Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Beata po kilku dniach wróciła do domu. W milczącej atmosferze dochodziła do siebie. Rodzice z jednej strony chcieli wszystkiego się dowiedzieć, z drugiej lękali się poruszyć temat, by nie denerwować córki.
Wojtek natomiast nawet nie przyszedł do Beaty. Tłumaczył przez telefon, że boi się reakcji jej rodziców na ewentualną wizytę. Niestety dobrze wiedziała, że to po prostu koniec.

Po tygodniu poszła na uczelnię. Miała tylko dwa wykłady, więc nie czuła się zmęczona. Cieszyła się, że wraca do normalności. Wśród ludzi nie myślała o stracie dziecka, było jej łatwiej.
Czuła się na tyle dobrze, że postanowiła nie wracać od razu do domu, gdzie wszyscy obchodzili się z nią jak z jajkiem. Koleżanki były już umówione, więc postanowiła przejść się sama.

Po chwili spacerowania po starym mieście przypomniała sobie o Mateuszu.

- Mateusz Kubicki, słucham?
- Cześć, tu Beata. - powiedziała niepewnie a w słuchawce zaległa cisza. – Halo?
- Cześć! Jestem, jestem, tyle że trochę zajęty. Jak się czujesz?
- Dobrze, dzięki. Ale nie będę przeszkadzać.
- Co robisz wieczorem?
- Nic.
- A masz ochotę gdzieś wyjść?
- A gdzie na przykład?
- A choćby i na spacer – powiedział z uśmiechem.
- Hm... no dobrze, z chęcią.
- Z ociągającą się chęcią! Dobra, to umawiamy się o 19-tej, pod Neptunem?
- Kinem czy fontanną?
- Przy fontannie, pasuje?
- Tak, miłej pracy!
- Dzięki, do zobaczenia!


Mateusz przez resztę dnia pracował na wysokich obrotach, żeby mieć wolny wieczór i spokojnie spędzić go z Beatą. Tym razem nie było kłopotów. O umówionej godzinie wyszli sobie na spotkanie. Planował zabrać ją do kina, ale Beata stwierdziła, że jest tak pięknie, iż ma ochotę się przejść.

O tej porze starówka nie cieszyła się szczególnym powodzeniem, więc spacerowali niemal samotnie. Gdy doszli nad Motławę zaczął prószyć śnieg.

- Zawracamy?
- Zwariowałeś?! Gwiazdki lecą z nieba a Ty chcesz uciekać? – Beata spojrzała na niego z dziecięcą radością w oczach. – Dopiero teraz jest pięknie.

Szli więc dalej swobodnie rozmawiając o pracy Mateusza, która fascynowała Beatę.
- Czyli jesteś niejako artystą.
- Jakie niejako, jestem nim!
- Ja też. To znaczy artystką.
- A co robisz?
- Prócz zbierania gwiazd? Piszę wiersze.
- Ooo, no to jesteś wrażliwą duszą.
- A co? Nie wyglądam na taką?
- Ależ wyglądasz i to jak!
- No jak?
- Bardzo poetycko – odpowiedział wymijająco u obojga wyzwalając szczery śmiech.


c.d.n.

Opublikowano

Ten Neptun, setki spadających gwiazdek, a każda z nich inna i wygląd artystki jest mi dziwnie bliski. Chyba kiedyś przeżyłam coś podobnego :). Widzę, że narazie wszystko idzie dobrze, bohaterowie emanują pozytywną energią i wrażliwością. Dla mnie może być tak nawet do końca. Nie zawsze zaplątanie akcji wychodzi na dobre tekstowi. Ale to tylko moje zdanie i z niecierpliwością czekam na następną porcję. :)
/Koleżanki były już umówione, więc postanowiła przejść się sama./- proponuję w ten sposób.
Pozdrowionka

Opublikowano

dzięki kochani :)
no ale Wam to dogodzić, tu lepiej bez zwrotów akcji, tam lepiej jednak ostro zakręcić, mam nadzieję, że uda mi się to jakoś pogodzić.. :)

Małgosiu, ja tam coś zjadłam... dzięki za czujność, już poprawiam :)

Opublikowano

nie masz sie sugerować, ani nam " dogadzać", tylko napisac to tak jak czujesz, tak jak to widzisz. my możemy sobie pomarudzić, to sie nam może nie podobać, a tamto podobać, ale pamietaj ,że to twoja opowieść, nie piszemy jej wspolnie. ten kawałek nie odbiega od pozostalych. czekam na ciag dalszy. na koniec rozpisze się bardziej.

