego twarzy.
Nie spowiadał mi się ze swoich problemów po to, by otrzymać w zamian okruch pustego współczucia. Potrzebował czasem zwykłej rozmowy, zaś rad oczekiwał nie od przyjaciół, tylko od fachowców. Przyjaciele byli obok siebie, bo los zaplótł ich drogi w węzeł wspólnych chwil - czasem dobrych, czasem złych, a obowiązkiem przyjaciół było się w danej sytuacji odnaleźć.
--> tutaj znajduje się kilka zapętlonych zdań. cały fragment jest dla mnie mało czytelny.
np:
*nie rozumiem na czyjej twarz pojawił się wyraz bezsilnej troski (niby wynika, że na twarzy Młodego, ale)
*nie rozumiem kto komu nie spowiadał się ze swoich problemów (i skąd nagle pierwsza osoba w toku trzecioosobowej narracji)

to by było na tyle uwag
niektóre wynikają pewnie z tego, że słabo się znam na prozie :)
jednakże prosiłabym o rozwianie wątpliwości :)

pozdrawiam
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Somalija ziemia wykonuje jeszcze trzeci ruch, który jest nazywany precesją. czyli, że oś ziemi zakreśla bardzo powoli powierzchnię stożkową, za sprawą min. grawitacji księżyca. teraz oś ziemi wskazuje na Gwiazdę Polarną. za jakieś 10 tysięcy lat będzie wskazywała Wegę.
    • @Łukasz Jasiński Nie jestem słaba w naukach humanistycznych, przeczytam większość wierszy Polskich autorów, znam filozofów, pasjonuję się historią najnowszą i prahistorią. Duża część nauk humanistycznych, jest po prostu nudna.  I bardzo Pana proszę o nie wymądrzanie się na temat ruchu płyt i platform tektonicznych skorupy ziemskiej, bo znów skucha... Nie ma obrotów. Zaczepia, Pan niewłaściwą osobę, żeby ją złamać intelektem, przez co okazało się jakie sam ma Pan braki.  Kończę, pasjonującą wymianę myśli ponieważ ona dąży do jednego, żeby mnie ośmieszyć i pokazać słabość. Niestety obróciło się to przeciw Panu.  Dobrego dnia

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

    • lubię wyjść na ogród  gdy pierwsze promienie  słońca zaglądają do okna    stanąłem na tarasie    odurzył zapach przyrody  zrobiłem bukiet kwiatów  ozdobiłem diamentowymi  kroplami rosy  spojrzałem znacząco  w kierunku sypialni    wszedłem    jeszcze spała wstawiłem kwiatki do wazonika  obudziłem pachnącą  filiżanką kawy  zaskoczyła mnie swoim  zachwytem i podziękowaniem   wstaliśmy na spóźniony obiad  miłe są takie dni    8.2023 andrew
    • @Somalija   Jeszcze jedno: nie pozwolę, aby ktokolwiek rozbierał moją inteligencję na pierwsze czynniki - to robią nauki ścisłe, słowem: zakładają klepki na mózg, ojej, oczy, otóż to: temperatura Słońca wynosi 5,500 stopni Celsjusza, Jądro Ziemi - 5,500 stopni Celsjusza - czy to daje coś do logicznego myślenia? Ziemia będzie trwała, póki będzie świeciła największą gwiazda Słońce i pewnie kiedyś Słońce zgaśnie i będzie karłem, pewnie pani nie może przełknąć faktu naukowego, iż następuje obrót płyty tektonicznej - to jest niewygodne dla sekciarzy od ocieplenia klimatu, Unii Europejskiej od dwutlenku węgla i wszelkiej maści sekt monoteistycznych, które wrzeszczą o końcu świata, nieprawdaż? Zaraz pewnie oskarży mnie pani, iż tworzę "teorie spiskowe", nieprawda: takimi epitetami posługują się ci, którzy nie mają kontrargumentów.   Łukasz Jasiński 
    • @Somalija   "Studia humanistyczne są tak samo wartościowe jak techniczne – przekonywała w Czwórce magister historii. Czy tak jest faktycznie?   Zgłębianie historii czy matki nauk – filozofii jest dziś passé. Na taki stan rzeczy złożyło się kilka czynników. – W ostatnich 20 latach miał miejsce olbrzymi bum na studiowanie, to doprowadziło do obniżenie poziomu, szczególnie kierunków humanistycznych – mówił w audycji “Się mówi” dr Łukasz Niesiołowski z Uniwersytetu Warszawskiego.   Jednak system finansowania uczelni wyższych również stawia na “umysły ścisłe”. – Jesteśmy niedofinansowani, chętniej dotowane są kierunki techniczne – podkreślił Mateusz Mrozek, przewodniczący Parlamentu Studentów RP. Tymczasem, jak podkreślają goście Czwórki, osoby bez “konkretnego zawodu” łatwiej radzą sobie na rynku pracy. – To są ludzie, którzy potrafią dopasować się do oczekiwań pracodawcy – ocenił dr Niesiołowski."   Źródło: Internet    Komentarz odautorski: dlatego właśnie świetnie sobie poradziłem w życiu i nadal sobie radzę, chociaż: jestem osobą niepełnosprawną o umiarkowanym stopniu - posiadam nabytą niepełnosprawność (nie słyszę) i zawsze miałem pod górkę - niczego nikomu nie zawdzięczam - jak ognia unikałem nepotyzmu, a teraz nie muszę pracować i to was bardzo, bardzo i bardzo boli...   Z poważaniem  Łukasz Jasiński 
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...