Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Zapytaj mnie proszę cz. V


Barbara_Pięta

Rekomendowane odpowiedzi

Karetka zjawiła się wyjątkowo szybko. Dwaj sanitariusze umieścili kobietę we wnętrzu ambulansu. Pojazd odjechał, rozbrzmiewając charakterystycznym, świdrującym sygnałem.
Siedziałam na ławce w pobliżu kamienicy, gapiąc się tępo w stronę tętniącego życiem supersamu, usytuowanego po przeciwnej stronie ulicy. Ludzie wchodzili, wychodzili pchając pełne wózki w stronę swoich samochodów; ci mniej zamożni dźwigali ciężkie siaty z grymasem udręczenia na twarzach. Wśród zgiełku uwijali się chłopcy parkingowi, prowadząc własną kampanię reklamową, mającą na celu złowienie jak największej liczby klientów. Co i rusz słychać było wiązankę przekleństw, rzucanych w ich kierunku przez wściekłych właścicieli aut.
- Jak się czujesz? – Michał dotknął mojej dłoni. Wróciłam do rzeczywistości i na nowo poczułam ból we wszystkich członkach mojego ciała.
- Trochę lepiej – uspokoiłam go – możemy jechać? – zapytałam, całkiem już odzyskując przytomność umysłu.
- Na pewno? – przyjrzał mi się badawczo, chcąc rozwiać wątpliwości.
- Jasne. Spadajmy stąd – wstałam angażując resztki energii, jaka mi pozostała.
Właśnie odjeżdżaliśmy, gdy pod kamienicę, w której mieściło się biuro Kleczkowskiego zajechał policyjny wóz. Wzdrygnęłam się.
- Co jest, Magda? – spytał Michał, nie odrywając oczu od szosy.
- Patrz, wystarczyło wsiąść do samochodu minutę później, a mielibyśmy jeszcze na głowie gliniarzy.
Spojrzał we wsteczne lusterko i parsknął śmiechem.
- Daliśmy nogę, mówiąc delikatnie – zażartował, zaraz potem jednak spoważniał – nie wiem tylko, czy to był dobry pomysł – dodał z nutą wątpliwości.
- No, coś ty?! – wzburzyłam się – niech idą do cholery.
Wciągnął powietrze, po czym zaczął je wypuszczać, wydymając przy tym śmiesznie policzki. Minę miał nietęgą.
- Zdajesz sobie sprawę, że mogą chcieć z nami rozmawiać? – powoli cedził słowa – szczególnie z tobą – zaakcentował.
Wkurzał mnie coraz bardziej. Spojrzałam na niego spode łba.
- Nie ja! Rozumiesz? Nie ja podłożyłam bombę w jego samochodzie! – wytrajkotałam szybko, jakbym się bała, że owa wypowiedź może nigdy nie ujrzeć światła dziennego.
- Oj, Magda – zniecierpliwił się Misiek – chodzi o to, że... – jego czoło pokryły krople potu - ... sprawa, którą prowadził Kleczkowski dotyczyła bezpośrednio twojego ojca. To naturalne, że w trakcie śledztwa będą chcieli ustalić, z kim się ostatnio kontaktował.
- Chcę do domu. Nic więcej mnie w tej chwili nie obchodzi – poszłam w zaparte. Drżałam na samą myśl o tym, że Michał zechce tam wrócić.
„Nie, nie i jeszcze raz nie!” – powtarzałam w myślach, jak jakąś mantrę.
- Przynajmniej weź to pod uwagę – nie dawał za wygraną.
- Mam to gdzieś – warknęłam – nikt nie będzie mi dyktował, co mam robić – palnęłam już całkiem bez sensu.
- Kobieto, wyluzuj – zjechał na pobocze i zatrzymał się – ja tylko stwierdzam suche fakty – przyglądał mi się takim świdrującym wzrokiem, że miałam ochotę walnąć go w łeb.
Świadomość, że tym razem facet ma po prostu rację, doprowadzała mnie do szewskiej pasji.
- Może pójdziemy gdzieś napić się kawusi, albo co? – próbował załagodzić – o, patrz tam jest jakiś zajazd – wskazał mały drewniany domek, niedaleko szosy.
- Daj spokój, dopiero, co wyjechaliśmy – zaoponowałam – wolałabym jak najszybciej znaleźć się w domu.
- Dobra – kiwnął głową, widząc, że i tak nic nie wskóra – a więc gaz do dechy i ruszamy.