Opublikowano

masz rację, ma być jak ja chcę,
tylko że wiesz, jakbym w ogóle nie zważała na opinie czytelników, to wyszłoby, że pisałabym dla siebie samej :) i umieszczanie tego gdziekolwiek byłoby błędem.
ale wsłucham się bardziej w siebie... dzięki Krzyś :)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Choćby najwyższy sąd tu zadziałał  To familijną będzie tak sprawa Nazwisko nieznane ród rozwiedziony  A co ważniejszym jegomość to sprawia Data nieważna koledzy klapą  Małpą odchaczyć a na przybitkę uderzyć łapą   Wywód bez końca poprowadzony Rodowód zwodu już wywiedziony
    • @infelia dziękuję bardzo jestem marzycielem może ktoś kiedyś?
    • @infelia dziękuję bardzo za miłe słowa pozdrawiam serdecznie 
    • Przygniata mnie ten ciężar nocy. Siedzę przy stole w pustym pokoju. Wokół morze płonących świec. Poustawianych gdziekolwiek, wszędzie. Wiesz jak to wszystko płonie? Jak drży w dalekich echach chłodu, tworząc jakieś wymyślne konstelacje gwiazd?   Nie wiesz. Ponieważ nie wiesz. Nie ma cię tu. A może…   Nie. To plączą się jakieś majaki jak w gorączce, w potwornie zimnym dotyku muskają moje czoło, skronie, policzki, dłonie...   Osaczają mnie skrzydlate cienie szybujących ciem. Albo moli. Wzniecają skrzydłami kurz. Nie wiem. Szare to i ciche. I takie pluszowe mogło by być, gdyby było.   I w tym milczeniu śnię na jawie. I na jawie oswajam twoją nieobecność. Twój niebyt. Ten rozpad straszliwy…   Za oknami wiatr. Drzewa się chwieją. Gałęzie…. Liście szeleszczą tak lekko i lekko. Suche, szeleszczące liście topoli, dębu, kasztanu. I trawy.   Te trawy na polach łąk kwiecistych. I na tych obszarach nietkniętych ludzką stopą. Bo to jest lato, wiesz? Ale takie, co zwiastuje jedynie śmierć.   Idą jakieś dymy. Nad lasem. Chmury pełzną donikąd. I kiedy patrzę na to wszystko. I kiedy widzę…   Wiesz, jestem znowu kamieniem. Wygaszoną w sobie bryłą rozżarzonego niegdyś życia. Rozpadam się. Lecz teraz już nic. Takie wielkie nic chłodne jak zapomnienie. Już nic. Już nic mi nie trzeba, nawet twoich rąk i pocałunku na twarzy. Już nic.   Zaciskam mocno powieki.   Tu było coś kiedyś… Tak, pamiętam. Otwieram powoli. I widzę. Widzę znów.   Kryształowy wazon z nadkruszoną krawędzią. Lśni. Mieni się od wewnątrz tajemnym blaskiem. Pusty.   Na ścianach wisiały kiedyś uśmiechnięte twarze. Filmowe fotosy. Portrety. Pożółkłe.   Został ślad.   Leżą na podłodze. Zwinięte w rulony. Ze starości. Pogniecione. Podarte resztki. Nic…   Wpada przez te okna otwarte na oścież wiatr. I łka. I łasi się do mych stóp jak rozczulony pies. I ten wiatr roznieca gwiezdny pył, co się ziścił. Zawirował i pospadał zewsząd z drewnianych ram, karniszy, abażurów lamp...   I tak oto przelatują przez palce ziarenka czasu. Przelatują wirujące cząsteczki powietrza. Lecz nie można ich poczuć ani dotknąć, albowiem są niedotykalne i nie wchodzą w żadną interakcję.   Jesteś tu we mnie. I wszędzie. Jesteś… Mimo że cię nie ma….   Wiesz, tu kiedyś ktoś chodził po tych schodach korytarza. Ale to nie byłaś ty. Trzaskały drzwi. Było słychać kroki na dębowym parkiecie pokoi ułożonym w jodłę.   I unosił się nikły zapach woskowej pasty. Wtedy. I unosi się wciąż ta cała otchłań opuszczenia, która bezlitośnie trwa i otula ramionami sinej pustki.   I mówię:   „Chodź tutaj. Przysiądź się tobok. Przytul się, bo za dużo tej tkliwości we mnie. I niech to przytulenie będzie jakiekolwiek, nawet takie, którego nie sposób poczuć”.   Wiesz, mówię do ciebie jakoś tak, poruszając milczącymi ustami, które przerasta w swojej potędze szeleszczący wiatr.   Tren wiatr za oknami, którymi kiedyś wyjdę.   Ten wiatr…   (Włodzimierz Zastawniak, 2025-12-10)    
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...