Resztę drogi przejechaliśmy w milczeniu, trawiąc własne myśli, krążące nad nami, jak wygłodniałe sępy. Dochodziła siedemnasta, gdy dotarliśmy do domu. Wysiadłam z samochodu i rzuciłam Michałowi oschłe „cześć”. Trzasnęłam drzwiczkami i tyle mnie widział.
Nie czekając na windę, wbiegłam po schodach na czwarte piętro. Wpadłam do mieszkania, rzuciłam torebkę na stolik i skierowałam się w stronę kuchni. Maks podreptał za mną ze smutną miną, wyczuwając zapewne mój podły nastrój. Z pokoju obok jak zwykle dochodził odgłos telewizora, włączonego na cały regulator. Dzieciaki nawet mnie nie usłyszały. Mama wyjrzała z łazienki:
- Cześć. Jak wyjazd? – zapytała wycierając ręce.
- Ujdzie – burknęłam. Wyjęłam z szafki dwa kubki – zrobić ci kawy? – zapytałam.
- Aha, tylko słabiutką – zaznaczyła – piłam już dzisiaj.
- Jasne – wrzuciłam dwie czubate łyżeczki do mojego kubka, a mamie tylko jedną płaską.
- Co, randka się nie udała? – zagaiła mama, siląc się na żartobliwy ton.
Zaparzyłam kawę i spojrzałam na nią przeciągle.
- Nie było żadnej randki – odparłam lodowato. W całym mieszkaniu temperatura spadła chyba o kilka stopni – musimy porozmawiać – oznajmiłam sucho, unikając jej wzroku.
Bałam się, ale w tej sytuacji nie mogłam niczego ukrywać. Wszystko było pogmatwane. Czułam, że sama sobie z tym nie poradzę.
- Tak? – spojrzała pytająco.
- Jest taka sprawa... – zaczęłam się jąkać - ...e, właściwie nie wiem, od czego zacząć...
- Najlepiej od początku – odparła matka wpatrując się we mnie. Jej policzki pokrył intensywny rumieniec. Chyba udzieliło jej się moje zdenerwowanie.
- Ktoś dalej prowadzi sprawę ojca, a mówiąc ściślej właśnie zakończył. Przed trzema godzinami wyleciał w powietrze – puściłam serię, jak z karabinu maszynowego.
Mama stanęła jak wryta, otwierając szeroko usta.
- J...jak to? Nie rozumiem – wymamrotała zdumiona.
- Tak to, po prostu – wyjaśniłam lakonicznie – facetowi znudził się ziemski padół i poleciał sobie w kosmos – paplałam bez sensu – takiemu to dobrze, ma święty spokój.
- Ale zaraz, jak się dowiedziałaś? Kto ci powiedział? – pytała gorączkowo.
- Telefonował do mnie wczoraj i prosił o spotkanie. A dzisiaj odleciał w przestworza. Czujesz blusa? - podniosłam głos – akurat dzisiaj, to się nazywa pech.
- Nie ogarniam, nie ogarniam – kręciła głową mama. Przez moment nawet żałowałam, że ją w to wtajemniczyłam.
Naszą rozmowę przerwał dzwonek telefonu. To był Michał.
- No, co tam? – zapytałam niezbyt uprzejmie.
- Wpadnij na małego drinka, mam pewien pomysł – zaproponował.
- Jaki pomysł – mruknęłam znudzona. Na dzisiaj miałam już dość wrażeń.
- Powiem Ci, jak się spotkamy. Zejdź na dół za dziesięć minut. Będę na ciebie czekał.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pedro - dzięki za komenta, a tak przy okazji to chciałabym nawiązać do Twojego komenta z części III. Ciekawy byłeś, czy się domyślę. Poniżej cytuję moją odpowiedź:

[Wiesz Pedro, dumam właśnie nad tym, co mi napisałeś. Chyba już wiem, co zmienię:
- przede wszystkim zdania nie zaczyna się od "A"
- troszkę przetasuję ten dialog, daj znać, czy tak będzie lepiej
Dzięki Wodzu i pozdrawiam serdecznie/B.
"- Jeśli chodzi o stare sprawy...
- Daj spokój - przerwałam zdecydowanym gestem - zamknięty rozdział.
- Jasne - skinął pojednawczo - gdybyś jednak chciała... - ciągnął z uporem maniaka.
Spiorunowałam go wzrokiem.
- Zamknij się wreszcie i róbmy ten obiad" - coś w tym rodzaju, będzie lepiej? :-)]

Jeszcze raz dzięki i pozdrawiam/B.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 miesiące temu...

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...